Dziwnie krzyżują się ludzkie losy… Niedawno pisałem w tej rubryce o losach śp. Konstancji Strusiewicz, Polce która wraz z rodziną została w roku 1930 zesłana z okolic Baru na daleką północ Rosji. Miejsce zesłania, miejscowość Uksora – kilka baraków zagubionych w bezkresnej tajdze. Artykuł zainteresował naszych Czytelników, więc pomyślałem, że warto sprawdzić czy nie mam jeszcze jakiś materiałów o tej wsi, wśród gigabajtach dokumentów, które przez lata nagromadziły się w trakcie rosyjskich poszukiwań. Cóż łatwiejszego, niż wpisać odpowiednią nazwę do komputerowej wyszukiwarki? I oto jest Uksora oraz skojarzone z nią nazwisko Antoni Kucharski… Przeglądam notatki i oto z mroków niepamięci wyłania się kolejna polska historia. Tragiczna i wspaniała!
Tragedia rozpoczęła się tego strasznego dnia 10 lutego 10940 roku. To data pierwszej masowej wysyłki Polaków z Kresów. Brano przede wszystkim urzędników, inteligencję, osadników, czyli tych którzy byli najbardziej niebezpieczni bo twardo stali przy Polsce.
Wśród nich Antoniego Kucharskiego (zob. poniżej), inżyniera leśnika z miejscowości Zdzięcioł na nowogródczyźnie. Razem z nim w nieznane wysłano rodzinę, żonę i dwóch synów. Po trzech tygodniach tułaczki w bydlęcych wagonach wyrzucona w śnieg gdzieś w okolicach Kotłasu, stacji którą pamiętają tysiące polskich zesłańców. Potem jeszcze kilkanaście dni kwarantanny, wędrówki przez tajgę i wreszcie miejsce, które im przeznaczono już na zawsze, gdyż, jak oświadczył enkawudowski komendant wsi, do Polski już nie wrócą, bo Polski nie ma i nie będzie.
To była właśnie Uksora. Wieś zabita dechami i to dosłownie, bowiem stały w niej puste baraki po wymarłych zesłańcach z oknami i drzwiami zabitymi deskami. Wśród tych, którzy zostali tu na zawsze byli między innymi polscy zesłańcy z lat trzydziestych. To tu pochowano matkę Konstancji Strusiewicz zmarłą w roku 1936.
Rodzina Kucharskich zajęła swój kąt w baraku i zaczęło się „normalne” życie. Kto ukończył szesnaście lat ten szedł rąbać las. Na tych którzy szybko opadali z sił czekał cmentarz…
We wspomnieniach wielu zesłańców powtarza się to samo zdanie: uratował nas cud! Była nim amnestia z 10 sierpnia 1942 roku. Dziwny to cud, bo sprawił go wybuch kolejnej krwawej wojny, która wymusiła zawarcie przez Sowiety układu z emigracyjnym rzędem polskim. Gdyby nie on, niewielu zesłańców przeżyłoby następną zimę. Zapasu sił, które przywieźli w sobie z Polski nie starczyłoby na dłużej.
Gdy po kilku dniach do Uksory dotarła ta niezwykła wiadomość, zebrano wszystkich Polaków i oznajmiono im, że od tej chwili są wolni.
Tu zaczyna się wspaniała część tej tragicznej opowieści. Wystąpił inżynier Kucharski i spytał kto i jakim prawem udziela im, niewinnym ludziom i obywatelom innego państwa, amnestii. Wygarnął całą prawdę enkawudowskim nadzorcom, którzy choć teraz nic nie mogli mu zrobić, ale jego słowa dobrze sobie zapamiętali.
Autorytet Antoniego Kucharskiego wzrósł jeszcze bardziej. Szybko zorganizował, rzecz niespotykana w Związku Sowieckim, społeczny komitet opiekujący się chorymi i sierotami. Niedługo potem mianowany został przez Ambasadę Polską pełnomocnikiem polskiej delegatury w Archangielsku oraz mężem zaufania w dwóch rejonach obwodu archangielskiego.
„Wolni” Polacy na wszelkie sposoby usiłowali wydostać się z mroźnej, niegościnnej północy w cieplejsze rejony. Rozpoczął się exodus, któremu władze na ogół nie przeszkadzały. Jednak rodzina Kucharskich została zawrócona z drogi. NKWD nie zapomniało i wypatrywało okazji do zemsty. Nie czekali nawet na oficjalne zerwanie stosunków z rządem polskim po ujawnieniu zbrodni katyńskiej. Kucharski był zbyt aktywny i zbyt wiele psuł im krwi. Aresztowano go w listopadzie 1942 roku za antysowiecką agitację i szpiegostwo. Dziesięcioletni wyrok był standardowy jak na te zarzuty. Areszt i śledztwo musiały być szczególnie surowe, bowiem w lipcu 1943 roku, w wieku 46 lat Antoni Kucharski zmarł w łagrze pod Kotłasem. Zachowały się świadectwa towarzyszy jego niedoli. Nie poddał się do końca. Wspierał kolegów i trwał przy Polsce.
Osierocona rodzina wytrwała na północy do 1946 roku, by wreszcie z masą polskich zesłańców wyrwać się z nieludzkiej ziemi. To nic, że ich piękne i ukochane Kresy była już dla nich. Byle dalej, byle do Polski, która nie może być przecież tak zła jak sowiecki raj.
W latach 90. ubiegłego wieku, gdy podczas krótkotrwałego okresu jelcynowskiej wolności rodzina Antoniego Kucharskiego poprzez kotłaską organizację „Sumienie” dotarła do teczki, którą założyło mu NKWD. Odnalazłem je w archiwum nieistniejącego już dziś „Sumienia”.
JACEK MATECKI
1 komentarz
Anna
16 stycznia 2019 o 15:19Przeczytaj