NOWA RUBRYKA NA PORTALU KRESY24.PL!
Wśród wielu dobrych definicji nowoczesnego narodu można znaleźć i tę, która opisuje go nie tyle jako wspólnotę kultury, cieszącą się z posiadania własnego państwa, ile takowego państwa dla siebie żądającą. Gdyby było inaczej, w XIX nie istnieliby żadni Czesi, Polacy, czy Chorwaci, tylko co najwyżej odmienni etnicznie Niemcy albo Rosjanie. Pomysł, że nie ma życia narodowego poza państwem (jak gdyby nie mogło istnieć w kontrze do niego) zrodził się oczywiście w zachodniej Europie, gdzie w momencie krystalizacji nowoczesnego nacjonalizmu – rozumianego jako mniemanie o wyższości organizacji narodowej społeczeństwa nad wszelką inną – stosowne byty polityczne istniały nieprzerwanie od Średniowiecza.
W konsekwencji niepodległość ma dla Hiszpanów, Brytyjczyków, a nawet Francuzów wartość organiczną, a przez to ograniczoną. Trochę tak, jak powietrze. Niby wiadomo, że zawarty w nim tlen jest niezbędny do przeżycia, ale ponieważ nie zdarzyło się, żeby w normalnych warunkach w którymś miejscu globu zabrakło powietrza, więc nie bierze się pod uwagę takiej ewentualności. Oczywiście, kontynuując tę ryzykowną metaforę, możemy powiedzieć, że każdy doświadczył sytuacji jego braku, nurkując w wodzie, czy wchodząc na bardzo wysoką górę. Owszem, ale na ogół łatwo mu było z tych sytuacji wrócić do stanu normalności.
I dalej: Polska na tle państw zachodnioeuropejskich przypomina dwukrotnie ocalałego rozbitka, który usiłując dobić do brzegu, łapał hausty powietrza – niekiedy bardzo obfite: patrz nasze powstania narodowowyzwoleńcze – ale w czasie tych zmaganiach z groźnym żywiołem nie mógł ani na chwilę odetchnąć pełną piersią. Nie mógł o istnieniu powietrza zapomnieć.
Wiele wynikłych z tego konsekwencji można uświadomić sobie od ręki. Nawet wyśmiewaną przez „politycznych realistów” decyzję obozu sanacyjnego – czy też, jak kto woli – najzupełniej pojedynczego człowieka, tj. Józef Becka – by nie odpuszczać Niemcom w/s Gdańska i korytarza. Tamte żądania odbierano właśnie jako próbę zmniejszenia nam dostępu do życiodajnego powietrza. Czy zdajemy sobie sprawę, że gdyby ówczesny minister spraw zagranicznych powiedział z sejmowej mównicy, że oczekiwania Hitlera są drobne i warto je dla świętego spokoju zaspokoić, to nie tylko doszłoby do dramatycznego spadku społecznego poparcia dla władzy – mniejsza o to – ale decyzja taka wywołałby przynajmniej dysonans poznawczy w narodzie, jeśli nie – mówiąc górnolotnie – pęknięcie jego duszy?!
W państwie, które nie jest totalitarnym na wzór stalinowsko-orwellowski – a Polska sanacyjna, przy największej wobec niej niechęci, państwowym takim nie była – a jednocześnie opiera się na bardzo silnym aksjomacie nienaruszalności zbiorowego honoru podobna operacja jest niemożliwa do przeprowadzenia. (Podobnie, jak trudno byłoby nakazać Anglikom, by przestali obracać pieniądzem i wrócili do wymiany barterowej, czyli towar za towar). Polecenie takie albo zostałoby zignorowane, co wystawiłoby władze na śmieszność i skrępowało jej ręce, albo wywołałoby polityczną furię, z próbą puczu włącznie. Ten ostatni z kolei mógłby przynieść Polsce skutki jeszcze bardziej opłakane, niż II wojna światowa w znanej nam postaci. Świadomie abstrahuję tutaj od innych argumentów przeciwko przyjęciu niemieckiej propozycji w latach 1938/39 – wystarczy odwołać się do niepodległościowej logiki polskiego społeczeństwa.
Nasze umiłowanie wolności nie tylko z czasem nie osłabło, ale wręcz uległo pogłębieniu wskutek recydywy historii, jaka miała miejsce w półwieczu 1939-1989. Obok nas dorosło dopiero pierwsze pokolenie niepamiętające sowieckiej ekspozytury w postaci PRL-u. Do diabła przy okazji z opowieściami o tym, że papieru toaletowego nie było – w II RP też nie było różnych rzeczy – szczególnie na Polesiu, czy Nowogródczyźnie, ale Polska jest nie tam gdzie dobrobyt, ale tam, gdzie libertas. Libertas, która – jak pokazały to dzieje po raz pierwszy z całą brutalnością w XVIII wieku, jest niemożliwa bez niepodległości, a więc bez wolności zewnętrznej.
Nigdy też nie dość powtarzania słów wielkiego Polaka Józefa Piłsudskiego: „wolność [właśnie ta zewnętrzna, czyli niepodległość – tak to Marszałek rozumiał] nie jest dana raz na zawsze”. Święte słowa. By nie przepadła, trzeba o nią walczyć i ją czcić.
Co się tyczy tego drugiego… Oto przed Państwem rubryka „Niepodległość”. Przez cały 2018 rok będziemy tu prezentować – w miarę możliwości: w kontekście kresowym – wszelkie możliwe wątki, aspekty i okruchy pamięci związane ze 100-leciem naszej zbiorowej wolności. Na potrzeby przyszłości chcemy magazynować przeszłość, dla lepszego zrozumienia wzywań wolności – prezentować na ich temat najróżniejsze opinie, (z wyjątkiem komunistycznych: komunistom na nasze łamy wstęp wzbroniony), w celu budowania narodowej dumy – wraz z innymi wydobyć skałę, na której można ją postawić. Przede wszystkim chcemy jednak podtrzymywać światło pamięci, a mówiąc mniej górnolotnie: postawić naszą świeczkę w morzu zniczy. Mamy niepłonną nadzieję, że rubryka przypadnie Państwu do gustu, że będziecie ją Państwo często odwiedzać i komentować.
Dominik Szczęsny-Kostanecki
Redaktor naczelny
1 komentarz
Polak z Białorusi
20 lutego 2018 o 23:17Dziękuję Redaktorowi naczelnemu,panu Dominikowi Szczęsnemu-Kostaneckiemu za godną wszelkiej pochwały i aprobaty decyzję. W ogóle,Świetnie!