Po raz pierwszy dowiedziałam się o Stefanii Kurtzweil podczas opracowania jednej ze spraw archiwalno-śledczych. Od tamtego czasu nie dawał mi spokoju pomysł, by uczcić pamięć tej kobiety.
Wydawało się, że po przeczytaniu ponad tysiąca spraw archiwalno-śledczych «oswoiłam się» z tragedią ludzkich losów. I mimo iż starałam się zdystansować do tych ludzi, ich osobistych przeżyć, to jednak każdy z nich stawał się dla mnie bliski, nawet ci, którzy tylko przez krótki czas przebywali w sowieckich więzieniach, ponieważ ze wspomnień, pamiętników naocznych świadków doskonale wiem, że przeszli przez piekło, które wielu z nich doprowadziło ich do obłędu.
O losie Stefy (tak zaczęłam ją nazywać) miałam napisać kolejny tekst do przyszłego zarysu biograficznego, jednak wydarzenia potoczyły się inaczej. Fragmenty z jej dziennika (opublikowane w «Monitorze Wołyńskim» w nr 6 z dnia 26 marca 2015 r. – red.), które znalazłam w dochodzeniu śledczym, zadziwiały mocą patriotycznego ducha tej młodej kobiety. A ze zdjęcia przebijał się smutek.
Zestawiając to z wydarzeniami na wschodzie naszego państwa, jeszcze bardziej zbliżyłam się ze Stefą, ponieważ ona, podobnie jak my dzisiaj, z całego serca martwiła się o los swojej Ojczyzny, patrząc na to, jak but sowieckiego «wyzwoliciela» depcze jej ojczystą ziemię. Czytelnicy «Monitora Wołyńskiego» wiedzą, że Stefania Kurtzweil przyjęła ideę walki konspiracyjnej przeciw okupantom bolszewickim i była gotowa w każdym czasie dołączyć do aktywnej działalności.
Przeszkodziły temu masowe prewencyjne areszty polskiej młodzieży w Dubnie, gdzie równocześnie funkcjonowało kilka młodzieżowych ośrodków podziemnych. Wśród aresztowanych i osadzonych w więzieniu NKWD znalazła się też Stefa. Dalej była cela wypełniona aresztantkami, w większości takimi samymi młodymi kobietami, okropne warunki bytu więziennego: brak elementarnej higieny (fizjologiczne osobliwości kobiet zupełnie nie były uwzględniane), ciągły smród i wszy (odwieczne towarzyszki jeńców).
Nie było to jednak najgorsze. Najgorsze były przesłuchania, przesłuchania, przesłuchania, głównie nocne, wielogodzinowe, wykańczające, a także stosowanie tortur fizycznych i moralnych. Tutaj nawet twardzi mężczyźni po kilku «akcjach wychowawczych» zaczynali «mówić», nie wspominając o kruchych kobietach.
Stefania wiedziała o podziemiu we Lwowie, wraz ze swoimi przyjaciółmi oczekiwała, że stąd do Dubna przybędzie osoba, która pomoże rozwinąć działalność podziemną, wskaże drogę pokonania inwazji wroga, czytała także odezwy polskiego rządu na uchodźstwie «o treści antysowieckiej», ale żadnych konkretnych działań nie podejmowała. Żywiła nadzieję, że członkowie NKWD zlitują się, skażą na kilka lat harowania w obozach pracy, ale pozostawią jej najcenniejsze – życie.
Nie zlitowali się… Wyrok śmierci wykonali w Kijowie. Z krótkiej wzmianki o wykonaniu wyroku nie można się wiele dowiedzieć. Jednak istnieje dużo świadectw na to, że właśnie w okolicach Kijowa, na terenie byłej wsi Bykownia znaleźli swój ostatni odpoczynek pomordowani przez katów w latach 1937–1941. Często w dochodzeniach śledczych znajduje się informacja o osobach, które w latach 1980–1990 próbowały wyjaśnić los swoich represjonowanych krewnych.
Mimo tego, że Stefania Kurtzweil posiadała dużą rodzinę, nikt z sióstr czy braci nie miał odwagi jej szukać, a może też nikt z bliskich nie pozostał. Dlatego pomysł uczczenia pamięci tej kobiety ciągle nie dawał mi spokoju.
Kiedy zostałam zaproszona do udziału w uroczystościach z okazji 75 rocznicy masowych egzekucji polskich elit w Bykowni, zgodziłam się bez zastanowienia. Byłam przekonana, że właśnie tu leżą szczątki Stefy. Miałam okazję osobiście wspomnieć ją w modlitwie wraz z wieloma ludźmi, którzy przyszli w tym dniu na Memoriał. Szłam po obolałym lesie powoli, zatrzymując się prawie przy każdym drzewie, zastanawiając się, gdzie spoczywa młoda patriotka.
Długo stałam u stóp pomnika, wyszukując znajome nazwiska swoich rodaków, a znalazłam ich sporo: ur. w 1912 r. Julian Sroczyński z Szubkowa, ur. w 1896 r. starszy przodownik ІІ komisariatu policji w Równem Ignacy Stankiewicz, ur. w 1880 r. adwokat, właściciel dóbr Międzyrzecz Józef Stecki, ur. w 1904 r. Prokurator Rówieńskiego Sądu Okręgowego Włodzimierz Steurmark, ur. w 1904 r. śledczy sądowy Rówieńskiego Sądu Okręgowego Tadeusz Stewich, ur. 1887 r. właściciel fabryki mydła «M. Stok» w Równem Dawid Stok.
Ur. w 1891 r. posterunkowy posterunku policji w Malinie Piotr Szałkowski, ur. w 1913 r. Lubow Szelega z Rusywla, ur. w 1900 r. starszy posterunkowy posterunku policji w Międzyrzeczach Jakub Szeremeta, ur. w 1893 r. urzędnik starostwa powiatowego w Zdołbunowie Franciszek Szpyrko, ur. w 1896 r. komendant powiatowego posterunku policji w Równem Marian Sztab, ur. w 1887 r. dyrektor Państwowych Zakładów Bazaltu w Janowej Dolinie Leonard Szutkowski, ur. w 1909 r. starszy posterunkowy posterunku policji w Kostopolu Władysław Szudełko…
Jest to tylko część osób, nazwiska których zaczynają się z litery «S». W końcu wybrałam ciche miejsce, na wieloletniej sośnie umocowałam zdjęcie Stefy (czyniło tak wielu ludzi w poprzednich latach, dlatego dużo drzew «oznakowano» w taki sposób). «Wieczne odpoczywanie racz dać, Panie, duszy Twojej służebnicy Stefanii i zabierz ją do mieszkania świetlistego, gdzie spoczywają sprawiedliwi».
Znicz zapalił się nie od razu: dusza zakatowanej nie mogła chyba uwierzyć, że po tylu latach zapomnienia, ktoś wspomniał też o niej. Łzy same leciały mi z oczu, ale w sercu czułam, że spełniłam obowiązek wobec niewinnej ofiary reżimu stalinowskiego. I nie ma znaczenia, jakiej była narodowości. Ona była Polką wyznania rzymskokatolickiego, ja jestem prawosławną Ukrainką. Przede wszystkim jesteśmy ludźmi, którzy powinni mieć czyste sumienie przed tysiącami nieopłakanych dusz wołających o pamięć.
Tetiana SAMSONIUK
P. S.: 9 kwietnia 2015 r., z okazji 75 rocznicy Zbrodni Katyńskiej, na Memoriale «Bykowieńskie Mogiły» uczczono pamięć niewinnych ofiar reżimu totalitarnego. W uroczystościach wzięli udział Prezydenci Polski i Ukrainy, liczne polskie i ukraińskie delegacje.
3 komentarzy
Globtrotter
12 lipca 2015 o 21:00To ładnie, że Ukraińcy troszczą się o pamięć ofiar NKWD i sowieckiego terroru. Najwyższy czas, by w taki sam sposób podeszli do konieczności upamiętnienia i godnego pochówku polskich ofiar ukraińskiego ludobójstwa, a na pewno wpłynie to na ich własne poczucie godności i człowieczeństwa.
córka Podolan
16 lipca 2015 o 05:25To szlachetne co robi ta młoda dziewczyna, Ukrainka. Wielkie dzięki jej za to. Ale, jak napisał Globrotter, to dotyczy ofiar NKWD i sowieckiego terroru. To za mało, zbyt mało. Ukraińcy pretendują do miana europejskiego państwa demokratycznego. Jednak nie potrafią, czy nie chcą rozliczyć się z własnych zbrodni dokonanych na Polakach w kresie II WŚ. Piszą historię na własny użytek i wedle własnych kryteriów, gloryfikując przy tym zbrodniarzy. Próbują wmówić światu, że mordy dokonywane na bezbronnej ludności polskiej – starcach, kobietach, młodzieży i dzieciach były walką o wolność Ukrainy. Wyjątkowo bestialska i nieludzka była to walka. Walka przeciwko bezbronnym połączona z niszczeniem śladów wielowiekowej bytności Polaków. Zdewastowaniem większości grobów.
Bez rozliczenia się z przeszłością, bez potępienia tych zbrodni, bez słowa przepraszamy, trudno mówić o szczerej przyjaźni między naszymi narodami. Szczególnie przy odradzającym się nacjonalizmie ukraińskim. Trudno też uwierzyć w szczere intencje Ukrainy oczekującej od nas pomocy. Musielibyśmy sprzeniewierzyć się pamięci ofiar. Zapomnieć o swoich bliskich i pogodzić się z losem jakiego doznali. Do tego zdolni są jedynie politycy, którzy w imię rzekomego spokoju i gospodarczo-politycznych interesów, skłonni są pójść na daleko idące ustępstwa. Zaakceptować fałsz.
Mam żal do Ukraińców nie tylko o to. Mam żal także o to, że do dziś dostęp do ich archiwów jest utrudniany, a ich wkład w poszukiwanie rodzin polskich jest praktycznie żaden. Chyba, że na zlecenie za niebotyczne pieniądze. Żeby choć w tym zakresie byli otwarci na pomoc Polakom. Moja mama, wywieziona do Niemiec jako 14-letnie dziecko, mimo poszukiwań kontynuowanych do dziś przeze mnie, nigdy nie odnalazła rodziny. Nie poznała ich dalszych losów.
Nie potrafię z tym się pogodzić.
Obecnie mam zaproszenie do ukraińskiej rodziny do Lwowa, z polecenia ich krewnych zamieszkałych w Polsce. Obiecują pomoc, starsi mówią nawet po polsku.
Dlaczego obawiam się tam pojechać, szczególnie samotnie? Może niesłusznie, a jednak…
Stanislaw
24 października 2016 o 21:36„Ona była Polką wyznania rzymskokatolickiego, ja jestem prawosławną Ukrainką. Przede wszystkim jesteśmy ludźmi, którzy powinni mieć czyste sumienie przed tysiącami nieopłakanych dusz wołających o pamięć”.