W listopadzie 2017 r. w ramach Security Policy Working Paper niemieckiej Federalnej Akademii na rzecz Polityki Bezpieczeństwa pojawił się artykuł polskiego analityka Marka Menkiszaka (OSW), który w zwięzły acz kompletny sposób opisuje politykę Kremla względem Zachodu.
Menkiszak ujmuje cztery zasadnicze cele polityki rosyjskiej: 1. zdominowanie (polityczne, militarne, ekonomiczne) krajów postsowieckich, 2. ustanowienie z Europy środkowo-wschodniej (Ukraina, Polska) strefy buforowej, gdzie dla celów „pokojowych” nie powinno być obcych (czyt. amerykańskich) wojsk, których obecność narusza równowagę między Rosją a Zachodem, 3. zminimalizowanie obecności USA w Europie, również poprzez wspieranie dążeń do „usamodzielnienia się” Europy w zakresie bezpieczeństwa, 4. ustanowienie nowej „architektury bezpieczeństwa”, we współpracy Rosji z zachodnią Europą, w której Kreml będzie miał możliwość bezpośredniego blokowania niepożądanych przezeń posunięć.
Głos polskiego naukowca nie jest jednak w Niemczech niczym nowym. Wbrew obiegowym opiniom Berlin jest świadom zagrożenia jakie stanowi Kreml. W swojej Białej Księdze z 2015 r. (dokumencie o bezpieczeństwie narodowych) jasno to wyraża. W Niemczech nie brak też głosów przestrzegających przed rosyjską propagandą, infowojną, używaniem problemów społecznych (np. imigranci) do wywoływania kryzysów wewnętrznych czy sponsorowaniem przez Moskwę środowisk radykalnych. W sprawie Ukrainy Niemcy zachowują dość jednocznacze stanowisko – politycy i analitycy zapewniają, że w tej sprawie nie ma możliwości żadnej zmiany na korzyść Rosji.
Jak zauważył Menkiszak różnice między Rosją a Zachodem to również kwestia systemu wartości. Pytanie jakie się nasuwa jest jednak takie: jeśli nie brak w Niemczech wiedzy o tym czym jest polityka Kremla, jakie są jej cele, skąd taka a nie inna polityka Berlina względem Rosji, co stoi za Nord Stream 2 i wizytami, jak ta ostatnia w Sochi?
Część komentatorów szuka przyczyn w polityce amerykańskiej. Np. w sprawie Iranu. Próba tłumaczenia ponownego zbliżenia Niemiec i Rosji ostatnią decyzją Donalda Trumpa to jednak nieporozumienie. Berlin prowadzi politykę faktycznego dystansowania się do Waszyngtonu już od dłuższego czasu.
Nim Trump zasiadł w Białym Domu Berlin robił to po cichu, teraz często otwarcie. To Angela Merkel kilkakrotnie czy to przy okazji wizyty Trumpa w Europie w pierwszej połowie 2017 r. czy po ustanowienia PESCO, mówiła o konieczności uniezależnieniu się Europy od Waszyngtonu.
Spory jak ten wywołany wycofaniem się przez Waszyngton z Iran deal są raczej okazją do demonstracji politycznej, niż ich przyczyną. Niemcy, podobnie jak pozostałe kraje Europy, mają inne zdanie w tej sprawie niż Waszyngton. Politykę Merkel, i Macrona, który w tym tygodniu również składa wizytę Putinowi, można tłumaczyć postawą USA, które niejako wepchnęły Berlin i Paryż w sprawie Iranu w ramiona Rosji.
W Berlinie jednak nie mogą mieć wątpliwości, że posłużenie się Rosją jako mediatorem w całej sprawie nie przyniesie rozwiązania, tylko zaowocuje wzmocnieniem związków Teheranu z Moskwą. Europa zwyczajnie poinformuje Irańczyków, że sama nie ma nic do zaproponowania. Zresztą sam Berlin wielokrotnie wymigiwał się od wzięcia na siebie większej odpowiedzialności w rozwiązaniu kryzysu na Bliskim Wschodzie.
Niecały miesiąc temu, gdy w Europie ostro krytykowano Nord Stream 2, Merkel sugerowała potrzebę rewizji całego projektu. Dziś wiemy, że był raczej wybieg. Merkel o zastrzeżeniach Waszyngtonu w sprawie nowej nitki gazociągu mogła osobiście dowiedzieć się w kwietniu br. Berlin wybrał jednak ponownie zademonstrowanie względem USA siły. Niemiecka kanclerz chce tylko uzyskać od Moskwy gwarancje, że projekt nie będzie skierowany przeciw Ukrainie. Zapewnienia te są gołosłowne. Sam Putin zastrzegł, że transfer przez Ukrainę musi się Rosji ekonomicznie opłacać. W tym przypadku Nord Stream 2 jest oczywistą konkurencją.
Czy za działaniami rządu Merkel stoją tylko interesy – business as usual, czy plany polityczne? Trump jako przydatny pretekst pomaga realizować niemiecką strategię, ale ta w żadnym wypadku nie narodziła się wraz z nim. Wezwania do budowy samodzielnej polityki obronnej Europy, zbliżenie z Moskwą to nie „efekt Trumpa”.
Najważniejsze dla zrozumienia stosunków niemiecko-rosyjskich są dwa fakty. Pierwszy: przez ostatnią dekadę rola międzynarodowa Niemiec nie uległa zasadniczemu wzmocnieniu, Berlin nie osiągnął pozycji niekwestowanego przywódcy Europy, jego polityka jest stale kwestionowana przez inne kraje.
Macron stara się wydostać Francję z niemieckich objęć, prowadzi politykę o wiele bardziej aktywną niż jego poprzednik, stara się – inna sprawa, że mało skutecznie, przejąć pozycję lidera w Europie, narzucając też tematy i proponując polityczne wizje (częścią tych starań jest walka z „nieliberalnymi” demokracjami we wschodniej Europie). Wybory we Włoszech oznaczają również podważenie niemieckiej pozycji.
Berlin pomimo wielkich ambicji często pozostaje w tyle, paraliżuje go niezdolność do podjęcia stanowczych kroków. Ostatnio w sprawie bombardowania Syrii, w czym Niemcy nie uczestniczyli w przeciwieństwie do Francji i Wielkiej Brytanii. Polska i pozostałe kraje Europy Środkowej liczą w kwestii swojego bezpieczeństwa wciąż bardziej na NATO niż na projekty proponowane przez Berlin; Paryż planuje uruchomić własną inicjatywę (Europejska Inicjatywa Interwencjonistyczna), która ma służyć jego planom w Afryce Zachodnie. Fatalny stan niemieckiej armii od lat niedofinasowanej również nie sprzyja planom Berlina: jak kraj, który zaniedbał własne siły ma kierować Europą?
Rosja, niezależnie jak oceniać jej politykę, w ciągu ostatniej dekady urosła ponownie do roli globalnego gracza, inna sprawa, że nie wiąże się z tym żadna zasadniczo pozytywna wizja „światowego ładu”. Rosja raczej pełni w nim rolę podżegacza, sponsora krajów rewizjonistycznych (Iran, Wenezuela, rząd libijski w Tobruku).
Dekadę temu wydawało się, że to przede wszystkim Kreml potrzebuje Berlina, który pełnił rolę adwokata rosyjskich interesów na Zachodzie. Kryzysy wywołane militarnymi interwencjami Moskwy w 2008 i 2014 r. mocno nadszarpnęły dobrymi niegdyś relacjami. Lecz Berlin i Moskwa zawsze znajdowały sposób na odbudowę dobrych stosunków. W ostatecznym rozrachunku zawsze można liczyć na Socjaldemokratów, którzy jak w lutym br. ustami Sigmara Gabriela, co jakiś czas proponują zniesienie lub złagodzenie sankcji wymierzonych w Rosję.
Niemcy to dalej ważny odbiorca rosyjskiego gazu, w erze sankcji, które zastopowały rosyjską gospodarkę to rzecz nie do przecenienia. Jednak Putin może ufać, że po 2020 r. i ewentualnej zmianie gospodarza w Białym Domu sytuacja powoli ulegnie zmianie. Rosja przetrzyma to, tak jak wcześniej. Dziś sytuacja praktycznie się odwróciła. Dziś to Niemcy bardziej potrzebują Rosji.
Interesy rosyjskie są obecne na prawie wszystkich kontynentach. Kreml tworzy z Chinami, i jednocześnie w kontrze do nich, azjatyckie systemy gospodarcze i polityczne, blokujące dostęp do serca Azji Europejczykom i Amerykanom. Także w sferze wartości Kreml buduje „naród eurazjatycki” pozostający w stanie wojny z Europą. To powoduje, że Europa staje się dla Rosji tylko jedną z wielu aren aktywności.
Zapowiedź ewentualnych sankcji USA wymierzonych w Nord Stream 2 to kolejny z sygnałów potwierdzających powrót Amerykanów do Europy po intermedium w erze Baracka Obamy. Co więcej to wyraźny sygnał wysłany do Berlina, że Amerykanie są zmęczeni już sytuacją, gdy ich wysiłki w Europie Środkowo-Wschodniej są torpedowane przez Niemcy. Powrót Amerykanów to nie tylko powrót gwarancji bezpieczeństwa danych Europie, to również otwarte realizowanie amerykańskich interesów na naszym kontynencie.
I interesy te w wielu punktach są sprzeczne z niemieckimi. Sankcje wymierzane w niemieckie firmy oceniane są jako część tej rozgrywki. Wspieranie przez USA mniejszych krajów w Europie również. Oczywiście polityka nie przebiega po liniach prostych i dopiero z dłuższej perspektywy można dostrzec jej kierunki.
Dla Niemiec, które nie są w stanie zbudować w Europie swojej dominującej pozycji, która to pozycja jest dziś podważana nie tylko w samej Europie, ale również za oceanem, specjalne relacje z Rosją staje się atutem w polityce zagranicznej. Wprawdzie jeszcze za wcześnie, aby określić Niemcy jako kraj kliencki Kremla, lecz jeśli Berlin nie zmieni swojej strategii, może ona tym właśnie się skończyć. Strategii, która zresztą ma objawy schizofrenii. W połowie 2017 r. rząd Merkel, wbrew opozycji SDP, zwiększył wydatki na cele obronne, co powszechnie uznaje się za krok wymierzony w Rosję, nowy minister spraw zagranicznych w Berlinie, Heiko Maas, znany jest z antyputinowskich wystąpień. Lecz znów gdy Berlin ma wybrać między USA a Moskwą, porozumiewa się z tą ostatnią.
Łazarz Grajczyński
6 komentarzy
Dzierżyński
25 maja 2018 o 08:53To już wiemy, Niemcy chodzą na pasku Rosji, tylko co my z tym mamy zrobić? Bić się samotnie jak w 39r. licząc na dalekich sojuszników czy wzmocnić wewnętrznie siłę armii i dogadać się co do nieingerowania w nasze sprawy z Rosją (jak postępuje Finlandia). Na konflikt regionalny jesteśmy dziś za słabi, brak mocnych elit reprezentujących nasz interes narodowy i słabość ekonomiczna – według mnie trzeba lawirować i czekać na dogodną dla nas zmianę sił w naszym regionie.
observer48
25 maja 2018 o 11:28@Dzierżyński
Jeśli Trumpowi zdrowie na to pozwoli, to drugą kadencję ma w kieszeni podobnie, jak śp. prezydent Reagan, który był tylko o rok młodszy od Trumpa, gdy wygrał wybory na swoją pierwszą kadencję.
Polak z Białorusi
26 maja 2018 o 23:38Rosja i Niemcy „kochają się ” zawsze….1791,1793,1795,1939 ll
olek
27 maja 2018 o 10:19USA mimo swojej antyrosyjskości przysłało na Petresburskie forum swoją 550 osobową delegację .Gadka dla kudu to jedno a biznes to drugie ,no nie?
peter
29 maja 2018 o 02:38Olek nie antyrosyjskosci tylko rusofobi:))))))))))))
Biznes w USA jest prywatnyn a nie tak jak w Rosji Kremlowski Taka jest roznica miedzy USA I Rosja
Nie USA przyslalo tylko z USA przybylo Jak jacys Rosjanie zaczynaja krecic lody na zachodzie to smialo mozesz powiedziec ze ich przyslala Rosja/ Kreml/
observer48
28 maja 2018 o 20:50@olek
„Trzymaj swoich przyjaciół blisko, ale jeszcze bliżej trzymaj swoich wrogów.”
– Mario Puzo (z filmu „Ojciec Chrzestny”)