Ukraińskie MSZ wezwało polskiego ambasadora, by wręczyć mu notę protestu po tym, gdy szef polskiej dyplomacji Witold Waszczykowski w przededniu kolejnej rocznicy rzezi wołyńskiej uprzedził władze w Kijowie, że Polska zablokuje ewentualną akcesję Ukrainy do UE, o ile ta do elitarnego klubu będzie próbowała przedostać się z flagami Bandery na cokole, – pisze Tadeusz Andrzejewski w swoim felietonie na portalu l24.lt.
U ukraińskich władz przestroga szefa polskiej dyplomacji wywołała dysonans, który wzbudził u nich stan nieprzyjemnego napięcia psychicznego. Napięcie to u wschodniego sąsiada Polski powodują dwa niezgodne ze sobą cele, jakie obecne władze w Kijowie próbują równolegle realizować. Mianowicie dostać się do elitarnego klubu UE, gdzie – jakby tam nie było – obowiązują pewne standardy i pewne wartości, jak chociażby te, każące potępiać wszelkie zbrodnie wojenne czy zbrodnicze ideologie.
Drugim celem, który Kijów próbuje realizować niejako równolegle z pierwszym, jest polityka historyczna pomajdanowej Ukrainy, gloryfikująca właśnie ukraińskich zbrodniarzy wojennych okresu II wojny światowej typu Bandery czy Suchewycza. Nie trzeba być Arystotelesem, by pojąć, że te dwa cele wzajemnie się wykluczają i nie sposób ich w parze zrealizować. Tę prostą prawdę władzom w Kijowie przypomniał właśnie Witold Waszczykowski, gdy zbliżała się kolejna rocznica rzezi wołyńskiej, którą ukraińskie władze uznają tylko za „tragiczne wydarzenia”.
Zresztą nerwowa reakcja władz w Kijowie, uprawiających od kilku lat politykę nachalnej gloryfikacji zbrodniczej UPA, była przewidywalna. Uderz w stół, a nożyce się odezwą. Tymczasem zgoła dziwny był komentarz sprawy ze strony dwóch byłych litewskich szefów dyplomacji – Povilasa Gylysa i Audroniusa Ažubalisa, którzy zamiast potępić Kijów za urągające standardom unijnym odbrązowianie jawnych nazistowskich kacyków wojennych, zgodnie napiętnowali Warszawę.
Gylys w swoim stylu zarzucił Polsce, że rzekomo uprawia politykę siły w stosunku do słabszego sąsiada. Obrazował to na przykładzie Litwy, gdyż Waszczykowski w swej wypowiedzi napomknął, że Polska nie popełni więcej błędów (mając na względzie Ukrainę), jakie ongiś – w połowie lat 90. – popełniła w stosunku do Litwy. Takie porównanie bardzo rozsierdziło Gylysa. Dogłębnie wzburzony wyrzucił z siebie pretensję do… elit litewskich, bo za bardzo pozwalają Polsce na naciski wobec Litwy czytaj dalej
5 komentarzy
SyøTroll
25 lipca 2017 o 15:27Jest normalne, że czystki ukraińskie o charakterze ludobójstwa na Wołyniu, na mniejszości polskiej to dla Ukrainy jedynie tragiczne wydarzenia skoro dokładnie to samo robią w Donbasie, za polskim poparciem. Fakt, ci co „bronią” postmajdanowego „euro”bnaderolandu, przed „rosyjską agresją” zostali wprowadzeni w błąd przez swoich przywódców, tak samo jak tamta czerń na Wołyniu. Najwyraźniej szef naszego MSZ uważa, że czystki w wykonaniu Ukraińców na Polakach to ludobójstwo, a na innych nacjach już nie. Takie jest „polskie”, podejście, obecnej ekipy, do standardów europejskich.
Niestety trzeba wybrać czy stosować jednakowe czy podwójne standardy. Niestety.
Sarmata
25 lipca 2017 o 20:47Polacy nie byli na Wołyniu żadną mniejszością – byliśmy u Siebie. Polska nie wspiera żadnego ludobójstwa – dlatego kacapia i takie śmieci jak ty uprawiają „tą” propagandę. Jedyny z tego plus, że płacąc takim kreaturom jak ty nie wydają pieniędzy na zbrojenia – a ty sam w sobie jesteś żałosny…
SyøTroll
26 lipca 2017 o 15:32Byli u siebie, tak samo jak Żydzi i Rusini, obecnie zwani Ukraińcami lub Białorusinami, „Sarmato”.
Bandera morderca i faszysta
26 lipca 2017 o 10:23Doskonały komentarz !
Mariusz
27 lipca 2017 o 19:23Już wcześniej czytałem ten artykuł na portalu L24 i w pełni zgadzam się z główną tezą, że uległość władz III RP wobec nacjonalizmów ukraińskich i litewskich to wielka porażka polskiej polityki ostatniego ćwierćwiecza. Kolejnym rządom brakuje odwagi, by bronić polskiej racji stanu, by bronić pamięci Polaków – ofiar ludobójstwa wołyńskiego czy ponarskiego.