Antoni Ferdynand Ossendowski (1878 – 1945) to postać nietuzinkowa w najdosłowniejszym tego słowa znaczeniu: pisarz, publicysta, badacz naukowy, podróżnik, obdarzony wybitnym talentem narracyjnym autor ponad 70 książek, spośród których wiele zaliczyć można do najniepospolitszych zjawisk zarówno polskiej jak i światowej literatury XX wieku.
Dla miłośników Polesia A. F. Ossendowski to przede wszystkim autor reportersko-poetyckiej monografii «Polesie» (1934), będącej rezultatem podróży autora po tym «nieznanym, tak bardzo dziwnym, egzotycznym kraju». Książki powszechnie zaliczanej do najlepszych pozycji w całej, nie tylko dwudziestolecia międzywojennego, literaturze kresowej. Rok po ukazaniu się «Polesia» Ossendowski publikuje nową książkę – powieść «Nauczycielka» swoją tematyką również nawiązującą do szeroko pojętej tematyki poleskiej oraz będącą wyrazem oczarowania autora poleskim światem.
Akcja powieści rozgrywa się w pierwszych latach II Rzeczypospolitej. Halina Olmieńska, dwudziestoletnia absolwentka seminarium nauczycielskiego, otrzymuje propozycję objęcia posady kierowniczki małej szkoły powszechnej na Polesiu. Ofertę przyjmuje z dużą rezerwą i obawami. Wszak jej wielkim marzeniem, podobnie jak i pragnieniem zrozpaczonej matki, «która nie tego się spodziewała», była praca w jednej ze szkół warszawskich. Tymczasem zostaje skierowana do poleskiej wioski Harasymowicze, leżącej «na zupełnym odludziu, gdzieś w bagnach, tuż-tuż nad granicą bolszewicką…»
Halina, próbując uspokoić matkę, a przy okazji także siebie, tak oto żartobliwie podsumowuje swoją niełatwą rozmowę z urzędnikiem ministerstwa oświaty:
«Za tydzień już muszę być na «posterunku»! (…). «Czynnik miarodajny» zaznaczył, że nauczycielka w tym kraju gra rolę moralnego KOP-u, tego korpusu ochrony pogranicza… polskości. Jak widzisz, mamusiu, córka twoja będzie spełniała zaszczytną misję dostojnej przedstawicielki Polski wśród kołtuniastych Poleszuków!»
Słowa wypowiedziane żartem okażą się prorocze: Halinie w istocie przyjdzie się wcielić w rolę poleskiej siłaczki, której los wyznaczył niełatwą misję utrwalania polskości w wioskach i chutorach poleskich, szerzenia oświaty pośród ciemnej i zaniedbanej ludności, w świecie «otoczonym zewsząd bagnistą topielą, zamroczonym niedostępną puszczą i przeciętym leniwymi strugami ciemnych rzek.»
Na tle poleskiej przyrody, opisanej przez autora obszernie i niezwykle plastycznie, obserwujemy proces przemiany duchowej bohaterki, która po sercowych powikłaniach i rozlicznych perypetiach (motyw zawiedzionej, młodzieńczej miłości do zakłamanego człowieka z wyższych sfer odgrywa w powieści ważną rolę), zakochuje się z wzajemnością w Poleszuku.
Konstanty Lipski, poleska i jak mamy prawo wierzyć już na całe życie miłość Haliny, to przykład niezwykle skromnego, prawego człowieka o niepodważalnych zasadach. To także przedstawiciel jednego ze starych rodów kresowych, niechętnie mówiący o swoim szlacheckim rodowodzie: «Czyż lepszy bym się wydał z klejnotem szlacheckim, – odpowiada zaskoczonej jego genealogią Halinie – niż taki oto, jak mnie widzicie – siermiężny i łapciowy chłop z mokradeł i puszczy?» «Nauczycielka» to książka niewielkiego kalibru w dorobku Ossendowskiego jeśli zważyć jej walory stricte artystyczne. Jednakże bogactwo zasygnalizowanych w niej problemów oraz niebanalny sposób ich naświetlenia sprawiają, że stanowi zajmującą lekturę.
Miłośnicy Polesia znajdą w niej głębokie zrozumienie szeroko zaprezentowanych kresowych realiów. Wraz z młodą nauczycielką odbywamy frapującą podróż w czasie i przestrzeni, poznajemy poleskie trzęsawiska, «światek zupełnie romantyczny, a nawet egzotyczny», jak powiada jeden z bohaterów, miejscowe obyczaje, przesądy i zabobony, kresową inteligencję, echa prasłowiańskich wierzeń orazważnych wydarzeń historycznych, wreszcie napiętą politycznie atmosferę pogranicza polsko- -sowieckiego. Pośród wielu historycznych smaczków, od których kipi poleska ziemia, jeden z ciekawszych przywołanych w książce nawiązuje do obecności Włochów w dorzeczu Prypeci. Na pytanie zaskoczonej Haliny, skąd się wzięli na Polesiu przybysze z Italii, miejscowy ksiądz przytacza taką oto zabawną historię:
«A przecież tu się rządziła jak szara gęś mocno zabiegliwa pani, królowa Bona Sforza. Jej imię najtrwalszą tu otoczono czcią i serdecznymi wspominkami. Ona tu osiedliła swoich ziomków ze słonecznej Italii, a gdy Jagiellonowie wygaśli i Bona znikła z horyzontu polskiego (…) owi Włosi-koloniści nie ruszyli się z bagiennej Pińszczyzny. W zeszłym roku odwiedziłem kolegę proboszcza w Janowie, gdzie to niegdyś umęczono apostoła poleskiego Andrzeja Bobolę błogosławionego. Ów ksiądz pojechał ze mną do miasteczka Motol nad Jasiołdą, należącego niegdyś do Bony, no i tam to właśnie pokazywał mi klasycznie kołtuniastych i łapciowych Poleszuków, mających nazwiska «Palto», «Marzan». – Cóż to za dziwne nazwiska! (…). Skądżesz to poszło? – Poszło od Włochów, którzy się nazywali Paltotini i Marzani!» W obszernych fragmentach powieści przewija się motyw troski o przyszłość Polesia, o jego trwałe, mające kilkusetletnie tradycje, związki z Polską. Należy mocniej związać z ojczyzną te niegościnne jeszcze i smętne kresy, «przez zaborców zatrute nieufnością i wrogim oporem względem Macierzy» – oto jedno z najważniejszych przesłań ideowych książki.
Potwierdzeniem historycznej przynależności tego kraju do Rzeczypospolitej stają się przedstawiciele poleskiej, schłopiałej szlachty, których spotyka na swej drodze Halina. «Pomyślcie tylko, – mówi w rozmowie z nauczycielką jeden z nich – ile tu nas, szlachty i chłopów, i krwi polskiej na ruską modłę przerobiono, nauczono nas Polaków nienawidzić i – cóż się stało? Nie Moskale my, nie Białorusini, nie Ukraińcy, Ale i – nie Polacy! Sami o sobie mówimy: «my – tutejsi», «my – Poleszuki»! Teraz nasz Moskwy, z Mińska i Kijowa zwodzą obietnicami, że ziemię nam, wolność i oświatę dadzą, abyśmy tylko Lachów za siedem rzek przepędzili (…). Ostapem mnie ochrzczono w ruskiej cerkwi, a nazwisko nasze stare, oho, bardzo stare, nietutejsze… Baldwin Ramult! Ze szlachty wywodzimy się rodowej, a i pergaminy przechowali w skrzyniach dziady i ojcowie… Coś tam z tego może i przepadło, ale najważniejsze uchroniliśmy od wody, myszy, ognia i Moskala! Pokażę panience – na czerwonym polu pięć róż białych, korona u szczytu, a z niej pęk piór pawich wyrasta… Na każdym pergaminie pieczęć królewska wisi. Chodzi wśród Ramultów poleskich gadka, że pochodzimy od brata biskupa kruszwickiego Baldwina, tylko że nie wczoraj to było, coś bez mała… dziewięćset lat upłynęło!…». To po takich rozmowach Halina uświadamia sobie, że celem jej życia jest budzenie wśród Poleszuków szacunku i miłości do Polski: «Ożywić polskie dusze! Zwrócić je ojczyźnie! Obudzić w nich poczucie dumy narodowej i zew krwi polskiej! – miotała się w niej namiętna myśl.» «Polesie» i «Nauczycielkę» można potraktować jako swoistą dylogię poleską – obydwie książki dają wyraz przekonaniu o niezwykłości Polesia (krajobrazowej, przyrodniczej, kulturowej) oraz o wielkim, historycznym znaczeniu poleskich kresów dla polskiej państwowości. Obydwie pozycje stanowią lekturę o dużych walorach poznawczych, emocjonalnych i literackich.
Oczywiście «Nauczycielka» nie wywołała tak szerokiego oddźwięku wśród czytelników jak reporterskie «Polesie», co nie umniejsza jej wartości. Jest to książka napisana wnikliwie i z dużym wyczuciem realizmu, świetnie obrazująca czasy II Rzeczypospolitej oraz specyfikę życia społecznego na Kresach Wschodnich. «Nauczycielka», choć napisana w konwencji powieściowej, dzięki bogactwu ukazanych w niej faktów, może stanowić doskonały materiał źródłowy do poznania dziejów Polesia w dwudziestoleciu międzywojennym. To z pewnością ważny powód, dla którego warto na nią spojrzeć również okiem historyka.
DR PIOTR BOROŃ
Echa Polesia 3/2018
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!