Na uroczysku Kuropaty, gdzie od ponad 30 lat Białorusini stawiają krzyże w miejscu masowych egzekucji dokonywanych przez NKWD w latach 30.-40. XX wieku, trwa demontaż krzyży, donosi internetowa gazeta Nasza Niwa, powołując się na naocznych świadków.
Rankiem 4 kwietnia na Kuropatach rozpoczęła się akcja usuwania krzyży. Korespondenci Naszej Niwy i Radia Svaboda poinformowali, że wjazd na uroczysko został zamknięty. Świadkowie naliczyli osiem maszyn, za pomocą których krzyże są wyciągane z ziemi i przenoszone na skraj uroczyska.
Jak podaje korespondent Svabody, demontaż rozpoczął się od wykopywania krzyży, które latem ubiegłego roku zainstalowanych Zmicier Daszkiewicz z działączami Młodego Frontu, od strony restauracji „Pojedziemy, pojemy!”.
Jeden z działaczy, Zmicier Kasperowicz, biorący udział w pikietach pod lokalem rozrywkowym powiedział Svabodzie, że przyjechał na miejsce gdy tylko się dowiedział, co się dzieje w Kuropatach. Przyszedł od strony tzw. Krzyża cierpienia na wzgórze „Golgoty”, ale tam natknął się na milicjantów, którzy zabronili mu iść dalej. Widział ciężki sprzęt tajnych agentów i robotników. Kasperowicz objechał Kuropaty samochodem, według jego relacji, wzdłuż drogi leżało około 100 krzyży.
Podmińskie uroczysko Kuropaty,to najprawdopodobniej ostatnie brakujące miejsce do dopełnienia obowiązku Rzeczpospolitej upamiętnienia imiennego i zbudowania ostatniego, piątego Cmentarza Katyńskiego.
Zdaniem historyków, może tu spoczywać także 3872 Polaków z tzw. „białoruskiej listy katyńskiej” zamordowanych w kwietniu i maju 1940 r. Są tu także ofiary tzw. „operacji polskiej” NKWD i Polacy z zajętych przez sowietów przedwojennych Kresów zabici po roku 1940. Wśród ofiar najwięcej jest dawnych mieszkańców Mińska i Mińszczyzny. Na Kuropatach znaleziono przedmioty z napisami w języku polskim, medaliki Matki Boskiej Częstochowskiej i Matki Boskiej Ostrobramskiej, obuwie z dawnymi polskimi znakami firmowymi.
W listopadzie ubiegłego roku władze zainstalowały pomnik na miejscu zbrodni -po 30 latach od odkrycia masowych grobów przez Zianona Paźniaka. Przez lata, tragiczne wydarzenia przypominały proste drewniane krzyże postawione przez zwykłych ludzi – najczęściej potomków ofiar zbrodni i białoruskich opozycjonistów oraz krzyż Straży Mogił Polskich.
Niejednokrotnie krzyże te – za cichym przyzwoleniem milicji – były usuwane, łamane i bezczeszczone. Białoruskie władze negują też fakt istnienia białoruskiej listy katyńskiej, a niekiedy propagandziści Łukaszenki starają się nawet udowodnić, że zbrodni tej dokonali Niemcy. Trudno się zresztą temu dziwić w sytuacji kiedy dawni NKWD-ziści są nadal przedstawiani młodzieży w szkołach jako wzorce wychowawcze, zaś Feliks Dzierżyński jest czczony jako bohater narodowy.
Na początku naszego stulecia władze Mińska zbudowały przez skraj uroczyska obwodnicę miasta. Kilka razy doszło wtedy na Kuropatach do starć milicji z białoruską opozycją usiłującą nie dopuścić do tej profanacji.
Obecnie zaś, tuż obok miejsca mordów otwarto lokal rozrywkowy, restaurację „Pojedziemy, pojemy!”. Mimo zapewnień, że w knajpie nie będą się odbywać huczne imprezy, organizowane są tam nawet wesela z fajerwerkami.
Przeciwko funkcjonowaniu tego miejsca prawie rok protestują działacze opozycji, postulują o zamknięcie restauracji.
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!