Milicja z Bobrujska wydała wojnę Aleksandrowi Żełnowowi, który od dwóch lat na swoim blogu publikuje materiały świadczące o bezprawiu milicji. Bloger i jego rodzina nie spodziewali się, że zemsta „stróżów prawa” będzie aż tak dotkliwa
Oleg Żełnow opowiedział radiu Svaboda historię tego, jak musiał walczyć z presją miejscowych władz. Teraz represje dotknęły jego najbliższej rodziny .
Zaczęło się we wrześniu 2013 roku, gdy Żełnow wraz z synem byli przypadkowymi świadkami naruszania przepisów ruchu drogowego przez milicjantów. Bloger nagrał film, z którym natychmiast zwrócił się na posterunek milicji drogowej. W rezultacie drogówka zatrzymała Żełnowa i jego syna. 1 listopada sąd w Bobrujsku uznał go winnym nieposłuszeństwa wobec milicji i ukarał grzywną w wysokości 2,6 mln rubli (równowartość ok. 860 złotych – red.)
Jego syn Alieksiej miał nieco mniej szczęścia. Oskarżono go z artykułu „przemoc lub groźby karalne wobec funkcjonariuszy organów spraw wewnętrznych”. Zarzucono mu, że podczas próby interwencji na posterunku milicji drogowej Alieksiej Żełnow uderzył funkcjonariusza w głowę. Sąd skazał go na trzy lata prac przymusowych, tzw. „chemii”. Będzie musiał wyjechać z Bobrujska na wieś pod Homlem, gdzie skierowano go do pracy w kołchozie, choć na co dzień pracował jako administrator sieci internetowej.
Żełnow twierdzi, że jest niewinny i chciałby to udowodnić, ale sądy wszystkich instancji odmawiały rozpatrzenia dowodów jego niewinności. Sędziowie nie przyjęli nawet filmu nakręconego podczas zatrzymania. Jak powiedział skazany, milicja zapewniła sobie świadków w postaci „przechodniów”, a zaświadczenie lekarskie o rzekomym pobiciu funkcjonariusza zostało sfabrykowane, i jest łatwe do podważenia, ale sędziowie nie chcą o tym słyszeć..
„Świadectwa lekarza, pielęgniarki i sanitariusza, zgodnie z tym zaświadczenie różnią się od siebie. Lekarz twierdzi, że żadnego zaświadczenia nie wystawiał, pielęgniarka też twierdzi, że to nie ona je wystawiła. Okazuje się, że zrobiła to sanitariuszka, choć nie miał do tego prawa. Twierdzi, że napisała to, co podyktował jej milicjant, czyli, że został uderzony obok posterunku, ale jak obok posterunku, jeśli cały przebieg interwencji mamy nagrany. Na filmie widać, że nie było żadnej draki” – opowiada Alieksiej Żełnow.
Według blogera, z powodu presji ze strony milicji ucierpiała i jego żona, która właśnie straciła pracę. We wrześniu tego roku, Oleg późnym wieczorem został zaatakowany przez nieznanych napastników, dotkliwie pobity, przez tydzień leżał w szpitalu, a milicja nie chciała wszcząć dochodzenia w sprawie, choć według prawa, w takich przypadkach dochodzenie wszczyna się z urzędu.
Współprzewodniczący BChD Witalij Rymaszewski, który pomaga nagłaśniać sprawę Żełnowa twierdzi, że sprawa blogera to nie jedyny taki przypadek w Bobrujsku.
„Chcę przypomnieć, co stało się z naszym działaczem Wiaczesławem Szelegą w ubiegłym roku; Jego córka została porwana, wywieziona do lasu i tam pobita. Jej ojciec jest człowiekiem, który wcześniej złożył skargę do ONZ na nielegalne działania władz. Przypominam również, że w Bobrujsku przeciwko członkowi BChD Taisii Kabanczuk podjęto działania niezgodne z prawem, zastraszano ją, wzywano na przesłuchania do KGB, została publicznie znieważona. Dlatego można założyć, że nie jest to odosobniony przypadek, a system represji wobec działaczy, jest charakterystyczny dla Bobrujska i obwodu mohylewskiego” – powiedział Rymaszewski.
Syn blogera, Alieksiej Żełnow, który za kilka dni będzie musiał udać się na miejsce odbywania kary powiedział, że nie składa jeszcze broni i będzie odwoływał się od wyroku Sądu Okręgowego Mohylewie do d Sądu Najwyższego Białorusi.
Kresy24.pl
1 komentarz
Hansgazela2
6 listopada 2014 o 18:16Postalinowska milicja ma zawsze rację, to są siły baćki – demokracja po białorusku.