„Wzywamy polskie władze, aby publicznie i jednoznacznie potępiły wojnę z pomnikami i jasno oświadczyły, że pomniki żołnierzy, którzy uratowali Polskę przed faszyzmem, są nietykalne” – głosi oświadczenie rosyjskiego MSZ. Co ich tak złości?
Czwartkowa decyzja Rady Warszawy i zgoda Hanny Gronkiewicz-Waltz, aby nie przywracać na warszawskiej Pradze sowieckiego pomnika tzw. Czterech Śpiących rodziła się w długich bólach i zapadła dopiero po licznych protestach środowisk społecznych, które nie chciały w centrum stolicy symbolu sowieckich mordów i okupacji. Ale kiedy już się w końcu zrodziła, spowodowała furię w Moskwie.
Oczywiście protest rosyjskiego MSZ jest czystą manipulacją, gdyż mówi się w nim o „aktach wandalizmu” wobec sowieckich pomników w Polsce, z rozpędu wrzucając do jednego worka sprawę pomnika Czterech Śpiących. W domyśle: decyzja warszawskich władz o likwidacji tego pomnika to też wandalizm.
Według rosyjskiego MSZ, przyczyną tych „aktów wandalizmu” jest „prowadzona przez niektórych polskich polityków i media jawnie antyrosyjska kampania mająca na celu fałszowanie przez nich wydarzeń historycznych”.
„Oczekujemy od strony polskiej oficjalnych wyjaśnień w sprawie wspomnianych incydentów i twardo żądamy bezwarunkowego przestrzegania wszystkich dwustronnych porozumień, a także podjęcia odpowiednich działań w celu ukrócenia i zapobieżenia przypadkom wandalizmu oraz wykryciu i ukaraniu winnych” – domaga się rosyjski MSZ.
Wcześniej głos w tej sprawie dała także rosyjska ambasada w Warszawie, twierdząc, że władze polskiej stolicy uzgadniały z nią, iż postument wróci po renowacji na swoje miejsce.
Przypomnijmy, że Pomnik Braterstwa Broni, zwany potocznie pomnikiem Czterech Śpiących stanął w 1945 roku na Placu Wileńskim na Pradze. Autorem koncepcji pomnika jest sowiecki major Nieńko.
Pomnik stanął w bezpośrednim sąsiedztwie miejsc, gdzie po wojnie znajdowały się sowieckie katownie, w których torturowano i mordowano żołnierzy polskiego Podziemia. Nie trzeba, oczywiście, dodawać, że mieszkańców Warszawy nikt wtedy o zgodę na ten pomnik nie pytał. Nie był on ani żadnym miejscem pochówku, ani pamięci – po prostu symbolem sowieckiej dominacji w polskiej stolicy.
Podczas budowy drugiej linii metra pomnik trafił do renowacji i zgodnie z planem Hanny Gronkiewicz-Waltz miał ponownie stanąć na Pradze po zakończeniu budowy. Mieszkańcy Warszawy oraz organizacje kombatanckie i społeczne rozpoczęły wtedy masową akcję zbierania podpisów przeciwko przywracaniu pomnika pod hasłem „Nie – dla Czterech Śpiących”.
Jednak ani dziesiątki tysięcy zebranych podpisów, ani protesty radnych z PiS nie robiły wrażenia na Pani Prezydent, ani na rządzącej w Warszawie Platformie Obywatelskiej, która twardo opowiadała się za przywróceniem pomnika i unikała jak ognia debaty na ten temat.
I pewnie gdyby nie wojna w Donbasie, która wymusiła na polskich władzach zmianę prorosyjskiego kursu polityki, haniebny monument wróciłby na swoje miejsce, byle tylko nie narazić się ambasadzie rosyjskiej i Putinowi.
Ale w końcu – z wielkimi oporami – Pani Prezydent dojrzała do tej heroicznej decyzji, aby pomnika nie przywracać. Zresztą nie miała specjalnie wyjścia. W obecnej sytuacji politycznej stawianie w centrum miasta tej sowieckiej ohydy byłoby już naprawdę trudnym do wytłumaczenia obciachem.
Teraz łatwiej nawet przeboleć te 2 mln PLN, które władze Warszawy zmarnowały z naszych podatków na niepotrzebną renowację owego monumentu.
I kto wie co dziś bardziej boli rosyjski MSZ: czy to, że w Polsce będzie o jeden sowiecki pomnik mniej, czy to, że w głowach Pani Prezydent i polityków partii rządzącej dokonuje się wreszcie ten bolesny i wymuszony, ale jednak przełom na niekorzyść rosyjskiego imperializmu?
Kresy24.pl