Na początku kwietnia ukraińskich operatorów dronów zaskoczyło pojawienie się w pobliżu Krasnohoriwki – na zachód od Doniecka – rosyjskiego czołgu T-72 z metalowym dachem na kadłubie i wieży. To wynalazek Rosjan służący do rozminowywania drogi przed kolumną wojskową, której zadaniem jest przedostanie się w pobliże linii obronnych wojsk ukraińskich. Jednak najpewniej nie odegra większej roli w dalszych walkach na froncie, pisze „Forbes”.
„To właściwie zapoczątkowało trend techniczny w armii rosyjskiej na Ukrainie, w miarę jak coraz więcej rosyjskich załóg dochodziło do pomysłu, że dziwna improwizowana zbroja może faktycznie działać” – czytamy w publikacji.
Pomimo tego, że czołg, kpiąco nazywany „żółwiem”, utracił możliwość obracania wieży i ogólnej obserwacji pola bitwy, był w stanie wykonać przydzielone mu zadanie – umożliwić piechocie dotarcie w pobliże okopów i umocnień wojsk ukraińskich. Dlatego po rosyjskiej stronie frontu nadal pojawiają się nowe czołgi-żółwie.
„W ciągu trzech tygodni stały się one powszechne na całym froncie wschodnim 26-miesięcznej wojny Rosji z Ukrainą” – pisze „Forbes”.
Większość „czołgów-żółwie” należy do rosyjskiej 5. brygady strzelców zmotoryzowanych, byłej jednostki separatystów z Ługańskiej i Donieckiej Republik Ludowych, która w zeszłym roku weszła w skład armii rosyjskiej. 5. brygada to jednostka o słabym wyposażeniu w pełnowartościowe i nowoczesne uzbrojenie pancerne. Jej park czołgowy to maszyny z głębokich rezerw lub w różny sposób przejęte.
Jednak obecnie „czołgi-żółwie” zaczynają być wykorzystywane przez lepiej wyposażone jednostki armii rosyjskiej, w tym 90. dywizję pancerną, która stacjonuje w okolicach ruin Awdijiwki. Armia rosyjska nie zawsze dba o sprzęt i żołnierzy, ale nie jest – jako instytucja – głupia – zauważają autorzy publikacji.
„Wiem, że ludzie się z tego śmieją, ale nie sądzę, żeby to była szalona adaptacja. Rosjanie dostosowują się do specyficznych warunków na polu bitwy” – uważa Rob Lee, analityk z amerykańskiego Instytutu Badań nad Polityką Zagraniczną.
Wobec braku systemów przeciwpancernych i amunicji artyleryjskiej Siły Zbrojne Ukrainy wykorzystywały przeciwko Rosjanom głównie drony. I właśnie ten problem rozwiązali Rosjanie, tworząc „czołgi-żółwie”. Ale czasy dotkliwych niedoborów uzbrojenia w armii ukraińskiej dobiegają końca: na Ukrainę płyną już nowe transporty amerykańskiej pomocy, w tym pociski artyleryjskie i Javeliny.
„Drony nie znikną. Ale nie pozostaną też główną – praktycznie jedyną – ukraińską amunicją na polu bitwy. Jak zachowają się ociężałe czołgi-żółwie i ich w większości niewidome załogi, gdy Ukraińcy ostrzelają je 45-kilogramowymi pociskami i 16-kilogramowymi rakietami oprócz 900-gramowych dronów?” – pisze Forbes.
Rosja coraz częściej wykorzystuje „czołgi-żółwie” w wojnie na Ukrainie. Zastosowanie takich czołgów potwierdza fakt, że rosyjski kompleks wojskowo-przemysłowy w dalszym ciągu nie był w stanie stworzyć standardowej ochrony przed dronami – zauważają obserwatorzy.
Według rzecznika prasowego 26. brygady artylerii Ukraińskich Sił Zbrojnych Ołeha Kałasznikowa w rzeczywistości skuteczność „czołgów-żółwi” jest bardzo ograniczona. A umiejętności ukraińskich pilotów dronów pozwalają na znalezienie szczelin w zaimprowizowanej „powłoce” i zniszczenie takich czołgów.
Opr. TB, forbes.com
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!