Podróżujący po Litwie rezydent Lwowa doznaje nieustanie dysonansu poznawczego. W momencie rozpadu Związku Sowieckiego Litwa i zachodnia Ukraina wyglądały podobnie. Państwa Bałtyckie są obecnie częścią Unii Europejskiej i zdystansowały pozostałe kraje postsowieckie. Litwa goni swego regionalnego lidera, Estonię. W ślad za tym pościgiem podąża również drożyzna.
Słysząc o aspiracjach Bałtów, którzy bardziej utożsamiają się z kulturą skandynawską, Polacy zwykle reagowali niepowstrzymywanym śmiechem. Bałtowie, przyklejeni do Bałtyku, sąsiadują ze Szwecją przez morze, ale tak naprawdę są wyspą oblewaną przez słone morze i morze Słowiańszczyzny. Litwini, przez lata żyjąc w Rzeczypospolitej Obojga Narodów, cywilizację zachodnią mieli przejmować od Polaków. Najlepszym dowodem naszej misji dziejowej jest to, że Litwini nie piją „czaju”, a swojsko brzmiącą „arbatę” oraz to, że obradują w Sejmasie. Możemy jeszcze przyznać przynależność do skandynawskiej strefy kulturowej Estończykom, bratankom Finów, ale też z przymrużeniem oka, bo jak wiadomo Finowie Skandynawami, nie mówiąc już o Estończykach, nie są.
Tymczasem istotnie mentalnością i temperamentem Litwini są bliżsi Skandynawii. Ulotniła się gdzieś sowiecka przaśność i bylejakość, dominuje umiar i wyczucie smaku w ubiorze. Chodząc po ulicach litewskich miast mam wrażenie, że atmosfera jest tu bliższa Sztokholmowi i Oslo, niż Warszawie i Mińskowi. Do cech północnych narodów, takich jak większy dystans w relacjach międzyludzkich, czy mała impulsywność i spontaniczność, doszedł w ciągu ostatnich kilkunastu miesiącach nowy, bardzo wymierny czynnik… liczony niestety już nie w litach, a w euro.
Litwa przez 25 lat dążyła ku strukturom zachodnim. Stała się częścią Unii Europejskiej i jako ostania w rodzinie bałtyckiej przyjęła euro w 2015 roku. Łotysze uczynili to w roku 2014, a Estończycy w 2011. Efektem tego jest galopująca drożyzna na Litwie. Litwa oddala się cenowo od sąsiadów, takich jak Polska i Białoruś, a przybliża się do Niemiec i wspomnianej już Skandynawii. Na Mierzei Kurońskiej, w jednym z najpiękniejszych zakątków Litwy, ceny są jeszcze wyższe, niż w reszcie kraju.
Mierzeja Kurońska
Mierzeja Kurońska jest półwyspem o długości 97 kilometrów. Południowa cześć należy do okręgu kaliningradzkiego, natomiast północna, licząca 50 kilometrów, należy do Litwy. Mierzeja oddziela wody Bałtyku od Zalewu Kurońskiego. Szerokość półwyspu w najwęższych miejscach wynosi zaledwie 400 metrów. Niepowtarzalną atrakcją Mierzei Kurońskiej są wydmy, które stanowią około 12% powierzchni półwyspu.
Mierzeja ma stałe połączenie promowe z Kłajpedą. Znajdująca się przy przesmyku łączącym morze z zalewem część północna mierzei, Smiltynė, należy administracyjnie do Kłajpedy. Na drugą stronę zalewu pływają regularnie promy. Kilka razy dziennie kursuje również katamaran, którym można dopłynąć na sam koniec litewskiej mierzei. Następną miejscowością, jadąc ku południu, jest malutkie Alksnynė. Na mierzei przechodzi granica miedzy częścią znajdującą się w granicach Kłajpedy, a Neringą, osobną jednostką administracyjną, formalnie miastem składającym się z czterech miejscowości: Juodkrantė, Pervalka, Preila i Nida.
Juodkrantė
Juodkrantė jest pierwszą miejscowością, do której dociera się jadąc od przeprawy promowej. Podobnie jak w pozostałych miejscowościach, możemy cieszyć się wodami zatoki lub po trzydziestominutowym spacerze kąpać się w morzu. Niepowtarzalnym miejscem jest Góra Czarownic. Trasa na wzniesienie jest udekorowana drewnianymi stylizowanymi na ludowe rzeźbami. Rzeźby wyobrażają postaci mitologiczne lub są dziełem wyobraźni artystów. Część z nich odwołuje się do mitologii dawnych Bałtów.
Wśród wyobrażonych postaci znajduje się Neringa, która wedle legendy usypała z piasku mierzeję, by ochronić rybaków przed zazdrosnym bogiem morza, który sztormami mścił się za to, że mityczna kobieta wyszła za mąż. Nieopodal Juodkrantė znajduje się stanowisko kormoranów. By je zobaczyć, trzeba wejść na drewniany taras, ale okazuje się, że ptaki przebywają gdzieś daleko, w swoich siedliskach. Natomiast to, co ukazuje się oczom, to zupełnie zniszczone drzewa. Kikuty martwych, pozbawionych kory drzew o srebrzystym kolorze sprawiają wrażenie miejsca dotkniętego chemicznym skażeniem. Nie jest to jednak efekt działalności człowieka a przedziwne naturalne zjawisko. Kormorany swymi odchodami zatruwają ziemię i unicestwiają drzewa.
Wydmy Nagli
Dwie następne miejscowości Pervalka i Preila są malutkimi osadami. W Pervalce mieszka zaledwie około 40 osób. Część mieszkańców rok spędza na Litwie właściwej, by w sezonie jechać na mierzeję. Pervalka jest zaciszną miejscowością, która nasuwa skojarzenia ze Skandynawią. Drewniana, harmonijna zabudowa z dominującym kolorem wiśniowym mogłaby być częścią szwedzkiej albo norweskiej wioski. We wsi jest tylko jedna restauracja. Można jeszcze zjeść wędzoną rybę w wędzarni. Podróżowanie bez samochodu jest tu szalenie trudne, ponieważ nie wszystkie autobusy jeżdżące wzdłuż mierzei skręcają z drogi do Pervalki. Dobrym środkiem transportu jest natomiast rower. Wprawny rowerzysta poradzi sobie z odległościami między miejscowościami.
Między Juodkrantė a Pervalką znajdują się Wydmy Nagli (lit. Naglių kopa). Dużą część powierzchni mierzei stanowi Park Narodowy Mierzei Kurońskiej, w rezultacie czego pokaźne obszary są opatrzone zakazem wstępu. Te wydmy są jednak częściowo dostępne. Rok temu wprowadzono opłatę za wejście. Oczom ukazuje się „litewska Sahara”. Widok tak egzotyczny, że nasuwa na myśl odległe południowe krainy. Wiatr ciągle przesuwa ziarenka piasku, który pochłonął w przeszłości 14 osad. Był to długi proces. Ruchy piasku są powolne, ale nie dają żadnych szans.
Pierwszą wioskę zasypało w 1704 roku, ostania zniknęła z map w 1846. To dziwne uczucie – wiedzieć, że chodzi się być może kilka, kilkanaście metrów nad czyimiś domami. Na wydmach znajduje się stanowisko widokowe, z którego rozpościera się widok na Zalew Kuroński. Wejście na wydmy jest wieczorem zamykane, ustaje sprzedaż biletów i znika ochroniarz. Jakąś godzinę później przyjeżdżają samochody i rowerzyści, by w nieskrępowany sposób cieszyć się wydmami, gdy już nie ma tłumu turystów. Jest to pora najlepsza na robienie zdjęć, gdy zachodzące słońce traci intensywny, złocisty blask, zmienia się w pomarańczową kulę, emitując ciepłe, zmierzające ku czerwieni światło. Widoki tracą ostrość, nabierają plastyczności.
Mierzeja Kurońska to dzieło rąk ludzkich
Większość mierzei jest pokryta lasami. Wydmy stanowią niewielką część powierzchni. Krajobraz wydaje się tak naturalny i dziki, że tworzy złudzenie, że zawsze tu tak było. Mierzeja obfituje w nieprawdopodobną ilość gatunków pająków, co jest chyba europejskim rekordem. Nie sposób przejść piętnastu metrów i nie wejść w chociaż jedną pajęczynę. Występują łosie, sarny, dziki i lisy, ponad sto gatunków ptaków. Od roku 2000 mierzeja jest wpisana na listę dziedzictwa światowego UNESCO.
Tymczasem krajobraz Mierzei Kurońskiej został sztucznie odtworzony. Proces niszczenia roślinności i pustynnienia, poprzez hodowlę zbyt licznego bydła, trwał przez dziesięciolecia. Delikatny ekosystem został zachwiany, a ciężki cios przyrodzie przyniosła wycinka rosyjska. W czasie wojny siedmioletniej, w 1757 roku Rosjanie podczas oblężenia Królewca wykarczowali lasy na drewno na okręty.
Proces nanoszenia piasku postępował, nie znajdując naturalnej bariery. Na początku XIX wieku uznano, że mierzeja przestanie być miejscem możliwym do zamieszkania, o ile nie zatrzyma się pustynnienia. W pierwszym dziesięcioleciu zaczęto formować wały wzdłuż brzegu, na których nasadzano drzewa. Prace rozpoczęły się w Smiltynė. Do 1829 roku sformowano 29 kilometrów wału, który znajdował się w odległości 50-60 metrów od brzegu morza. Na wale zasadzano drzewa. Ten etap prac ukończono dopiero w 1904 roku, gdy wał doszedł do 98 kilometrów. Wielkie zasługi dla rekultywacji mierzei położył zapaleniec Georg David Kuwert, pracownik poczty, który od 1825 roku wraz z ojcem zalesiał tereny wokół Nidy i wzdłuż morza.
Kolejnym ciosem dla pasu lądu była II wojna światowa, gdy działania wojenne ponownie zniszczyły duże połacie lasu. W latach pięćdziesiątych ponownie rozpoczęło się zalesianie lądu, które trwa do dziś.
Nida – bałtyckie Zakopane
Nida jest ostatnią miejscowością przed granicą z Rosją. Jest to najpopularniejszy kurort na Litwie. Do znajdującej się w samym „kącie” Litwy Nidy przyjeżdżają turyści nie tylko z całej Litwy. Rokrocznie Nidę odwiedzają tłumy Niemców. Serwujący turystyczne usługi miejscowi Litwini podawali ceny w euro na długo przed tym, jak Litwa weszła do strefy tej waluty. Język niemiecki słyszy się tu tak samo często, jak litewski.
Nida ma status podobny do Zakopanego w Polsce. Jest kurortem współczesnej Litwy i był nim również w czasach niemieckich. W XIX wieku przybywali tu liczni artyści. Niepowtarzalne krajobrazy przyciągały artystów z Królewieckiej Akademii Sztuk. Związanych z Nidą nazwisk zasłużonych dla niemieckiej kultury jest bez liku. Najważniejsze z nich to Thomas Mann, który w 1929 roku postanowił mieć tu domek letni.
Północna część Mierzei Kurońskiej należała od 1923 roku do Litwy, nie przeszkadzało to jednak Nidzie być ciągle miejscem spotkań niemieckich elit artystycznych. W dwudziestoleciu dołączyli do nich również litewscy artyści. Thomas Mann, po przejęciu władzy przez NSDAP, opuścił Niemcy i wyjechał do Stanów Zjednoczonych, a jego dom został na rozkaz Hermanna Göringa zajęty i przeznaczony na miejsce odpoczynku oficerów Luftwaffe. Po II wojnie światowej wysiedlono z całej mierzei tych mieszkańców Nidy, którzy nie zdążyli uciec przed Armią Czerwoną.
Od XIX wieku przynależność państwowa zmieniła się tu kilka razy: Prusy, zjednoczone Niemcy, w dwudziestoleciu międzywojennym była tu Litwa, potem III Rzesza, Związek Sowiecki, by po rozpadzie imperium Nida wróciła do Litwy, ale charakter tego miejsca się nie zmienił, ciągle tu jest kurort.
Nida zachwyca przyjezdnych swą schludnością i urokliwą drewnianą zabudową. Dominuje tu wiśniowy kolor drewna, który podobnie jak w Juodkrantė i Pervalce kojarzy się z Norwegią. Kilka razy dziennie przyjeżdżają tu autobusy ze Smiltynė i przypływają katamarany z Kłajpedy. Ponadto Nida ma połączenie autobusowe z Wilnem i Kownem. Również regularnie przyjeżdżają autobusy z Kaliningradu.
Poza niepowtarzalną atmosferą, miejscowość ma do zaoferowania liczne restauracje, wycieczki statkiem, wędzarnie ryb, oczywiście zatokę, morze. Nad Nidą górują wydmy na wysokości kilkudziesięciu metrów. Wejście na nie to znakomity spacer wzdłuż zatoki, niedaleko współczesnych rzeźb. Na górze znajduje się wielki zegar słoneczny. Rozpościera się tu nieprawdopodobny widok: zatoka, morze, wydmy, za którymi znajduje się Federacja Rosyjska. Można usłyszeć tu wszystkie języki – litewski i niemiecki, rosyjski, hebrajski, hiszpański, niekiedy polski…
Cenowe szaleństwo
Pod koniec lata w Nidzie panuje istne szaleństwo. Wielu Litwinów pragnie jeszcze wykorzystać ostatnie słoneczne dni. W Nidzie panuje zagęszczenie, jak na Krupówkach w Zakopanem. Ceny są bliższe niemieckim czy skandynawskim, niż środkowo-europejskim. W ostatni weekend wakacji zainteresowanie Nidą sięgnęło zenitu. Wszystkie media, radio i telewizja podawały, że zapowiada się wspaniała pogoda. Wszystkie pokoje i hotele były zajęte, pomimo wysokich stawek.
Pokoje o zupełnie przeciętnym standardzie kosztowały 80 euro, zdarzały się po 70 i 60 euro, ale znalezienie za mniej niż 40 euro, co jest stawką standardową w tej części Europy, graniczyło z cudem. Oczywiście w droższych hotelach były pokoje droższe niż 100 euro. Nie zmienia to faktu, że w kraju, gdzie średnia zarobków jest niższa niż w Polsce, nie zabrakło chętnych na noclegi za 80 euro. W trzymilionowym narodzie znajdą się chętni, by zapełnić malutki, ale za to drogi kurort. Klęskę dopełniają niemieccy turyści, których nie przerażają takie ceny.
Są jeszcze normalne miejsca i normalni ludzie
Po opuszczeniu Mierzei Kurońskiej udałem się do Połągi, tam opowiedziałem Litwince z Wilna o cenach panujących w Nidzie. Odpowiedziała, że tak przedstawia się sytuacja, bo tam jeżdżą, jak określiła z przekąsem, „elity”, natomiast do Połągi „plebs”. Nadmienię, że moja rozmówczyni nie należy do ludzi ubogich, skoro posiada drugi dom w Połądze.
– Ja jednak wolę spędzać wakacje z plebsem – dodała śmiejąc się – niż z tamtymi elitami.
W Wilnie z kolei od innej rozmówczyni dowiedziałem się, że „normalni” ludzie jeżdżą do Świętej (lit. Šventoji), małej uroczej miejscowości znajdującej się obecnie w granicach Połągi, gdzie przeciętny Litwin może pozwolić sobie na wypoczynek.
Mierzeja Kurońska jest cudownym zakątkiem Litwy. Pisząc ten tekst, oczami wyobraźni widziałem wszystkie te urocze miejsca i swoją osobę za rok w tym samym miejscu. Rozsądek jednak mówi, że należałoby znaleźć tańsze miejsce na wakacje. Trudno wyobrazić sobie miejscowość w Polsce czy na Ukrainie, gdzie za zwykłe, zupełnie przeciętne pokoje płaciłbym 350 zł albo 2 200 hrywien. Mam nieodpartą pokusę, by zamówić pokoje z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem i zaoszczędzić w ten sposób na niższej stawce przed sezonem, z drugiej strony jeszcze nie spłaciłem tegorocznych długów zaciągniętych na litewskie wakacje… Co zwycięży? Fantazja czy rozsądek? Przekonamy się za rok…
Wojciech Jankowski
Tekst ukazał się w nr 20 Kuriera Galicyjskiego 28 października – 14 listopada 2016
1 komentarz
Selew
10 listopada 2016 o 21:32Byłem w te wakacje na Mierzei Kurońskiej i ludzi w porównaniu do polskiego wybrzeża bardzo mało, wręcz puste plaże. Spałem na plaży więc cen noclegów nie znam, a w żywność można zaopatrzyć się w Kłajpedzie przed wjazdem na prom. Trochę liczą sobie za bilet wejściowy do parku narodowego, ale da się przeżyć. Na pewno warto odwiedzić to miejsce, widoki niezapomniane.
Byłem również w Połądze i tam ludzi było o wiele więcej niż na mierzei, jak na Litwę to wręcz tłumy.
Jeśli ktoś chce totalnie pustych plaż wystarczy pojechać jeszcze bardziej na północ, na Łotwie spotkać człowieka na plaży to sukces.