Okazuje się, że już nie 70, 80, czy 90, ale 100 proc. obywateli Rosji uważa, że Władimir Putin dobrze sprawuje urząd prezydenta. Zaś gdyby wybory odbyły się dziś, głosowaliby na niego prawie wszyscy Rosjanie (95 proc.).
Taki wynik podają media „Noworosji”, powołując się na sondaż przeprowadzony 9 listopada przez Rosyjską Fundacją Badania Opinii Publicznej (FOM).
Na Władimira Żyrinowskiego z Partii Liberalno-Demokratycznej i lidera Komunistycznej Partii Rosji Gienadija Ziuganowa oddałoby głos 1 proc. Rosjan, a na Michaiła Prochorowa i Siergieja Mironowa nie głosowałby nikt. Na wybory nie poszłoby 2 proc. wyborców, a 1 proc. miało kłopoty z odpowiedzią.
„Ufa” Władimirowi Putinowi 50 proc, a drugie tyle „raczej ufa”.
Jako źródło informacji, za którym cytuje te dane, portal reportage.ru podaje agencję informacyjną Regnum, odsyłając do jej portalu regnum.ru.
Wchodzimy pod wskazany adres i co tam widzimy?
Nie 100 – lecz 83 proc. mieszkańców Rosji uważa, że Putina za dobrego prezydenta
Nie 95 – tylko 72 proc. zagłosowałoby na niego w wyborach prezydenckich
Nie 1 – a 5 proc. poparłoby Żyrinowskiego, a 4 proc. Ziuganowa
Nie 0 – lecz 1 proc. wybrałoby Prochorowa…
Reszta danych (potencjalna frekwencja, „zaufanie” itd.) też są w podobny sposób „zinterpretowane”. Tym sposobem niebawem Władimir Putin będzie mógł ogłosić, że nie tylko został prezydentem na kolejną kadencję, a nawet kilka, i że wyborów już wcale w Rosji organizować trzeba, bo skoro i tak wszyscy go popierają, to po co tracić czas, pieniądze i energię obywateli, którzy mogą się w tym czasie zaangażować w walkę o nowy, lepszy „ruski świat”?
Warto przy okazji przypomnieć, że jeszcze na początku tego roku poparcie dla Władimira Putina wynosiło zaledwie 29 proc., ale już w marcu skoczyło do 72 proc., w maju – do 83 proc., we wrześniu spadło do 49 proc., aby w listopadzie znów wrócić do 83 proc. (lub 100 proc., jak napisał reprtage.ru)
Co takiego, oprócz aneksji Krymu i wojny, którą Putin rozpętał na Ukrainie, wydarzyło się w Rosji, że cała, jak jeden mąż, stanęła murem za swoim prezydentem?
Postanowiliśmy sięgnąć do naszych archiwaliów i w materiałach z marca znaleźliśmy taką oto notkę, którą poniżej przytaczamy, a którą zamieściliśmy wówczas za informacją Studio Wschód TVP/newsru.com :
Specsłużby spytają Rosjan o stosunek do Putina (14 marca 2014)
Tym razem to nie ośrodki badania opinii publicznej, lecz rosyjskie służby specjalne będą dopytywać Rosjan, jak oceniają Władimira Putina. Federalna Służba Bezpieczeństwa planuje objąć badaniami 45 tysięcy obywateli.
FSB zapyta nie tylko o Władimira Władimirowicza. Poprosi również o ocenę jego najbliższych współpracowników, stosunek do partii politycznych i ruchów protestu. Badani przez FSB Rosjanie będą się wypowiadać m.in. na temat dekretów prezydenta w sprawie opieki socjalnej, jego polityki religijnej i narodowościowej.
Skala badań, jakie mają być prowadzone przez FSB jest imponująca. Będą przeprowadzone trzykrotnie: w kwietniu, czerwcu i listopadzie i obejmą 45 tys. respondentów. Wyniki dociekań FSB dostaną do ręki specjaliści od polityki wewnętrznej na Kremlu, Rada Bezpieczeństwa i polityczni doradcy Putina.
W świetle tej informacji sondaże Władimira Putina przestają zaskakiwać, prawda?
Kresy24.pl/wyniki listopadowego sondażu za: reportage24.ru i regnum.ru
1 komentarz
Sługa Boży
16 listopada 2014 o 09:23Ze względu na najnowsze doniesienia czynników oficjalnych Polski, krajów bałtyckich, NATO i Federacji Rosyjskiej, czas najwyższy się zastanowić nad skrajnym scenariuszem możliwych zdarzeń, jakie mogłyby mieć miejsce w wyniku zestrzelenia samolotu Federacji Rosyjskiej, przez samoloty NATO.
Problem jest niestety na czasie, ponieważ dochodzi do coraz większej ilości incydentów pomiędzy samolotami zainteresowanych stron oraz do rzekomych naruszeń przestrzeni powietrznej NATO przez samoloty Federacji Rosyjskiej.
Źródłem problemów jest kwestia przelotów do i z Obwodu Kaliningradzkiego, ponad terytorium Litwy, czasami także Łotwy w zależności od wybranej przez samolot trasy.
Z Estonią i Łotwą problem jest wielokrotnie złożony, ponieważ te kraje nie mają wytyczonej w terenie granicy z Federacją Rosyjską, w związku z powyższym w strefie przygranicznej nad terytorium lądowym – kwestia interpretacji położenia samolotu w powietrzu może być dyskusyjna. Nieco lepiej jest nad wodami terytorialnymi, w tym zakresie międzynarodowe prawo morskie jest jednoznaczne, jednakże z tej strony jest najmniej incydentów lub nie ma ich wcale (wedle źródeł rosyjskich), ponieważ samoloty latają po prostu nad Bałtykiem. W przypadku naruszeń strefy powietrznej przez samoloty nadlatujące z terenu Białorusi lub samej Federacji Rosyjskiej – zawsze jest dwuznaczność.
Co jest bardzo ciekawe, NATO publicznie ogłasza ilość naruszeń i związanych z tym incydentów w powietrzu, jednakże nigdy nie pokazuje mapy, odzwierciedlającej położenie samolotów w momencie przechwycenia. Prawda jest taka, że w większości przypadków samoloty Rosji nie opuszczają międzynarodowej przestrzeni powietrznej nad Bałtykiem, ale samoloty NATO startują do przechwycenia pod zarzutem braku kontaktu rosyjskich samolotów z odpowiednimi kontrolerami stref powietrznych w krajach NATO. Ewentualnie można toczyć spór o grubość kreski na mapie, w praktyce nie jest możliwe stwierdzenie, że dany samolot naruszył przestrzeń powietrzną NATO.
European Leadership Network udostępniło bardzo ciekawy raport dotyczący omawianego problemu: T. Frear, Ł. Kulesa, I. Kearns “Dangerous Brinkmanship: Close Military Encounters Between Russia and the West in 2014” dostępny w języku angielskim [tutaj]. Jego silną stroną jest – zaskakująca jak na zachodnie opracowania względna obiektywność oraz wyszczególnienie odnotowanych incydentów, wraz z wizualizacją na mapę (oraz jej wersję interaktywną poprzez odesłanie sieciowe). Można tam zobaczyć, że dominująca część incydentów odbywa się nad Bałtykiem – nad wodami międzynarodowymi. Od strony terytorium lądowego Federacji Rosyjskiej odnotowano jedynie jeden – przy niewyznaczonej granicy z Estonią, gdzie 21 października br., nieuzbrojony Ił-20 (turbośmigłowy samolot komunikacyjny dostosowany do zwiadu lotniczego) rzekomo przekroczył granicę i pozostawał w strefie powietrznej Estonii przez minutę.
Cała reszta jest nad morzem, a nad morzem to jest zupełnie inna gra – to przestrzeń międzynarodowa, każdy może tam latać zgodnie z prawem. Obowiązują międzynarodowe zasady w ruchu powietrznym. Nie ma powodów do paniki lub uznawania sytuacji za nadzwyczajną, albowiem nawet jeżeli rzeczywiście rosyjskie samoloty zintensyfikowały swoją obecność, to nie ma co się temu dziwić, ponieważ Rosjanie mają pełne prawo czuć się zagrożeni możliwą napastliwą polityką NATO, którego jednoznaczne zaangażowanie w wojnę domową na Ukrainie może być interpretowane jako preludium do prawdziwej agresji na Rosję właściwą. No, a że Rosjanie mają, czym latać, jak również i nafty lotniczej u nich nie brakuje – to skąd to zdziwienie? Przecież to było do przewidzenia.
Niestety znaczna część mediów sieje panikę, w sposób nieuprawniony interpretując w pełni zgodne z prawem międzynarodowym zachowanie naszych rosyjskich przyjaciół, jednakże to nic nowego – to prawdopodobnie jeden z elementów robienia z Rosji agresora za wszelką cenę.
Biorąc pod uwagę praktycznie nieograniczone możliwości ludzi, którzy za tym stoją nie można wykluczyć scenariusza, w którym odbyłoby się zniszczenie rosyjskiego samolotu, czy to poprzez zderzenie powietrzne, czy to przez zestrzelenie, czy przez inne czynniki z wykorzystaniem nowych technologii, których nie znamy. W takim przypadku decydujące będzie to, gdzie spadnie wrak lub będzie zmuszony do lądowania uszkodzony samolot. Jeżeli zdarzy się to nad terytorium krajów NATO, to grawitacja nie kłamie. Natomiast, co w przypadku zainicjowania incydentu przeciwko nosicielowi broni jądrowej?
Proszę się teraz zastanowić, do czego służy to uprawiane przez część mediów budowanie napięcia w tej kwestii. Wszelkie przypuszczenia w tym zakresie mrożą krew w żyłach.