Grodno w okresie międzywojennym było swojego rodzaju tyglem narodów, ale ze zdecydowaną dominacją Polaków i Żydów, przy dosyć szybkim spadku udziału procentowego tych ostatnich w latach dwudziestych. Według spisu, przeprowadzonego w grudniu 1919 r. przez Zarząd Cywilny Ziem Wschodnich, ludność wyznania mojżeszowego (którą to grupę utożsamiamy z osobami narodowości żydowskiej) stanowiła aż 59,1 proc. ogółu mieszkańców, pierwszy spis powszechny ludności (30 IX 1921 r.) wykazał 53,9 proc. a przeprowadzona dwa lata później przez władze miejskie tzw. «rejestracja grodzieńska» – 50,1 proc.
Od początku lat trzydziestych przeważała już ludność chrześcijańska: według wyników II spisu powszechnego z 9 XII 1931 r. 43,4 proc. mieszkańców stanowili katolicy (których należy utożsamiać z Polakami, a w kilku procentach także z Białorusinami), zaś 12,6 proc. prawosławni (Rosjanie i Białorusini, a niektórzy z nich w latach trzydziestych zaczęli deklarować się jako Polacy), Żydzi stanowili wówczas już tylko 42,6 proc. ludności. Tu warto zauważyć, że jednak bezwzględna liczba ludności narodowości żydowskiej rosła (od 16 628 w 1919 r. do 21 159 w 1931 r.), ale o wiele wolniej niż ludności chrześcijańskiej, która powiększała się dzięki powrotom z «bieżeństwa» (głównie prawosławni), włączeniu do miasta kilku podmiejskich wsi, napływowi poszukujących pracy z bliższej i dalszej okolicy oraz urzędników z innych części Polski (prawie wyłącznie Polacy).
Bardzo stabilna była grupa ludności wyznania ewangelickiego (0,7 proc. mieszkańców Grodna) pochodzenia niemieckiego, ale z których najpierw połowa, a później mniej niż jedna trzecia, deklarowała narodowość niemiecką; obniżał się też odsetek prawosławnych uważających się za Białorusinów lub Rosjan: z 92,5 proc. w 1919 r. do 79,5 proc. w 1931 r. Białorusini – jak wynika ze spisów miejskich w 1919 i 1923 r. – stanowili wśród prawosławnych odpowiednio: 92,7 proc. i 87,6 proc., ale w 1931 r. trzykrotnie więcej osób tego wyznania podało jako język ojczysty rosyjski (3 730), niż białoruski (1 261). Trzeba natomiast zwrócić uwagę na małą podatność na polonizację grodzieńskich Żydów, z których w 1921 r. polskość zadeklarowało tylko 0,25 proc, a dziesięć lat później język ojczysty polski – 1,1 proc. Pierwszy spis powszechny wykazał, że w 1921 r. w Grodnie poza Żydami, Polakami, Białorusinami i Niemcami mieszkali także nieliczni: Litwini (18), Rusini tj. Ukraińcy (12), Łotysze (11), Francuzi (6) oraz po jednym Gruzinie, Szwajcarze i Turku.
Zapewne było też kilkudziesięciu Tatarów, bo 38 osób zadeklarowało wówczas wyznanie mahometańskie. Należy przypuszczać, że w latach następnych zwiększyła się liczba Ukraińców (głównie b. żołnierze sojuszniczej armii gen. Petlury), bo istniał w mieście oddział Ukraińskiego Centralnego Komitetu w Polsce – w jego zebraniu, 26 maja 1926 r., uczestniczyło 13 osób. W pierwszym okresie po odzyskaniu przez Polskę niepodległości i wcieleniu do niej Grodzieńszczyzny, choć początkowo jeszcze formalnie podległej Zarządowi Cywilnemu Ziem Wschodnich, sprawa publicznego używania języka ojczystego, zwłaszcza w kontaktach z władzami, miała przede wszystkim znaczenie praktyczne. Jednak było to także zagadnienie o charakterze symbolicznym – chodziło o zachowanie własnej tożsamości i możliwości rozwoju właściwości narodowych. Znaczna część mieszkańców nie znała bowiem języka polskiego, a z kolei urzędnicy – przybywający zwłaszcza z byłego Królestwa Polskiego i Galicji – języków miejscowych. I tak np. w pow. grodzieńskim w lutym 1920 r. na 140 nauczycieli (chodzi prawdopodobnie tylko o szkoły polskie) 85 wywodziło się z ludności miejscowej, 6 – z Królestwa, a 49 – z Galicji.
Generalny Komisarz Cywilny przy Naczelnym Dowództwie Wojsk Polskich 5 marca 1919 r. wydał rozporządzenie o ustanowieniu języka polskiego językiem urzędowym na podległym jemu obszarze. Jednocześnie poinformował, że do rozporządzeń w języku polskim będą dodawane tłumaczenia w języku ludności miejscowej, która miała także prawo do posługiwania się w stosunkach z władzami językiem litewskim, białoruskim i ukraińskim. Te trzy języki były także dopuszczone w instytucjach społecznych, samorządowych i w szkolnictwie. Zgodnie z dalszymi rozporządzeniami w sądownictwie stronom przyznano prawo wnoszenia do sądów podań w językach krajowych i posługiwania się nimi przed sądami.
Rada Miejska w Grodnie na swoim pierwszym posiedzeniu w dn. 5 marca 1919 r. (a więc jeszcze pod okupacją niemiecką) w kwestiach językowych utrzymała stan z okresu funkcjonowania Tymczasowego Komitetu Miejskiego: przejęto biurowość prowadzoną w dwóch językach (polskim i żydowskim) i wybrano dwóch sekretarzy Rady: Polaka i Żyda, odrzucono natomiast postulat przedstawiciela Białorusinów, który domagał się równouprawnienia także dla języka rosyjskiego. Po kilku miesiącach zaczęło jednak dochodzić do spięć na tle używania w działalności samorządu miejskiego języka żydowskiego (tj. jidysz). 4 września 1919 r. frakcja socjalistyczna wniosła interpelację z powodu wydrukowania kart meldunkowych tylko w języku polskim i zażądała wydrukowania ich także w języku żydowskim. Interpelacja została poparta przez frakcję narodową żydowską. Prezydent, opierając się na rozporządzeniu Komisarza Generalnego Zarządu Cywilnego Ziem Wschodnich, nie dopuścił do głosowania wniosku frakcji socjalistycznej, ale Rada Miejska postanowiła zwrócić się do władz polskich o dopuszczenie języka żydowskiego w relacjach z ludnością. Sytuacja ta została skrytykowana na łamach żydowskiej gazety «Das Judische Volk» z 15 października 1919 r. – stwierdzono tam, że pozycja języka żydowskiego w kontaktach z władzami i odwrotnie zaczęła się psuć od momentu wkroczenia do Grodna wojsk polskich.
Jakoby władze wojskowe, a podobno i administracja Zarządu Cywilnego Ziem Wschodnich, zaczęły wydawać Zarządowi Miasta różne nakazy deprecjonujące język żydowski. Sprawa konfliktu językowego została ponownie podjęta na posiedzeniu Rady Miejskiej 23 października tegoż roku w związku z wniesieniem przez frakcję narodową żydowską obszernej interpelacji w sprawie usuwania języka żydowskiego: nieprzyjmowanie podań w tym języku, zdjęcia szyldów żydowskich przy wejściach do niektórych instytucji, odcięcia żydowskiej treści napisu z pieczęci Magistratu i drukowania ogłoszeń tylko w języku polskim. Powołując się na odezwę Naczelnika Państwa, wydaną po zajęciu Wilna, żądano przywrócenia stanu z czasów Tymczasowego Komitetu Miejskiego i pierwszych miesięcy istnienia Rady Miejskiej. Jednocześnie frakcje narodowa-żydowska i socjalistyczna oświadczyły, że w przypadku negatywnego ustosunkowania się do interpelacji ich członkowie zrzekną się mandatów radnych.
Ostatecznie Rada Miejska przyjęła uchwałę zaproponowaną przez frakcję polską popierającą uznanie języka żydowskiego za język miejscowy i apelującą o dopuszczenie go w kontaktach Magistratu z mieszkańcami, postulującą przyjmowanie podań w języku żydowskim i drukowanie ogłoszeń w dwóch językach. Rada Miejska wysłała też dwóch radnych do Wilna w celu przedstawienia tego problemu Generalnemu Komisarzowi Zarządu Cywilnego Ziem Wschodnich. Większą siłę oddziaływania miał wspomniany artykuł w «Das Judische Volk», bo naczelnik okręgu wileńskiego ZCZW Konrad Niedziałkowski, w piśmie skierowanym do Komisarza Generalnego, udzielił odpowiedzi na sformułowane tam zarzuty. Niedziałkowski tłumaczył, że powstała w Grodnie w końcu okupacji niemieckiej Rada Miejska, w której większość stanowili Żydzi, zaczęła nadawać żargonowi nadzwyczajne prawa, ale kiedy nastały władze polskie kategorycznie uznały one jako język urzędowy polski. Zdaniem Niedziałkowskiego, bardziej niejasna była sprawa używania języka żydowskiego jako miejscowego – jego rolę zaczęto ograniczać, choć nie cofnięto obwieszczenia zastępcy Komisarza Generalnego M. Jamontta z 12 maja 1919 r., że czasopisma w językach: polskim, litewskim, białoruskim i żydowskim mogą być wydawane bez koncesji, co traktowano jako przyznanie językowi żydowskiemu prawa języka krajowego na równi z pozostałymi. Żydzi często powoływali się na powyższe rozporządzenie, natomiast administracja interpretowała tę sprawę według osobistych poglądów lub sympatii.
Podsumowując, Niedziałkowski stwierdził, że niedopuszczenie języka żydowskiego jako «współurzędowego» jest oczywiste, ale ograniczenie jego używania w życiu prywatnym i społecznym jest bezcelowe i sytuacje opisane w gazecie nie powinny mieć miejsca. W zupełnie innym duchu sformułowane było wyjaśnienie w tej samej sprawie starosty grodzieńskiego z 30 stycznia 1920 r. Starosta informował, że wszystkie ogłoszenia i zarządzenia władz polskich są podawane w języku polskim, który jest «miejscowej ludności żydowskiej doskonale znany». Ową «doskonałą» znajomość uzasadnił na podstawie przykładu: kiedy ogłoszono w języku polskim zarządzenie Komisarza Generalnego w sprawie podatku jednorazowego i o powołaniu komisji ds. skarg od decyzji Rady Miejskiej, to płatnicy (głównie Żydzi), choć był krótki okres, złożyli skargi w języku polskim. Radni grodzieńscy (w większości Żydzi) podczas obrad używają języka polskiego i żydowskiego (ewentualnie rosyjskiego), a dopiero po objęciu urzędowania w lipcu 1919 r. starosta zabronił używania pieczęci, która była wyłącznie w języku żydowskim. Dodawał, że również nazwy ulic i nazwiska właścicieli muszą być po polsku, bo noszą charakter urzędowy.
Ukarał także przemysłowca Żyda, który stałemu klientowi Polakowi wystawił rachunek w trzech językach (żydowskim, niemieckim i rosyjskim), ale bez polskiego. Starosta odpowiadał jeszcze na dwa niewymienione wcześniej zarzuty: zwolnienia z policji Żydów i zamknięcia gazety «Nowe Utro». W celu przeprowadzenia zwolnień policjantów, spowodowanych koniecznością redukcji stanu ze stu kilkudziesięciu do 88, powołano komisję kwalifikacyjną, a zwolnienia dotknęły nie tylko Żydów, ale i chrześcijan (w policji w Grodnie pozostało 15 posterunkowych, księgowy w komendzie, naczelnik obwodu oraz zastępca naczelnika obwodu narodowości żydowskiej). Sprawę zawieszenia wydawania gazety uzasadniał złamaniem przepisów, które nie zezwalają na wydawanie gazet w dwóch językach («Nowe Utro» drukowano w języku żydowskim i rosyjskim). Już wcześniej nastąpiła kulminacja konfliktu. 12 stycznia 1920 r., przed zapowiedzianym posiedzeniem Rady Miejskiej, radni Żydzi odbyli w budynku Magistratu zebranie frakcyjne. Starostwo zebranie to uznało za nielegalne i ukarało jego uczestników (9 radnych) grzywną po 500 marek, z zamianą w razie nieuiszczenia na 7 dni aresztu, ponadto pełniący obowiązki wiceprezydenta radny Hilel Birger oraz radny Izaak Badasz (policjant) zostali zawieszeni w czynnościach bez wypłacania poborów. Ukarani złożyli odwołanie od tej decyzji.
Jednocześnie na posiedzeniu Rady Miejskiej 24 stycznia frakcja żydowska złożyła interpelację w tej sprawie, wskazując także na zakaz przyjmowania podań w języku żydowskim i niepublikowanie ogłoszeń w tym języku. Do protestu przyłączyli się radni z Polskiej Partii Socjalistycznej, którzy podkreślali umniejszanie praw członków Rady Miejskiej jako przedstawicieli samorządu, co uchybiało godności tej instytucji. Na tymże posiedzeniu wszyscy radni Żydzi i członkowie frakcji PPS zgłosili swoje ustąpienie z Rady Miejskiej. W konsekwencji działalność samorządu miejskiego została sparaliżowana – w przypadku przedłużania się tego stanu mogło to doprowadzić do znacznych strat materialnych. Prezydent zaprosił więc wszystkich radnych w celu przeprowadzenia posiedzenia Rady Miejskiej w dniu 2 marca 1920 r. (przybyło 27). Po otwarciu posiedzenia oświadczył, że Starostwo Powiatowe cofnęło swoje rozporządzenie o ukaraniu radnych, którzy wzięli udział w zebraniu 12 stycznia w sali Magistratu i w związku z tym nie widzi przeszkód do wznowienia prac przez Radę Miejską. Zarówno frakcja PPS, jak i frakcja żydowska uznały, że w ten sposób zadośćuczyniono «znieważonej godności samorządu miejskiego» i wyraziły gotowość dalszej pracy.
W następnych miesiącach w życiu mieszkańców zaczęły dominować wydarzenia związane z wojną polsko-bolszewicką, łącznie z kilku tygodniami rządów bolszewickich w mieście, a po polskim zwycięstwie kwestie językowe nie były już tak ostro stawiane. Zostały one uregulowane w okólniku szefa Zarządu Terenów Przyfrontowych i Etapowych z 28 października 1920 r., który w zasadzie respektował przepisy stosowane w czasie działalności ZCZW. W części dotyczącej władz i urzędów państwowych stwierdzano, że językiem urzędowym jest język polski, ale w porozumiewaniu ustnym mogą być używane języki miejscowe, podania do urzędów miały być przyjmowane oprócz języka polskiego w językach miejscowych (odpowiedzi tylko w języku polskim), obwieszczenia powinny być drukowane w dwóch językach – urzędowym i miejscowym.
W części dotyczącej organów i instytucji komunalnych ustalano, że mogą one prowadzić urzędowanie i korespondencję w języku polskim lub miejscowym (zgodnie ze swoimi uchwałami), ale korespondencja z władzami państwowymi mogła odbywać się tylko w języku polskim, w obwieszczeniach tekst polski powinien być wydrukowany na pierwszym miejscu, zasadnicze księgi powinny być prowadzone w języku polskim, podobnie w języku polskim powinny być pieczęcie i zaświadczenia urzędowe (choć mogły mieć równoległy tekst w języku miejscowym). W części dotyczącej szkolnictwa powszechnego, utrzymywanego lub wspieranego przez państwo, stwierdzano, że języki miejscowe są równouprawnione z językiem polskim. Kilka miesięcy później kwestie te zostały uregulowane w konstytucji marcowej (1921), ale w sposób bardzo ogólny, żeby jej postanowienia z jednej strony nie krępowały władz państwowych, a z drugiej – nie stały w sprzeczności z międzynarodowymi zobowiązaniami Polski.
W artykułach 109 i 110 m. in. stwierdzano, że każdy obywatel ma prawo do zachowania swojej narodowości i pielęgnowania swojej mowy i właściwości narodowych, zapowiadano też wydanie osobnych ustaw regulujących te kwestie. Przyznano również mniejszościom prawo do zakładania własnym kosztem zakładów dobroczynnych, religijnych, społecznych i szkół oraz używania w nich swojej mowy. Postanowienia te zostały utrzymane w konstytucji kwietniowej z 1935 r. Konkretyzacja wymienionych wyżej ogólnych zapisów z dwóch artykułach konstytucji marcowej nastąpiła w tzw. ustawach kresowych z lipca 1924 r. Najistotniejsze postanowienia tych ustaw były następujące: podania do władz administracyjnych można było składać w języku ojczystym – białoruskim w woj. wileńskim, nowogródzkim, poleskim i dwóch powiatach białostockiego (grodzieńskim i wołkowyskim): odpowiedzi udzielano w języku państwowym, a dwujęzyczne były tylko na życzenie stron, jako język obrad rad miejskich mógł być dopuszczony uchwałą rady miejskiej język miejscowy, obwieszczenia władz samorządowych na podstawie uchwały samorządu mogły być sporządzane w dwóch językach; w sądownictwie dopuszczalne było używanie języka macierzystego (strony i świadkowie, przyjmowanie pism), ale jednocześnie z polskim tłumaczeniem.
W szkolnictwie powszechnym można było żądać nauki w języku mniejszości, o ile stanowiła ona minimum 25 proc. mieszkańców gminy lub jeśli w szkole zażądali tego w «sposób urzędowy» rodzice co najmniej 40 uczniów. Ustawa nie obejmowała ludności narodowości żydowskiej – w przypadku języka hebrajskiego dopuszczenie tego języka było utopią, ale i w odniesieniu do jidysz raczej decydowały względy praktyczne (nieznajomość przez Polaków tego języka), a nie chęć polonizacji, co było istotne np. w odniesieniu do mniejszości białoruskiej. Rozporządzenia wykonawcze w różny sposób ograniczały postanowienia ustawy poprzez sformułowania w rodzaju: wykonać «w miarę możliwości», «o ile pozwolą warunki techniczne» itp., choć trzeba zgodzić się z Jerzym Ogonowskim (Uprawnienia językowe mniejszości narodowych w Rzeczypospolitej Polskiej 1918-1939, Warszawa 2000), który zauważył, że władze polskie na ziemiach północno-wschodnich «stworzyły dla niepolskojęzycznej ludności tego obszaru stan prawny ewidentnie korzystniejszy od panującego pod rządami rosyjskimi». Jednak z drugiej strony aspiracje tej ludności były już o wiele większe, a praktyka stosowania ustaw była zła: administracja często nowych przepisów językowych nie znała, albo – z różnych względów – starała się utrudniać korzystanie z nich.
Tu warto dodać, że w rozporządzeniu prezydenta RP z 26 marca 1927 r. o unormowaniu stanu prawnego w województwach: wileńskim, nowogródzkim, poleskim, wołyńskim oraz w powiatach grodzieńskim, wołkowyskim, białostockim, bielskim i sokólskim województwa białostockiego, stwierdzano, że na tym obszarze obowiązywały nadal, o ile nie zostały uchylone lub zmienione, przepisy prawne ogłaszane wcześniej m.in. w dziennikach urzędowych Zarządu Cywilnego Ziem Wschodnich i Zarządu Terenów Przyfrontowych i Etapowych. W sytuacji, kiedy język żydowski (jidysz), którym w mieście posługiwali się głównie najbiedniejsi mieszkańcy tej narodowości (bogaci Żydzi używali raczej rosyjskiego), nie został uznany za miejscowy, problem językowy w samorządzie miasta Grodna przestał w zasadzie istnieć, choć do 1927 r. radni narodowości żydowskiej stanowili największą grupę narodową w Radzie Miejskiej. Natomiast radnych narodowości białoruskiej było zbyt mało, żeby mogli przeforsować swoje postulaty. W Tymczasowym Komitecie Miejskim wyznaczonym przez Niemców na początku 1919 r. (głównie według kryteriów narodowościowych) na 36 radnych było 16 Żydów (w tym czterech z listy socjalistycznej), czterech lub pięciu Rosjan, po dwóch Białorusinów i Niemców. W Radzie Miejskiej wybranej w marcu 1919 r. na rok, ale funkcjonującej do r. 1927, reprezentacja ludności żydowskiej była jeszcze liczniejsza – 19 radnych, wobec 11 polskich (w tym dwóch radnych socjalistów, którzy często współdziałali z mniejszościami) oraz jednego radnego Białorusina.
Dotkliwe dla ludności narodowości żydowskiej było niedopuszczanie ich języków podczas zgromadzeń publicznych. Dopiero w okólniku z 12 lutego 1927 r. minister spraw wewnętrznych Felicjan Sławoj Składkowski zarządził, aby na całym obszarze Rzeczypospolitej Polskiej prawo używania języka żydowskiego i hebrajskiego na zgromadzeniach publicznych nie było ograniczane. W ostatnich kilkunastu latach II Rzeczypospolitej batalia w kwestiach językowych dotyczyła głównie szkolnictwa. W roku szkolnym 1926/27 w Grodnie było 14 szkół powszechnych, w tym 8 prywatnych (z czego 7 żydowskich oraz jedna białoruska – nr 4).
Szkoła białoruska została założona jeszcze w czasie okupacji niemieckiej, w końcu 1916 r., dzięki staraniom Aleksandra Hrykowskiego i miała około 50 uczniów. Zarówno on, jak i Tekla Staniszewska położyli sporo wysiłku dla jej rozwoju. Pod koniec 1925 r. w szkole pracowało ośmiu nauczycieli i uczyło się około trzystu dzieci. Grodno było drugim po Wilnie ośrodkiem ruchu białoruskiego w Polsce, ale jego przejawy stopniowo słabły i tak np. rozmaite pisma białoruskie, które próbowano tam wydawać, nie wyłączając polonofilskich, upadały w krótkim czasie. Kwestie językowe przeniosły się w dużym stopniu na teren instytucji kulturalnych i religijnych, ale wtedy była to jakby wewnętrzna sprawa poszczególnych mniejszości, a nie relacji między różnymi grupami narodowymi obywateli polskich.
I tak Rosjanie grodzieńscy występowali przeciwko nauce religii prawosławnej w języku polskim. Z kolei część mieszkańców narodowości niemieckiej krytykowała miejscowego pastora kościoła ewangelicko-augsburskiego za to, że nabożeństwa i kazania nie odbywały się w języku niemieckim. Najważniejsze były jednak relacje między ludźmi: czy rozumieli się nawzajem i czy akceptowali swoje odmienności językowe i nie traktowali rozmów w innym języku niż polski jako prezentację postawy antypaństwowej. Bardzo optymistyczna refleksja wynika ze wspomnień Jude Bojarskiego, syna dorożkarza z Grodna, który tak opisuje doświadczenia ojca: «Stojąc w oczekiwaniu na klienta rozmawiali ze sobą tylko w jidysz, z klientami zaś – jak kto woli, z Polakami – po polsku, z Rosjanami – po rosyjsku, z Białorusinami –po białorusku». I dalej: «Ludzie zaś, mieszkający po sąsiedzku lub razem pracujący, na ogół przyjaźnili się, nie zważając na różnicę wyznaniową. Niektórzy przyjaźnili się na tyle blisko, że uczyli się języka swoich przyjaciół, a nawet ich modlitw». Jest to obraz nader optymistyczny, który nie potwierdza szereg innych relacji. Zupełnie inne wspomnienia niż Bojarski zapisała w swojej pamięci Anna Sobolewska, której ojciec był prawosławnym spod Grodna, a matka zdeklarowaną Rosjanką, która do końca życia nie potrafiła nauczyć się języka polskiego.
«W domu i na ulicy – wspomina Sobolewska – rodzice zwracali się do nas po rosyjsku, co stwarzało nam nieraz pewne problemy. Gdy ojciec wychodził na podwórko i wołał mnie do domu po rosyjsku, sąsiednie dzieci krzyczały przez parkan: Idź już do domu, kacapko!». Kiedy matka, ledwie mówiąca po polsku, przychodziła do szkoły i nieporadnie rozmawiała z kierowniczką, zawsze słyszała wymówki w rodzaju «w polskim urzędzie czy instytucji obowiązuje język polski». W artykule zajmowałem się głównie kwestiami językowymi regulowanymi przez władze państwowe i – w niewielkim stopniu – samorządowe, natomiast było wiele dziedzin życia, w których możliwości używania własnego języka przez poszczególne grupy narodowościowe zależały wyłącznie od ich aktywności i zasobów finansowych.
Dotyczyło to przede wszystkim kultury i instytucji prywatnych (teatry, kina). Ważną rolę w krzewieniu języków ojczystych odgrywała także prasa. Jak obliczyła Tatiana Kazak, w Grodnie w całym okresie międzywojennym ukazało się pięćdziesiąt pięć tytułów pism w języku polskim, jedenaście w jidysz, dziewięć w języku białoruskim, trzy – w rosyjskim. Liczby te są może zawyżone, gdyż autorka ujęła w wykazie także jednodniówki. Nie było natomiast audycji telewizyjnych dla mniejszości, bo nie było telewizji. Nie było też audycji radiowych, bo w Grodnie do 1939 r. nie powstała rozgłośnia radiowa.
Jan Jerzy MILEWSKI
Magazyn Polski na uchodźstwie nr 5 (160) maj 2019
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!