700 podpisów zebrała na Grodzieńszczyźnie kampania społeczna zainicjowana przez działaczy Białoruskiej Chrześcijańskiej Demokracji, która od lat zabiega o wprowadzenie w życie małego ruchu granicznego między Białorusią i Polską oraz Białorusią i Litwą. Jej działacze Dmitrij Kuchlej i Nikołaj Bowsiuk, otrzymali właśnie od białoruskiego MSZ odpowiedź na zapytanie, dlaczego strona białoruska opóźnia podpisanie umowy.
„Należy zauważyć, że obłożenie na granicy z Polską i Litwą będą znacznie wyższe niż w przypadku Łotwy (w przypadku umowy z Łotwą: po obu stronach przypada obszar, którego populacja wynosi 250 tysięcy osób, z Litwy – około 1 milion 400 tysięcy osób, a z Polską – ok. 1 mln 600 tysięcy osób).
Aby rozwiązać ten problem białoruskie organy celne i straż graniczna we współpracy z polskimi i litewskimi kolegami, w ramach specjalnych grup roboczych już teraz realizują lub planują realizację projektów w celu zwiększenia przepustowości przejść granicznych. Takie przygotowanie jest integralną częścią etapu wprowadzania w życie umowy, ponieważ muszą one przyczynić się do uproszczenia podróży, a nie tworzenia dodatkowych trudności dla naszych obywateli”.
Taka odpowiedx nie usatysfakcjonowała działaczy grodzieńskich. Swoje uwagi zgłosili podczas okrągłego stołu dotyczącego małego ruchu granicznego, który odbył się 21 maja w Grodnie z udziałem Konsula Generalnego RP w Grodnie Andrzeja Chodkiewicza.
Konsul przypomniał, że porozumienie w sprawie wprowadzenia małego ruchu granicznego między Polską i Białorusią zostało podpisane w lutym 2010 r., a w maju ratyfikowane przez parlament RP w czasie, gdy marszałkiem sejmu był urzędujący prezydent Bronisław Komorowski. Po stronie polskiej wszystkie formalności zostały spełnione -powiedział Chodkiewicz. Strona białoruska także ratyfikowała dokument w parlamencie, ale prezydent nadal go nie podpisał.
Zgodnie z umową – przypomniał dyplomata, w ciągu trzydziestu dni po przekazaniu drugiej stronie podpisanego dokumentu, mały ruch graniczny powinien zostać wprowadzony w życie. Ale tak się nie stało: podpisu nadal nie ma.
Andrzej Chodkiewicz: „Rezultat jest taki: umowa istnieje, ale nie została wprowadzona w życie i trudno przewidzieć kiedy to się stanie. Wiemy jedynie, że władze białoruskie na razie tego nie planują.
Polska strona wraca do tego tematu na każdym kroku. Nawet w ubiegłym tygodniu, kiedy w Białymstoku odbywało się forum miast partnerskich „Polska – Białoruś”, pytanie to zadano publicznie wiceministrowi spraw zagranicznych Białorusi Aleksandrowi Gurianowi, który stwierdził, że w najbliższej przyszłości władze białoruskie nie widzą możliwości wprowadzenia małego ruchu granicznego. Gurianow uzasadnił odmowę brakiem warunków technicznych na białorusko-polskich przejściach granicznych oraz na przejściach białorusko-litewskich. Jak to rozumieć? – Natężenie ruchu jest tak duże, że najpierw trzeba zmodernizować przejścia graniczne, przygotować infrastrukturę, a dopiero potem możemy wprowadzić w życie umowę – cytował słowa Gurianowa konsul Chodkiewicz.
Grodzieńska prasa pisze, że przejścia graniczne na granicy z Polską – w Bruzgach i Berestowicy zostaną przebudowane – po to by je udrożnić, zwiększyć przepustowość TIR-ów.
Na dzień dzisiejszy strona białoruska może obsługiwać dwa razy mniej ciężarówek, niż po stronie polskiej, stąd wynikają kolejki. Jednak dla sprawnego funkcjonowania małego ruchu granicznego potrzebne są dobre warunki do przekraczania granicy przez pieszych. Ale kiedy zostaną one stworzone – tego też na razie nie wiadomo.
Według Andrzeja Chodkiewicza, „podstawowa przyczyna, która komplikuje sprawę małego ruchu granicznego – to nie przejścia dla pieszych, ale gospodarka”.
„Białorusini w ubiegłym roku otrzymali zwrot VAT-u za zakupione w Polsce towary, w wysokości miliarda złotych, dlatego władze białoruskie odkładają podjęcie ostatecznej decyzji.
Inicjator kampanii Dmitrij Kuchlej zauważa: Białoruś w tej sprawie, jest w tyle za Rosją i Ukrainą. Dla małego ruchu granicznego można byłoby stworzyć punkty uproszczonego przekraczania granicy”.
„Teoretycznie korzystać z nich mogą z obu stron ponad trzy miliony mieszkańców Białorusi, Polski, Litwy i Łotwy”.
A może dużego zamieszania na granicy nie należy wcale oczekiwać. Strona białoruska ma już spore doświadczenie. Od 2012 roku mały ruch graniczny wprowadzony jest na granicy z Łotwą.
„Jakie tam może być doświadczenie, – rozkłada ręce Kuchlej, – kiedy w ciągu pierwszych dziesięciu miesięcy Białoruś odwiedziło zaledwie ponad osiem tysięcy obywateli Łotwy, i tylko stu pojechało na Łotwę ?”
Jednym słowem, zalewu podróżujących nie było, żadnych wyjątkowo długich kolejek nikt tam nie widział.
Nie było też większych problemów w realizacji małego ruchu granicznego między Polską a obwodem kaliningradzkim Rosji, – mówi Dmitrij Kuchlej. Według niego, Aleksander Łukaszenko ma jeszcze szanse zrobić podarunek Białorusinom przed kolejnymi wyborami prezydenckimi, podpisując umowę o małym ruchu granicznym.
Jeszcze jeden uczestnik okrągłego stołu Władimir Chilmanowicz zwrócił uwagę na fakt, że mały ruch graniczny może „w perspektywie przyczynić do tworzenia nowych miejsc pracy. Być może firmy turystyczne będą w stanie przyciągnąć więcej cudzoziemców, czego oczekuje od nich dziś państwo”. W tych warunkach znacznie lepiej można byłoby wykorzystać rozwój turystyki i możliwości Euroregionu „Niemen”.
Przykład mistrzostw świata w hokeju na lodzie pokazał, że przyjazd na Białoruś 35 tyś. kibiców sportu nie sparaliżował granicy.
Kresy24.pl za svaboda.org
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!