Białoruscy urzędnicy twierdzą, że ich przywódca obraził się na Władimira Putina.
Aleksander Łukaszenka ogłosił oficjalnie, że Ukraina wcale nie planowała napadać na Białoruś. Eksperci od początku przewidywali zresztą, że w sprawie Ukrainy wcześniej czy później białoruski dyktator w końcu „wyluzuje” i wrzuci wsteczny bieg.
Czemu w takim razie przez kilka miesięcy raz po raz rozpętywał histerię twierdząc, że „Ukraina już gromadzi siły przy granicy”, „za chwilę planuje na nas uderzyć, ale my zdecydowanie odpowiemy wszelką dostępną bronią” , w domyśle: także jądrową, choć przecież faktycznie kontroluje ją Rosja.
Próbując wyjaśnić ten kompletny brak logiki w zachowaniu dyktatora insiderski kanał Kremlowska Tabakierka twierdzi, powołując się na urzędników z jego otoczenia, że to wszystko wina Putina, który jakoby wprowadzał Łukaszenkę w błąd, fałszywie informując go o sytuacji na Ukrainie.
Sygnały o jakoby planowanym ataku na nas z Ukrainy Aleksander Grigorjewicz (Łukaszenka) otrzymywał z Rosji. Rosjanie zrobili z niego durnia, a Władimir Władimirowicz (Putin) nie mógł o tym nie wiedzieć. To bardzo nieładnie,
– twierdzą białoruscy urzędnicy, według których Łukaszenka „obraził się za to na Putina” .
Nieoficjalna odpowiedź Kremla na te zarzuty nie dała na siebie długo czekać.
Łukaszenka czasem postępuje głupio. A to chwali Ukrainę, a to wysuwa jakieś pokojowe propozycje bez uzgodnienia z Władimirem Władimirowiczem (Putinem). Powinien się zachowywać bardziej ostrożnie
– cytują rosyjskie kanały „wysokiego rangą przedstawiciela Administracji Prezydenta Rosji” .
A swoją drogą chyba tylko dureń uwierzy, że Łukaszenka i jego służby bezkrytycznie „łykają” wszystko, co przyjdzie z Moskwy i nie mają żadnych własnych źródeł informacji. Białoruski dyktator jest oczywiście prymitywem, ale prymitywem na tyle chytrym, że robienie z niego „dziecka we mgle, które nic nie wiedziało” jest mało przekonujące.
Również „obrażanie się” przez Łukaszenkę na Putina – nawet takie „nieoficjalne” – brzmi dość groteskowo. Na luksus „obrażania się” może sobie pozwolić samodzielny polityk, a nie lokalny satrapa, który jest tylko wykonawcą poleceń z Kremla i którego los jest całkowicie w ręku tegoż Putina.
Warto też pamiętać, że dziesiątki, jak nie setki razy w przeszłości Łukaszenka mówił jednego dnia jedno, a drugiego coś dokładnie odwrotnego. Nikogo więc nie zdziwi, jeśli po tym chwilowym koniunkturalnym „nawrocie pacyfizmu” za jakiś czas znowu wpadnie w wojowniczy ton, grożąc Ukrainie i zachodnim sąsiadom.
Najprostszy sposób, żeby uniknąć tego masowo produkowanego przez niego informacyjno – propagandowego bełkotu, to po prostu go nie słuchać, a przynajmniej traktować jego słowa z dużym przymrużeniem oka.
KAS
1 komentarz
Zwz
17 lipca 2024 o 20:49Balansuje między wschodem a zachodem , powinien teraz dogadac się z Polską i skonczyć ten burdel z turystami .