W 1994 roku białoruski naród miał jeszcze głos. Miał wybór – i te ostatnie demokratyczne wybory wygrał kandydat opozycji – Aleksander Łukaszenka. Ale już po bardzo krótkim czasie Białorusini zaczęli rozumieć, jak fatalną pomyłkę popełnili.
„Historii nie da się cofnąć. Można ją fałszować, zapomnieć, dodać mitami, ale cofnąć się jej nie da. Po wyborach 1994 roku naród białoruski zaczął z dużą podejrzliwością postrzegać wszystkich kandydatów opozycji – pisze Ilia Dobrotwor na portalu Belprauda.org.
– Naszych „liderów” opozycyjnych od 20 lat gubi to samo, co zgubiło Wielkie Księstwo Litewski i Rzeczpospolitą – „mentalność szlachty”.
Gdy dochodziło do próby zjednoczenia, zawsze pojawiali się jacyś „tutejsi”, którzy nie zgadzali się na drobiazgi. „Przekonajcie mnie, przekupcie, beze mnie nic się nie uda” – mówili.
Nagle okazywało się, że ludzie, którzy nie wiedzą co to zasady, posiadają „pryncypialne stanowiska”, pojawiały się „własne punkty widzenia” u tych, którzy nie szczególnie wiedzieli co to takiego. Wszyscy chórem krzyczeli, że siła opozycji w jedności, a za kulisami robili wszystko, żeby tę jedność rozbić.
Nasza, białoruska opozycja pokazała, że nie tylko nie uczy się na cudzych błędach, ale nie wyciąga wniosków ze swoich własnych. Ok, w przeciwieństwie do władzy, prawie zawsze przyznaje się do błędu, co w zasadzie jest rzeczą pozytywną, ale trudno zaprzeczyć oczywistej prawdzie nie mając pod ręką machiny represyjnej.
A odpowiedź na pytanie: „Jak wybrać wspólnego kandydata opozycji?” można znaleźć w podręcznikach historii. Wystarczy otworzyć rozdział o wyborze papieża.
Są tam szczegółowo opisane metody wyboru jednego kandydata: Wszystkie zainteresowane strony zbierają się w jednym pomieszczeniu i odbywają się wybory. Żeby wzmocnić motywację uczestników debat, karmienie ich i pojenie nie jest rekomendowane. Żelazne wrota, kraty w oknach i surowa straż – to praktycznie podstawa pomyślnego zakończenia procesu negocjacji….
Poprzednie kampanie wyborcze wykazały:
– wielu kandydatów w wyborach – to wielu oskarżonych po wyborach;
– odwoływanie się do sądów władzy, która nie posiada legitymacji narodu – nie ma sensu, do międzynarodowych trybunałów– też bez sensu. Decyzje sądów międzynarodowych władze po prostu ignorują;
– ściąganie ludzi na mitingi, urządzanie kolejnych „Płoszczy” – bezproduktywne. Nikt dotąd nie miał jasno określonego planu, co zrobić z ludźmi, dokąd ich prowadzić. No a po tym, jak się kończy (jest rozpędzany) miting, pojawia się kolejny problem -co robić z licznymi ofiarami.
– wspólny kandydat opozycji – to sfera science fiction;
– napływ nowych ludzi do partii politycznych i organizacji społecznych? Ależ ludzie odczuwają potrzebę wtedy, gdy trzeba zbierać podpisy, czy być „mięsem armatnim”. Tyle, że z ludźmi trzeba umieć pracować, a niestety większość organizacji nie potrafi tego robić, ot po prostu.
– taktyka bojkotu jest prawie niemożliwa bez konsolidacji wszystkich sił wokół idei nieuczestniczenia w wyborach. Ponadto, potrzebne byłoby wsparcie międzynarodowej.
Niestety, Europejczycy po prostu nie mogę zrozumieć, jak można bojkotować wybory. Cóż, nie zrozumie syty głodnego!
Żeby przeprowadzić z powodzeniem bojkot potrzebna jest jedność opozycji, zespół obserwatorów w każdym lokalu wyborczym, wspólna praca niezależnych białoruskich obserwatorów z obserwatorami zagranicznymi, zdecydowana reakcja społeczności międzynarodowej po wyborach. Przy czym „zdecydowana” nie oznacza: „wyrażamy zaniepokojenie z powodu sytuacji na Białorusi”.
Tymczasem władza dała wyraźnie do zrozumienia, że potrzebne jest jej po „wyborach 2015” – „szerokie międzynarodowe uznanie wyników wyborów prezydenckich”.
Władza nie mówi o kolejnym „wygraniu” wyborów, jak w latach poprzednich, tamta strategia jest już nieaktualna. System został inaczej przemyślany, uruchomiony, żadnych zakłóceń, pomyłek po drodze. Musi się udać.
Jedynym „czarnym koniem” są ludzie. Ogólnie rzecz biorąc, wszystkie sondaże są nieaktualne, nie mają znaczenia – do października wszystko na tym świecie może się diametralnie zmienić. A co się może wydarzyć – nie wie ani władza, ani opozycja, ani sam naród. Choć obecna władza wydaje się dziś bardzo pewna siebie, przekonana o wygranej, wypracowane są plany na najbliższe pięć lat, opracowana długoterminowa strategia.
Ale jest takie powiedzenie: „Chcesz rozśmieszyć Pana Boga? Powiedz mu o swoich planach na przyszłość”. Moim zdaniem, Łukaszenka próbuje teraz rozśmieszyć Boga …
Ilja Dobrotwor/belprauda.org
1 komentarz
Rotor
23 lipca 2015 o 18:51Prawdziwe, uczciwe wybory na Białorusi ? W Rosji (Mordorze) ?
Może w 2115r. Może.