Państwo białoruskie staje się dla jego obywateli coraz bardziej obce i nieprzyjazne a prezydent, który dzierży władzę już 22 lata traci aureolę bożyszcza. Takie wnioski płyną z najnowszego sondażu przeprowadzonego przez ośrodek NISEPI.
Białorusini wykazują niezwykłą zdolność przystosowywania się do pogarszających się warunków życia. Mimo, iż rodzima gospodarka nadal pikuje, odsetek tych, którzy uważają, że kraj pogrążony jest w kryzysie zmniejszył się z 87,8 proc. w marcu do 81 w czerwcu – analizuje wyniki badań Aleksander Kłaskowski na portalu naviny.by..
W brawurową retorykę nie wierzą
Co ciekawe, poparcie dla Aleksandra Łukaszenki w ostatnim czasie nieznacznie wzrosło – z 27,3 do 29,5 proc. Ranking zaufania w I kwartale, wprawdzie różnica jest w granicach błędu statystycznego – spadł z 41,7 do 38,6 proc. Podpisany wiosną dekret dotyczący podniesienia wieku emerytalnego, wbrew prognozom analityków, nieznacznie nadszarpnął wizerunek białoruskiego prezydenta.
Nie wykluczone, że Łukaszenka pożałował swojej ostrożności podnosząc wiek emerytalny zaledwie o 3 lata, a nie od razu o 5. Społeczeństwo przełknęło tę gorzką pigułkę nie krzywiąc się przy tym specjalnie.
Ogólnie rzecz biorąc, jest mało prawdopodobne, aby wyniki badań NISEPI uszczęśliwiły Łukaszenkę, bo mimo zapewnień prezydenta, że żadnego kryzysu w kraju nie ma, przytłaczająca większość społeczeństwa uważa inaczej. Mało tego, według 42,3 proc. głównym sprawcą ich biedy jest nie kto inny jak prezydent.
Dość krytycznie przyjęli Białorusini śmiałe tezy wyrażone w kwietniowym orędziu do narodu i parlamentu. Dla przykładu, 55,8 proc. nie zgadzało się ze stwierdzeniem, że „wszystkie niezbędne decyzje dotyczące rozwoju gospodarki władza już podjęła, a teraz wystarczy je po prostu zaimplementować” (zgodziło się tylko 31,1 proc.). Nie bardzo wierzą Białorusini również w to, że „u podstaw polityki społecznej leży troska o człowieka”, oraz w zdolność prezydenta do zwalczania korupcji oraz inną oficjalną retorykę.
Najbardziej jednak sytuację obrazuje wskaźnik, pokazujący rozczarowanie zwykłych obywateli Łukaszenką w roli rzecznika ich interesów, a zbudowany przezeń system postrzegają coraz bardziej powściągliwie.
Obecnie 54,4 proc. uważa, że głowa państwa liczy się przede wszystkim ze swoim otoczeniem (dziesięć lat temu myślało tak 37 proc.), 32,1 – że troszczy się przede wszystkim o urzędników i funkcjonariuszy publicznych (dziesięć lat temu opinię tę podzielało 20,5 proc.).
Z takimi wskaźnikami skorelowany jest również inny trend: niespełna 30 proc. odpowiadających na pytania NISEPI w czerwcu wyraziło opinię, że obecne państwo białoruskie to „moje państwo, które chroni moje interesy”, przy czym jeszcze rok temu uważało tak 41,2 proc.
Chociaż paternalistyczne postawy w białoruskim społeczeństwie pozostają nadal silne, socjologia pokazuje, że zwykli Białorusini przestają postrzegać Łukaszenkę jak na troskliwego „baćkę”, i widzą tylko władcę, który zbudował potężny system biurokratyczny zapewniający mu zachowanie władzy.
W tym kontekście szczególnie absurdalnym i anachronicznym wydaje się niedawno zorganizowany Wszechbiałoruski zjazd, przy pomocy którego niezręcznie starano się podtrzymać mit o „prezydencie narodu”.
Nawet publiczna telewizja i zdjęcia zrobione przez nadwornych fotografów pokazują, jak sztuczna stała się komunikacja Łukaszenki ze współobywatelami.
Ponad dwie dekady temu, podczas walki o prezydenturę i na początku urzędowania Łukaszenka rzeczywiście potrafił żywo kontaktować się z masami, umiejętnie uwodził ją swoją populistyczną retoryką otrzymując w zamian energię i realne wsparcie. Teraz możemy go oglądać przed milczącymi grupkami wybranych przedstawicieli kolektywów zakładowych, na twarzach którego jawi się tylko obojętność, napięcie, nuda, i nie ma już śladu podziwu. Oczy elektoratu od dawna nie błyszczą na jego widok.
No i jawne kłamstwo też już nie przechodzi. Prawie 59 proc. nie podziela słów prezydenta, że „większość społeczeństwa białoruskiego zgadza się z podwyższeniem wieku emerytalnego” (za jest tylko 15,1 proc.).
System polityczny działa bez narodu
W raporcie NISEPI coś miłego znajdzie dla siebie i opozycja. Na przykład, w ciągu sześciu miesięcy z 50,9 proc. do 57 procent wzrosła liczba tych, którzy wierzą, że ogólna sytuacja w kraju rozwija się w złym kierunku. 65,5 proc. opowiada się za zmianą obecnej sytuacji (chce jej zachowania – jedynie 25,2 proc.). Nieznacznie wzrósł odsetek zwolenników zmian dokonywanych przez uliczne protesty, a ocena opozycyjnych partii politycznych ogólnie wzrosła z 11,3 proc. w marcu do 21,3 proc.
Ale ważne jest, aby zrozumieć jakich zmian chcieliby Białorusini. Na pewno kwestie demokracji, tak nurtujące opozycję polityczną, nie dość powiedzieć, że nie są priorytetami masy.
Kresy24.pl
1 komentarz
Jan
1 lipca 2016 o 07:59Coraz bardziej dramatyczna sytuacje na Białorusi opisuje artykuł Marka Koprowskiego ” na str. XXXII (tygodnik ma numeracje rzymska stron) w numerze 27-28 z 2-9 lipca 2016 „Najwyższego Czasu”. Lukaszenka nie ma jakiegos dobrego wyjścia. Gospodarka socjalistyczna jest b. nieefektywna, rozwiązaniem jest kapitalizm. Ale to oznacza bezrobocie czyli protesty społeczne. Jakbym miał czas chętnie pojechałbym na Białoruś, przypomnieć sobie jak wyglądała Polska za PRL-u.