Białoruski przywódca uważa, że jego otwartość wobec Zachodu nie przyniosła żadnej korzyści. Pozostaje mu więc znów zwrócić się do Rosji. Ale tam notowania Łukaszenki nie są ostatnio najlepsze. Najpierw obraził Władimira Putina na szczycie Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej w Petersburgu, domagając się zniżki cen na surowe energetyczne, później go przeprosił, a to znowu zaprzeczył, że przeprosił. Potem przyjął ambasadora Niemiec, któremu wytknął, że jego kraj i cała UE budują mury dla białoruskiego importu.
Koniec końców, pod koniec zeszłego tygodnia ze strony Rosji popłynął sygnał, że na pomoc Kremla Mińsk może ewentualnie liczyć, ale tylko pod warunkiem, że „procesy integracyjne” w ramach Państwa Związkowego Rosji i Białorusi pogłębią się – czytaj – Łukaszenka podda się woli Władimira Putina i zgodzi się na wszystkie jego warunki. Łukaszenka zrozumiał te aluzje i zapowiedział, że nigdy nie zgodzi się na inkorporację Białorusi w skład Rosji.
– Sytuacja Białorusi, szczególnie gospodarcza, delikatnie rzecz ujmując nie ulega poprawie. Przywrócenie poprawnych relacji z Unią Europejską nie przynosi pozytywnych rezultatów, czego oczekiwał oficjalny Mińsk, mówi w rozmowie z portalem Thinktanks.by politolog Andriej Porotnikow. Jego zdaniem, Łukaszenka jest przekonany, że w wielu sprawach – ważnych z punktu widzenia dyktatora, poszedł Europie na rękę, ale w zamian nie dostał dosłownie nic, bo rynki europejskie pozostają wciąż zamknięte dla białoruskich produktów ze względu na bariery protekcjonistyczne i taryfowe (…). .
Analityk zwraca uwagę, że wszystkie stwierdzenia dotyczące progresywnego rozwoju dialogu między Mińskiem a Brukselą, są niczym innym jak tylko słowami, za którymi nie kryje się nic:
– Przytoczę tylko jeden przykład. Porozumienie w sprawie priorytetów współpracy między Białorusią a Unią Europejską do 2020 r. wciąż nie zostało podpisane. Rok temu przedstawiciel białoruskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych bardzo optymistycznie stwierdził, że do końca 2017 roku priorytety te zostaną podpisane. – No i cóż, mamy już koniec 2018 roku, a wciąż nie wiemy, w jakim punkcie są … Wszystko nie jest takie różowe, jakim chcieliby sytuację widzieć zwolennicy tezy, że dialog białorusko-unijny rozwija się dynamicznie i pozytywnie. Białoruś znajduje się na peryferiach polityki regionalnej, nie jest to kraj, który ma duże znaczenie dla Europy, mówi politolog.
Andriej Porotnikow zauważył, że jeśli Mińsk naprawdę chce promować swoje interesy w Brukseli, musi najpierw poprawić stosunki z najbliższymi europejskimi sąsiadami.
– I to będzie bardzo trudne, ponieważ już teraz Warszawa jest rozczarowana rezultatami dialogu politycznego z oficjalnym Mińskiem. Bardzo wiele rzeczy wymyka się spod kontroli stronie białoruskiej. Deklarowany historyczny dialog został praktycznie wstrzymany z inicjatywy Białorusi, nie rozwiązano również kwestii Związku Polaków nieuznawanego przez Mińsk, a to jest kwestia bardzo ważna dla Polski, powiedział ekspert.
Porotnikow przypomina, że wciąż nie zadziałał mechanizm małego ruchu granicznego z Polską i Litwą.
– Z Łotwą – tak, ale to jest bardzo słabo zaludniony region, około 180 tys. ludzi po obu stronach. Jeśli weźmiemy Litwę, to mówimy o prawie 800 tys. ludzi ze strony litewskiej, a z naszej – około pół miliona. Mały ruch graniczny z Polską, to tutaj z naszej strony jest 700 tys. osób i około miliona ze strony Polski. Uważa się, że w przypadku wprowadzenia małego ruchu granicznego intensywność eksploatacji infrastruktury granicznej przez osoby prywatne wzrośnie 2-3-krotnie, a infrastruktura już teraz eksploatowana jest nadmiernie o 1,5-4-krotność jej możliwości przepustowych.
Według Porotnikowa, zwiększenie ruchu doprowadzi do całkowitego „zaklopsowania” granicy, ponieważ infrastruktura jest przeciążona po obu stronach. Oprócz znacznych inwestycji w sprzęt, wymagane są również inwestycje w personel. Strona białoruska z pewnością nie jest na to gotowa i przygotowywać się nie zamierza, polska i litewska prawdopodobnie również – uważa Andrzej Porotnikow.
Wracając do konfliktu na linii Mińsk – Moskwa. Dyrektor Centrum Transformacji Europejskiej, politolog Andrej Jegorow uważa, że takiego rodzaju starcia między Rosją i Białorusią z jakimi mamy do czynienia obecnie, należą już do tradycji. Konflikty między sojusznikami występują regularnie, i można przywołać z przeszłości wiele analogii do takich skandali.
Ekspert uważa, że Moskwa próbuje tylko zredukować pozycję wyjściową partnera, przed ostatecznymi negocjacjami ws. surowców.
„Inkorporacja nie rozpoczyna się od takich propozycji, to taki lokalny unik, żeby Łukaszenka zaakceptował warunki rekompensaty za tzw. „manewr podatkowy”, wygodne dla Rosji”.
Kresy24.pl/ thinktanks.by/ba
1 komentarz
peter
18 grudnia 2018 o 04:50Lukaszenka I Bialorus to typowy satelita Kremla ta sama sowiecka swiadomosc I u Bialorusinow I u Rosjan