Wybór Michela Auna na urząd prezydenta Libanu daje nadzieję na uniknięcie wojny domowej i utrzymanie Republiki poza zasięgiem plagi wojennej trawiącej Syrię – pisze w swej najnowszej analizie Maciej Maria Jastrzębski.
Dwa i pół roku… dwa i pół roku prezydencki fotel w قصر بعبد (Qasr Ba’abda), czy może nieco bardziej zrozumiale dla Europejczyków Palais Présidentiel de Baabda, świecił pustką, w niespokojnym oczekiwaniu na prezydencki musculus gluteus maximus. Mebel doczekał się w końcu dnia, od którego to znów może dźwigać ciężar odpowiedzialności za losy najmniejszej republiki na kontynencie azjatyckim.
Był to dzień 31 października 2016 roku. Już w parę chwil po zaprzysiężeniu Tweeter rozćwiergotał się od sprzecznych opinii na temat wyboru Michela Auna na urząd prezydenta Republiki Libańskiej. Znany jako założyciel partii « Wolny Ruch Patriotyczny » powiązanej z koalicją parlamentarną « Sojusz 8 Marca » popierającą syryjską interwencję w Libanie mającą – wedle jej zwolenników – nie dopuścić do kolejnej libańskiej wojny domowej, Michel Aun nie po raz pierwszy wciela się w prezydencką rolę – wszak czynił to już w okresie od 22 września 1988 do 13 października 1990 roku. Niemniej tym razem jego prezydencja nie ulega kwestionowaniu, przynajmniej pod względem legalności wyboru. Wybór zaś « był konieczny » piszą jedni, dając do zrozumienia, że lepiej prezydenta mieć, niż pozwolić krajowi na wyznaniową partykularyzację, co niejednokrotnie dążyło do przelewu bratniej krwi i załamania się państwa.
Liban jest demokratyczną republiką parlamentarno-gabinetową o zasadach podziału władzy dyktowanym przez podpisany w 1943 roku Pakt Narodowy. Zawarty w tym porozumieniu klucz nakazuje, aby szefem parlamentu był szyita, premierem sunnita, zaś prezydentem maronita (chrześcijanin). Kompetencje głowy państwa są, jak to bywa w przypadku systemów parlamentarno-gabinetowych, dosyć ograniczone, a jednak posiada on pospołu z premierem prawo wyboru ministrów. Prezydent jest również obrońcą konstytucji.
Kompetencje urzędu same przez się nie determinują kierunku polityki, czyni to natomiast osoba, która dany urząd piastuje. Michael Aun, jak to zostało wspomniane wcześniej, założył Wolny Ruch Patriotyczny. Jego formacja początkowo wspierała Sojusz 14 Marca – koalicję wyrosłą na Cedrowej Rewolucji, a zatem sprzeciwiającą się obecności rozjemczych sił syryjskich w Libanie. Z powodu narastających niekongruentnych wizji przyszłości Libanu, Wolny Ruch Patriotyczny opuścił 14 Marzec i skierował się ku Sojuszowi 8 Marca, gdzie szybko przejął wodze koalicji.
Cedrowa republika, ze względu na wielowyznaniowość oraz geopolityczne uwarunkowania, to wyjątkowo niestabilny twór, podatny na wpływy zewnętrzne. Wielokrotnie manifestująca się niezdolność oficjalnej władzy państwowej do zaprowadzenia porządku i ładu, choćby na drodze użycia (mniej bądź bardziej) legitymizowanej siły, wytworzyła warunki wręcz cieplarniane do germinacji lokalnych organizacji politycznych. Partia Boga (znana bardziej jako Hezbollah – حزب الله), dotowana przez Islamską Republikę Iranu rozrosła się siecią wyspecjalizowanych fundacji oraz firm świadczących usługi od medycznych, przez budownicze, po ubezpieczeniowe, a nawet telekomunikacyjne (tych ostatnich rząd libański już zdzierżyć nie mógł, co doprowadziło do tarć na linii państwo-Hezbollah). Właśnie z tym podskórnie hodowanym quasi-państwem Michel Aun, jako przewodniczący Wolnego Ruchu Patriotycznego, podpisał w 2006 roku memorandum porozumiewawcze.
Od tamtej pory Wolny Ruch Patriotyczny współpracuje z Partią Boga, co bezpośrednio rzutuje na relacje libańsko-syryjskie. Dość powiedzieć, że dziś, kiedy Państwo Islamskie zdaje się być w odwrocie, Rosja nadal wspiera prawowitego prezydenta Syryjskiej Republiki Arabskiej Baszara Al-Asada, a wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych zwiastują potencjalną zmianę w polityce Białego Domu na osi Tallinn-Rijad, osoba formatu Michela Auna może stać się spoiwem upragnionego ładu w regionie. Jeżeli tylko los nie wyszykuje nam jakiejś prestidigitatorskiej sztuczki podczas rzucania (zbyt wieloma) kośćmi.
Oby w tej grze nie zaklekotały kości Polaków. Mroczny scenariusz, wedle którego zmagania we wschodniej Ukrainie rozlałyby się po Białorusi i państwach bałtyckich, zdaje się możliwy. Mając na uwadze fluktuacje lojalności prezydenta Łukaszenki, a także wzrost w liczbie mandatów pro-rosyjskich posłów w litewskim parlamencie, warto zastanowić się, czy widmo walk polskich sił zbrojnych na terenie wymienionych wyżej państw nie doprowadzi do przelewu bratniej krwi. Wszak tam nadal żyją, i chcą żyć, nasi rodacy.
Dlatego, o ile wybór na urząd prezydenta Libanu Michela Auna daje nadzieję na uniknięcie wojny domowej i utrzymanie Republiki poza zasięgiem plagi wojennej trawiącej Syrię, o tyle pośredni wpływ ma także na bezpieczeństwo w naszym podregionie – przy realizacji konkretnych warunków będących z natury zmiennymi. Zmiennymi, których niezmienność stanie się faktem historycznym już 8 listopada bieżącego roku. A tymczasem…
Vive le Président!
Maciej Maria Jastrzęsbki (ur. 1992) jest absolwentem Stosunków Międzynarodowych na University of Saint Andrews ze specjalizacją Middle East, Caucasus and Central Asian Secrutiy Studies; posiada również licencjat z arabistyki, obroniony na Uniwersytecie Warszawskim.
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!