„Rejony takie, jak północny Synaj, to jest znajdujące się na granicach systemów państwowych, zdradzają szczególną słabość władz centralnych oraz tendencję do przejmowania cugli społecznej rzeczywistości przez graczy sub-rządowych” – pisze w niezwykle interesującym eseju Maciej Jastrzębski.
Echa eksplozji ładunków wybuchowych w Tabie, do których detonacji w październiku 2004 roku przyczynili się młodociani bojownicy północnosynajskich plemion Sawarka, Tarabin oraz Masaid, już dawno zamarły w karabinowej kanonadzie i bombowym fortissimo koncertu przemocy, jaki wygrywa na Półwyspie od dobrych kilku lat. Półwyspie, który swego czasu korcił zapomnieniem jakiego dostarczają piaszczyste plaże, kurorty, wielobarwne drinki oraz wiatry pustyni. Dziś turyści nie lgną już tak ochoczo do „mojżeszowej wyspy”, a w każdym razie nie ci najmożniejsi. Ich miejsce zastępują studenci z europejskich uniwersytetów, chętnie używający życia w Dahab – miejscowości tańszej i mniej tłocznej niż Szarm asz-Szajch.
Północ Półwyspu to bezdyskusyjny „no-go zone”. Określenie to nadal krwawo użyźnia synajskie piaski, czemu dowodzi atak niezidentyfikowanych sprawców na dwóch mężczyzn – Salima Salama Silmiego oraz 'Ataafa Ala Sulaymana. Jak informuje egipski magazyn Masr il-Yaum (Egipt Dzisiaj) do ataku doszło 26 października w miejscowości Asz-Szajch Zuwayd na północy Synaju – miejsca skąd wywodzili się zamachowcy z Taby. Nieuświadomiony czytelnik mógłby pomyśleć, że zbieżność najnowszych wydarzeń i tych z 2004 to ironiczny chichot losu. Zatem uświadamiamy – Synaj każdego miesiąca szkarłatnieje od przelanej krwii. 15 września bieżącego roku do szpitala al-’Arisz – miejscowości położonej niedaleko Asz-Szajch Zuwayd – przywieziono dwie martwe kobiety oraz dziesiątkę innych postrzelonych w kolejnym bandyckim ataku. To tylko niektóre przypadki nieokiełznanej przemocy, o których informują egipskie media.
A nieokiełznana przemoc oznacza brak kontroli suwerennej władzy nad aplikacją i egzekucją prawa – to jest zalegalizowanych form nacisku. Wszędzie, gdzie władza słabnie, pojawia się próżnia autorytetu władzy. Manifestuje się tym samym próżnia prawomocnego zastosowania przemocy. Jednostki, oraz formowane przez nie grupy, zdają się odczuwać brak supremacji zwiastujący chaos. Jako że człowiek jest zwierzęciem społecznym, funkcjonującym dzięki zasadom hierarchii i instytucjonalizmu społecznego, naturalnie będzie dążył do zapanowania nad tą przestrzenią, z której autorytet władzy (dajmy na to państwowej) wycofał się lub znikł. Rejony takie jak północny Synaj, to jest znajdujące się na granicach systemów państwowych, zdradzają szczególną słabość władz centralnych oraz tendencję do przejmowania cugli społecznej rzeczywistości przez graczy sub-rządowych – przy rozjątrzającym sytuację faktorze dostępności do wszelkiego rodzaju broni w tym przede wszystkim palnej i ładunków wybuchowych.
O ile dyskusje na temat dostępności do broni palnej lub braku takowej mają rację bytu w przypadku wewnętrznych obszarów administracyjnych, o tyle temat ten staje się mniej polemiczny w odniesieniu do rejonów prowincjonalnych lub granicznych. Ponadto, na przykładzie polskim można stwierdzić, że kultura demilitaryzacji, jakiej doznajemy u naszych zachodnich granic, jest mniej przyjazna zachodzeniu zjawiska o którym mowa. Natomiast jeśli weźmie się pod uwagę strefy przygraniczne państw odleglejszych kulturach politycznych, to zdaje się, że samowolne zapełnianie pustki prawomocnego zastosowania siły zyskuje na prawdopodobieństwie. Taki scenariusz rozgrywa się na północnym Synaju – u styku kultury politycznej Egiptu i Izraela.
Jaki pożytek możemy zyskać z tych obserwacji w kontekście Rzeczypospolitej? Zachętę do wiązania naszych wschodnich sąsiadów więzami dobrych praktyk budujących przyjazną kulturę polityczną, której prawidła będą respektowane przez wszystkie zainteresowane strony. Z Białorusią jesteśmy już bliżej… przynajmniej do Grodna.
Maciej Maria Jastrzębski
1 komentarz
SyøTroll
19 grudnia 2016 o 14:45Co ma Grodno lub Wilno do … Ashdodu, Gazy i al-Arish czyli kolebki Phalestyńczyków vel Filistynów.