22 listopada wypadła 124-ta rocznica tragicznych wydarzeń w Krożach na Żmudzi… Z tej okazji polecamy Państwa uwadze wnikliwy esej Pawła Bohdanowicza. I przy okazji zadajemy pytanie: dlaczego o TYM nie chcecie pisać, Panowie?
Na początek mała prośba. Nie kłóćmy się o to, czy mówiący po żmudzku Żmudzin jest Litwinem, czy może należy do odrębnego narodu. Nie kłóćmy się o to, czy człowiek mówiący tam w XIX wieku po polsku był Polakiem czy Litwinem. Wśród uczestników i ofiar tamtych wydarzeń byli ludzie mówiący po żmudzku i ludzie mówiący po polsku. Pojawiają się nazwiska typowo polskie, jak również żmudzkie czy litewskie. Bardzo wielu dzisiejszych Litwinów miało przodków mówiących po polsku, bardzo wielu nosiło polskie nazwiska, potem zamieniane na litewskie. Wielu polonofonów (nie mylić z polonofobami, choć i takich nie brakowało) było w awangardzie Litewskiego Odrodzenia Narodowego. Brat Prezydenta Narutowicza może być tu dobrym przykładem. W XX wieku, podczas polsko-litewskich walk, żołnierze obu stron mówili po polsku (chociaż nie wszyscy, oczywiście). Niektórzy wręcz mówią o litewskiej wojnie domowej. Ale ten artykuł jest o czymś innym. Ten artykuł jest o tym, co łączy nasze narody i co łączyło mieszkańców tamtych ziem.
Czego uczy nas historia wypadków krożańskich? Uczy nas, że w 1893 roku antagonizmy polsko-litewskie nie były jeszcze zbyt wyraźne. Uczy nas, że w 1893 roku wciąż więcej nas łączyło, niż dzieliło. Sprawa popierana była zarówno przez litewskie gazety wydawane w Tylży, jak i przez polskie wydawane w Krakowie. Uczy nas także, że wśród przeciwników, w tym wypadku Moskali, są ludzie gorsi i lepsi, a nawet ludzie bardzo szlachetni.
W naszym Internecie trudno jest znaleźć szczegółowe informacje na temat Rzezi Kroskiej. Przeważnie spotyka się krótką notkę z Wikipedii, powielaną tysiące razy w ramach dziennikarstwa „kopiuj-wklej”. I mnie, szczerze mówiąc, nie stać na wiele więcej, jak tylko na dokładne przeszukanie Internetu. Spróbuję jednak wyciągnąć na wierzch to, co ukryte jest w zakamarkach cyfrowych bibliotek i czego nie znajdziemy na pierwszej stronie wyników wyszukiwania.
Wydarzenia w Krożach z listopada 1893 roku pod pewnymi względami przypominają masakrę Polubicze-Drelów-Pratulin 1874. W Krożach ofiarami byli łacinnicy, w Polubiczach, Drelowie i Pratulinie – unici. O ile jednak bardzo łatwo znaleźć listę ofiar masakry z 1874 roku, o tyle w przypadku Kroż jest to dużo trudniejsze. Relacje w gazetach bywały niekiedy wyolbrzymione. Ilu ludzi zarąbano szablami? Ilu śmiertelnie postrzelono? Ilu utopiono w rzece? Dowiecie się z tego artykułu.
Są ówczesne artykuły prasowe. Dziennikarze lubią jednak przesadzać i rzadko mają czas na własne śledztwo. Jest mała książeczka „Kroże – sprawozdanie naocznego świadka o przebiegu procesu” Kraków 1895. Najwięcej konkretów dostarcza nam jednak dużo grubsza książka „Proces krożan przed Izbą Sądową Wileńską na podstawie aktów sądowych i innych dokumentów” wydana w Krakowie w roku 1896 (Anczyc i spółka). Książka, jak napisano we wstępie do niej, ma dać czytelnikom rzetelny obraz wypadków na podstawie akt sądowych i innych dokumentów. Składają się na nią głównie tłumaczenia dokumentów sądowych. Widać tam profesjonalne podejście. Widać, że autorzy opierali się na dokumentach i nie rozcieńczali faktów wodą. Widać też, że nie ma tam dążenia do fałszywego wyolbrzymienia tragedii. Wydaje mi się, że spośród polskich wydawnictw ta książka jest numerem 1.
Nie ma jednej ustalonej i powszechnie przyjętej formy przymiotnika od nazwy miasteczka Kroże. Samą nazwę odmienia się jak rzeczownik w liczbie mnogiej. Co do przymiotnika, tworzono go na różne sposoby: kroski / krożencki / krożeński / krożański. Wypadki z 22 listopada dość konsekwentnie nazywa się „Rzezią Kroską”.
Bariera językowa nie pozwoliła mi sięgnąć do zbyt wielu źródeł litewskich. Przepraszam litewskich i polskich czytelników, jeżeli z tej przyczyny pominąłem coś ważnego. Przepraszam też za ewentualne pomyłki.
Z ich grobów powstaną mściciele
Kiedyś, przed laty, dowiedziałem się o Rzezi Kroskiej, dzięki medalowi wydanemu dla uczczenia ofiar tej tragedii. Kontakt z zabytkiem najlepiej sprzyja zapamiętywaniu faktów historycznych. A jeżeli nie możemy mieć bezpośredniego kontaktu, to spójrzmy chociaż na zdjęcia. Mam nadzieję, że ożywią one ten tekst i może zachęcą czytelników do przeczytania artykułu w całości.
Medal spotykany w miedzi i srebrze (nie pamiętam, czy istnieje wersja złota). Jeszcze rzadszy od medalu wybitego na cześć Męczenników Unickich 1874, i chyba jeszcze piękniejszy. 50 milimetrów średnicy… Silnie podziałał na moją wyobraźnię i mam nadzieję, że na wyobraźnię czytelników równie silnie podziała.
Kalendarium – moja rekonstrukcja
W akcie oskarżenia, w innych dokumentach i w zeznaniach podawane są daty kalendarza juliańskiego, więc te zapisałem na pierwszym miejscu, a daty gregoriańskie podałem w nawiasach.
12 grudnia 1891 (24 grudnia – czwartek) Wyszedł ukaz carski (tzw. „decyzja Najwyższa” albo „rozkaz Najwyższy”) nakazująca kasatę klasztoru Panien Benedyktynek z kościołem i cmentarzem w miasteczku Kroże i o przeniesieniu zakonnic do klasztoru tej samej reguły w Kownie.
9 stycznia 1892 (21 stycznia – czwartek) Biskup diecezji żmudzkiej (nie wiem, czy sprawą zajmował się ordynariusz Mieczysław Leonard Pallulon, czy biskup pomocniczy Antoni Baranowski / Antanas Baranauskas) został poproszony przez gubernatora Klinkenberga o wydanie rozporządzeń mających na celu zamknięcie klasztoru wraz z kościołem i cmentarzem oraz wysłanie zakonnic do Kowna.
27 stycznia 1892 (8 lutego – poniedziałek) Konsystorz rzymsko-katolicki żmudzki nakazał kanonikowi Jastrzębskiemu i proboszczowi Jawgielowi przekazanie sprzętów liturgicznych i całego inwentarza do kościoła katedralnego, do kościoła parafialnego krożańskiego oraz do filialnego pokrożańskiego.
W latach 1892-1893 ludność katolicka czyni starania o przekształcenie kościoła klasztornego w kościół parafialny, a kościoła parafialnego (położonego na cmentarzu) w kaplicę cmentarną.
7 lutego 1892 (19 lutego – piątek) Podania o wyżej opisane zmiany zostają złożone przez 44 parafian krożańskich na imię cesarskie oraz na imię wileńskiego, kowieńskiego i grodzieńskiego jenerał-gubernatora. Podobne podania zostają złożone przez pełnomocników włościan 29 lipca 1892, 25 lutego 1893 i 20 maja 1893.
4 maja 1893 (16 maja – wtorek) Pozostałe w Krożach zakonnice zostają wydalone z klasztoru, o czym proboszcz kielmeński ksiądz Jawgiel zawiadamia konsystorz żmudzki dnia 21 maja 1893.
11 maja 1893 (23 maja – wtorek) Gubernator kowieński Klingenberg oddaje kościół klasztorny pod dozór proboszcza krożańskiego, a pozostałe zabudowania klasztorne zostają opieczętowane przez policję.
1 czerwca 1893 (13 czerwca – wtorek) Petenci zawiadomieni zostali, że jenerał-gubernator odrzucił ich prośby.
10 czerwca 1893 (22 czerwca – czwartek) Na wniosek ministra spraw wewnętrznych, car podejmuje decyzję o przekazaniu dóbr poklasztornych na rzecz skarbu państwa oraz na użytek duchowieństwa kowieńskiej prawosławnej cerkwi Zmartchwychwstania. Materiał budowlany pozyskany ze zburzenia kościoła oraz innych budynków klasztornych miał zostać przeznaczony na budowę szkoły gospodarstwa wiejskiego. Szkoła ta miała być wybudowana na placach pozostałych po wyburzeniu kościoła i budynków poklasztornych. Tak mówi akt oskarżenia skierowany przeciwko obrońcom kościoła krożańskiego. Dziś rozpowszechniona jest teza, że kościół miał być przekształcony w cerkiew.
19 sierpnia 1893 (31 sierpnia – czwartek) Konsystorz diecezjalny (żmudzki) zlecił księdzu Jastrzębskiemu i księdzu Jawgielowi wykonanie poleceń z dnia 27 stycznia 1892. Ponadto nakazuje, aby po wyniesieniu inwentarza i oddaniu go, komu należy, przekazać klucze policji.
Lipiec – październik 1893 Mimo nieodwołalnej decyzji z dnia 10 czerwca 1893, wciąż kierowane są prośby parafian do cara („na imię carskie”). Ostatnia prośba pochodzi z dnia 20 października 1893.
Początek sierpnia – 9 listopada 1893 (21 listopada – wtorek) Mniejsza lub większa grupa ludzi stale pilnowała kościoła. Zorganizowano kuchnie dostarczające żywności pilnującym. Znajdowały się one prawdopodobnie w domu zakrystiana / organisty Zajewskiego i w domu Kłopotowskich. Jeżeli tego wymagała sytuacja, bito w dzwony dla przywołania większej liczby ludzi na pomoc. Dzwonnica służyła jako punkt obserwacyjny, tym lepszy, że kościół stał na wzniesieniu. Część społeczności była zdania, że opór będzie nieskuteczny, jednak bardzo wielu parafian zdecydowanych było bronić kościoła. Dyżury pełnili ludzie z miasteczka i z okolicznych wsi. W akcji brały udział wszystkie stany: szlachta, mieszczaństwo i włościanie. Przewijają się nazwiska polskie, żmudzkie i typowo litewskie. Jedna z kobiet, oskarżona w procesie, używała nazwiska w trzech wersjach: Stefankiewicz-Steponkus-Steponkajtys.
1 września 1893 (13 września – środa) Ksiądz wikary Możejko nie mógł odprawić mszy w przedmiotowym kościele, ponieważ klucz od cyborium został nagle przechwycony przez jedną z kobiet, która natychmiast zniknęła w tłumie. Nieco później, tego samego dnia, ksiądz kanonik Jastrzębski próbuje przekonywać zgromadzonych ludzi, że nie powinni przeszkadzać w wyniesieniu Najświętszego Sakramentu ani w zamknięciu kościoła. Parafianie odpowiadają, że nie pozwolą na to, póki nie otrzymają odpowiedzi na (kolejną) prośbę wniesioną do cara.
8 i 9 września 1893 (20 i 21 września – środa i czwartek) Tłum uniemożliwił Możejce odprawienie mszy przy głównym ołtarzu. W tych dniach musiał on odprawiać msze przy ołtarzach bocznych. Częste odprawianie mszy w tym kościele miało na celu zużycie komunikantów, aby uniknąć przykrego dla wiernych ceremoniału wynoszenia Sakramentu z kościoła.
3 października 1893 (15 października – niedziela) Wracający z zagranicy krożański proboszcz Renadzki otrzymał ustne polecenie od biskupa, natychmiast zabrać klucze od kościoła klasztornego i nakazać wikaremu Możejce wyniesienie Przenajświętszego Sakramentu.
5 października 1893 (17 października – poniedziałek) wieczorem Proboszcz Renadzki nakazał Możejce, aby następnego dnia rano wyniósł z kościoła Przenajświętszy Sakrament. Jednocześnie kazał proboszcz swojemu służącemu, żeby ten zawołał zakrystiana Zajewskiego z kluczami. Zajewski wszelako nie przyszedł twierdząc, że jest chory. Przesłał tylko przez służącego wiadomość, że nie ma kluczy, bo zostały zabrane przez jakieś kobiety. Kościół jest oświetlony, a zgromadzeni ludzie śpiewają.
6 października 1893 (18 października – środa) – godzina 05:00 rano Wikary Możejko poszedł do kościoła, aby wynieść Przenajświętszy Sakrament. Obecny tam zakrystian (organista) Dominik Zajewski oświadczył, że kluczy od kościoła mu nie da, bo zostały one kilka dni wcześniej skradzione. Gdy Możejko zastukał do kościoła, Amilja Uboczajtys-Kołwajtys wpuściła go przez boczne drzwi. Następnie Możejko otworzył cyborium wytrychem i przystąpił do wynoszenia Świętości. W korytarzu tłum obezwładnił wikarego. Włościanin Eljasz (nie wiem, czy służący proboszcza, czy inny) i szlachcic Piotrowicz wyskoczyli przez okno i powiadomili strażnika ziemskiego Jeraszewa. Tymczasem Roch Szarowski odniósł Sakrament do ołtarza.
6 października 1893 (18 października – środa) – około 05:30 rano Strażnik ziemski Jeraszew dostał się do kościoła przez boczne drzwi i uwolnił wikarego Możejkę, którego tłum przycisnął do ściany albo (według innej wersji) związał. W kościele było około 20 osób. Obawiając się o swoje bezpieczeństwo najpierw wyskoczył z kościoła strażnik Jeraszew, a za nim Możejko bez czapki, bez palta i w podartej komży.
7 października 1893 (19 pażdziernika – czwartek) Podjęto kolejną próbę wykonania Najwyższego rozkazu z dnia 10 czerwca 1893. Do Kroż przybyli naczelnik powiatu Wichmann, dziekan Jastrzębski i ksiądz Jawgiel. Tłum ludzi pilnujących kościoła nie wpuścił księży, mimo odczytania ukazu carskiego. Ludzie krzyczeli, że nie pozwolą zamknąć kościoła, dopóki nie otrzymają odpowiedzi na wniesione do cara prośby. Potem naczelnik Wichmann próbował przekonać parafian, przemawiając do tłumu gromadzącego się już także między kościołem a ogrodzeniem cmentarza. Bezskutecznie. Ludzie wciąż krzyczeli, że nie pozwolą na zamknięcie kościoła, ponieważ czekają na odpowiedź cara…
Ciąg dalszy nastąpi…
Paweł Bohdanowicz dla Kresów24.pl
4 komentarzy
Maur
26 listopada 2017 o 19:00Człowiek nie powinien porywać się na sacrum.
To co Alexander III zarządził Mikołaj II musiał odkręcać. Zupełnie niepotrzebne ofiary.
Tekst warty przeczytania choćby z uwagi na dokładny kronikarski zapis wydarzeń.
Paweł Bohdanowicz
26 listopada 2017 o 21:11Dzięki 🙂
Trochę wybiegam do przodu, ale gdy pracowałem nad Krożami, zaszokowało mnie porównanie pracy sądu carskiego z tym, co się dzisiaj w naszych sądach dzieje. Gdy była robota, pracowali dzień w dzień do 21:00. Nie ma że niedziela, nie ma że wieczór. W niewiele ponad tydzień potrafili rozpoznać sprawę i wydać wyrok, który (uwzględniając ówczesne realia) trzeba uznać za mądry i sprawiedliwy (wyrok z jednoczesnym wnioskiem o ułaskawienie = jedyne sprawiedliwe rozwiązanie).
USZANOWAĆ TRZEBA TAKŻE MOSKALA, JEŻELI NA TO ZASŁUGUJE
Dominik
26 listopada 2017 o 22:48Oj! Delikatnie bym to rozdzielił, panie Pawle. Porządny może być Rosjanin, zgoda. Moskal musi najpierw wyleczyć się ze swojego moskalstwa (które jest połączeniem imperializmu oraz kultu siły, czyli szatana), bo na takowe w bożym planie zbawienia miejsca chyba? nie ma.
Paweł Bohdanowicz
27 listopada 2017 o 09:05@Dominik
Panie Redaktorze!
Moskal znaczy dokładnie to samo, co Rosjanin 🙂 Po prostu użyłem starszej nazwy 🙂 Np: „Do przyjaciół Moskali”.
Tak całkiem poważnie: nie pierwszy to przypadek, że z dwóch słów znaczących pierwotnie dokładnie to samo, jedno z czasem zaczyna znamionować niechęć piszącego, a drugie – sympatię.
Lach – Polak
Moskal – Rosjanin
sowiecki – radziecki itp.
———
Słowo „Moskal” w tekście i w komentarzu miało być delikatną, żartobliwą prowokacją. Dla mnie Rosjanie / Moskale są po prostu przeciwnikiem, z którym mamy wygrać. Wygrać Międzymorze. Nadmiar negatywnych emocji wcale zwycięstwu nie służy. To jest tak, jakby szachista robił posunięcia pod wpływem nienawiści do przeciwnika 🙂 Stąd w tekście delikatna nuta „sympatii” dla Moskali. Trzeba ludzi zachęcać do chłodnego spojrzenia.