„Polska tożsamość narodowa jest rozdzielona na sentyment do narodowego państwa etnicznych Polaków lub do wieloetnicznej Rzeczpospolitej – z ukraińskiego punktu widzenia nie jest chyba obojętne, która z tych tożsamości będzie w Polsce dominująca” – pisze historyk Robert Czyżewski.
Ostatnie wydarzenia związane z obchodami rocznicy masakry wołyńskiej z 1943 roku zachwiały polsko-ukraińskim relacjami. Głosy, jakie najczęściej pojawiają się w ukraińskich mediach, cechuje często zaskoczenie i niezrozumienie tego, co się dzieje z zachodnim sąsiadem, którego przecież tak jednoznacznie większość Ukraińców zaklasyfikowała już dawno jako wypróbowanego i pewnego przyjaciela. Zasadniczy problem polega na tym, że przez ostatnie lata kontakty polsko-ukraińskie zostały zdominowane przez jedno z polskich środowisk, którego poglądy uznano na Ukrainie za reprezentatywne dla całego polskiego społeczeństwa.
Co z tą Polską?
Podstawowy polityczny podział w Polsce trwający od ponad dwudziestu lat dotyczy stosunku do tego, co przynosi współczesność. Wezwania polityczne, w których pragnienie roztopienia Polski w europejskim superpaństwie, zderzają się z tradycyjnym w Polsce pragnieniem zachowania niezależności wobec Brukseli, a de facto Berlina. Na poziomie kulturowym mamy z jednej strony fascynację eksperymentami Zachodu z multikulti i genderyzmem na czele, a z drugiej przekonanie, że tego typu eksperymenty są niszczące dla tkanki społecznej, a w związku z tym należy zachować przywiązanie do ustalonego jeszcze w dziewiętnastym wieku kanonu wartości takich jak: tradycyjna rodzina, wiara i patriotyzm. Gdyby zradykalizować bieguny tego sporu to można powiedzieć, że po jednej stronie mamy wielopłaszczyznowy kompleks wobec „nowoczesnego” Zachodu i bezrefleksyjną chęć nadrobienia „zapóźnień”, a z drugiej wyrosłe z tradycji poczucie polskiej wyjątkowości, oraz zagrożenia, w którym antypolska polityka Niemiec ubrała się tylko dla niepoznaki w barwy europejskie…
Na ten podział należy jeszcze nałożyć fakt, że Polska wyszła z sytemu komunistycznego. Z postkomunistycznych układów wyrosła niejedna fortuna i niejedno medialne imperium. Wielu dawnych prominentów przez lata wspierało euro-liberalną stronę polskiego sporu, zdecydowanie lepiej czując się w świecie, w którym tradycyjne pojmowanie dobra i zła, tego czym jest honor, a czym podłość, zostało zastąpione przez miękką narrację postmodernistycznego liberalizmu, w której nie ma wartości i postaw lepszych, a są tylko inne.
Pomimo zmieniających się partyjnych szyldów strona euro-liberalna zachowywała władzę w Polsce niemal nieprzerwanie, a jej wpływy w mediach i biznesie wspierane poparciem ideologicznym Zachodu dawały jej ogrom wpływów nawet w tych chwilach, gdy polscy tradycjonaliści sięgali na krótko po władzę.
Rozkład społecznych sympatii nie był już tak jednoznaczny. Polska jest państwem wyjątkowo homogenicznym, wyjątkowo religijnym, a w Polskiej historii można znaleźć relatywnie mało powodów do wstydu i sporo powodów do dumy. Taki stan społeczny i taką świadomość historyczną kraju nad Wisłą liberalne media uznawały jednak za tymczasowe, przypisując kulturowy tradycjonalizm osobom starszym, gorzej wykształconym i pochodzącym z prowincji. Pogardliwie te środowiska nazywano „moherami” od typowego beretu noszonego przez starsze, niezamożne kobiety.
Stopniowo jednak różnice ekonomiczne między Polską, a starą Europą zaczęły się zacierać, a problem muzułmańskich gett, multiplikowany napływem niekontrolowanych fal emigrantów, zachwiał wiarą w sens multikulturowych eksperymentów. Wchodzące w życie nowe pokolenie Polaków wyrosło bez typowego dla ich matek i ojców kompleksu wobec Zachodu. Paliwo pod euroliberalnym kotłem zaczęło się w Polsce gwałtownie kończyć.
„Dobra zmiana”
Głównym hasłem, pod którym szła po władzę drużyna Kaczyńskiego była „dobra zmiana” – zmiana wielopłaszczyznowa, naprzeciw której stoi świat „starych układów”. W 2015 roku najpierw wybory prezydenckie wygrał popierany przez PIS kandydat, a następnie wybory parlamentarne wygrało bezapelacyjnie Prawo i Sprawiedliwość, zwyciężając nie tylko w tradycjonalistycznej Polsce wschodniej i południowej, ale także w wielu miejscach na ziemiach zachodnich. Skala zwycięstwa umożliwiła PiS samodzielne stworzenie rządu.
Z punktu widzenia dotychczasowych elit polityczno-medialnych szczególnie przerażające jest, to że po roku sprawowania władzy poparcie dla PiS zamiast słabnąć rośnie, a krytyka nowych władz w Warszawie płynąca z Brukseli-Berlina jest wyraźnie nieistotna, a może nawet wywołująca przeciwny skutek. Również z tej perspektywy powinny być czytane różne polskie głosy jakie pojawiają się na Ukrainie. Nie mogąc zaszkodzić w kraju obecnym rządzącym, liberalni publicyści próbują maksymalnie zaszkodzić im na zewnątrz. Aktualny przywódca do niedawna rządzącej Platformy Obywatelskiej określił się sam jako „opozycja totalna”. Dało to o sobie znać choćby podczas (ogromnie ważnego również dla Ukrainy) szczytu NATO. Tuż przed rozpoczęciem szczytu opozycja zgłosiła votum nieufności wobec ministra obrony narodowej, tym samym świadomie osłabiając jego pozycję. Trzeba wciąż pamiętać, że z punktu widzenia owej „totalnej opozycji”, a szczególnie jej intelektualnych i medialnych sterników, przyklejenie PiS łatki „nacjonalistów” i „ksenofobów” jest bardzo pożądane i warto dla tego politycznego interesu poświęcić polsko-ukraińskie relacje. Owi polscy intelektualiści i eksperci przedstawiający się na Ukrainie jako neutralni obserwatorzy, są częścią „totalnej” wojny jaka się w Polsce toczy i wykorzystują swój głos do załatwiania wewnątrzpolskich, a nie polsko-ukraińskich spraw.
Kresy i dwie polskie tradycje
Polscy tradycjonaliści to patrioci; nigdy nie będą neutralni wobec Ukrainy, będą jej zaprzysięgłymi wrogami lub najbliższymi przyjaciółmi. Jest to związane z polską historią, kulturą i tradycją. Polacy widzą się kontynuatorami I Rzeczpospolitej i z tego względu ziemie Ukrainy (ale także Litwy i Białorusi) pozostaną dla nas „Kresami”. Zdecydowana większość ludzi kluczowych dla polskiej historii, żyła na wschód od dzisiejszych polskich granic. Znaczna część miejsc sentymentalnie dla nas niezbywalnych, jest dziś na terytorium naszych wschodnich sąsiadów. Co jednak kluczowe: z powyższych faktów nie wynika (a przynajmniej nie musi wynikać) polski „imperializm” i rewizjonizm terytorialny.
Polacy wyjątkowo cenią pragnienie wolności i heroizm w jej obronie, a także żywią uzasadnione resentymenty wobec Rosji. To właśnie dlatego wydarzenia na Majdanie wywołały tak powszechne poparcie także w środowiskach patriotycznych.
Głosy tych, którzy pamiętają „polskie województwa południowo-wschodnie” i nie mogą wybaczyć masakry na Wołyniu, są oczywiście słyszalne, ale współczesna ukraińska sympatia do Polski, spychała – przynajmniej do tej pory – takie postawy na margines.
W kręgach patriotycznych silne są dziś „jagiellońskie marzenia” o równoprawnym, strategicznym sojuszu Polski i Ukrainy, o międzymorzu skierowanym przeciw niebezpiecznemu moskiewskiemu imperializmowi. Taka polska myśl ma długą tradycję i w pewnych okresach była dominująca. Tacy Polacy szukają na Kresach partnerów do współpracy, a nie przestrzeni do ekspansji, brak im Ukraińców, Litwinów czy Białorusinów, a nie ukraińskiej, litewskiej czy białoruskiej ziemi. Charakterystyczne jest, że przed sarkofagiem Józefa Piłsudskiego, który patronuje tej myśli widnieje na równi polski orzeł i litewsko-białoruska pogoń.
A tymczasem na Ukrainie…
Ku rozpaczy polskich środowisk patriotycznych, szukających zbliżenia ze wschodnimi sąsiadami, w ciągu ostatnich lat Ukraina zdaje się wybierać ze swojej historii i gloryfikować te elementy, które najsilniej dzielą, a nie łączą oba narody. Bo tym jest – z polskiego punktu widzenia – tradycja Ukraińskiej Powstańczej Armii – poddana zresztą dosyć kontrowersyjnemu liftingowi.
Dla poprzednich władz Polskich fakt ten to jednak tylko niemiły, ale peryferyjny zgrzyt, dla żyjącego polską tradycją elektoratu Prawa i Sprawiedliwości, takie wydarzenia nabierają charakteru o wiele bardziej centralnego. Fotografowanie się polityków czy liderów zespołów muzycznych z emblematami organizacji, które prowadziły radykalnie antypolskie, zbrodnicze działania budzi sprzeciw (nie wiem, na ile uzasadniony, wiem, że zrozumiały).
Polska tożsamość narodowa jest rozdzielona na sentyment do narodowego państwa etnicznych Polaków lub do wieloetnicznej Rzeczpospolitej – z ukraińskiego punktu widzenia nie jest chyba obojętne, która z tych tożsamości będzie w Polsce dominująca. Ta pierwsza jest dla Ukrainy wielkim wrogiem, ale ta druga pierwszym przyjacielem. Wydaje się że polityka ukraińska powinna brać to pod uwagę.
Prawda o PiS
Z ukraińskiego punktu widzenia jest szczególnie istotne, co naprawdę sądzą liderzy rządzącej partii. Warszawski liberalny salon już dawno nazwał PiS nacjonalistami i tego typu wiedzę przekazuje teraz na Ukrainę. Prawo i Sprawiedliwość powstało jako kolejna partia jednocząca to, co w Polsce nazywane jest prawicą. Różni liderzy mają więc różne poglądy reprezentujące dosyć szerokie spectrum przekonań politycznych. Wygląda to na łączenie wody z ogniem, ale w PiS obecne są zarówno sympatie do myśli jagiellońskiej jak i narodowej; warto jednak zaznaczyć, że tragicznie zmarły pod Smoleńskiem prezydent Lech Kaczyński był niewątpliwie przyjacielem Ukrainy, a jego postać niejako patronuje całej partii. W takiej sytuacji najlepiej odwołać się do źródła. Podczas uroczystości upamiętniającej ofiary Wołynia 1943 Jarosław Kaczyński wygłosił krótkie oświadczenie które warto przytoczyć w całości.
Szanowni Państwo, 11 lipca 1943 roku rozpoczęła się zaplanowana przez część dowództwa UPA ludobójcza operacja przeciwko polskim mieszkańcom Wołynia. To nieprawdopodobnie okrutna operacja, a zbrodnie, które tam popełniono są bez precedensu, jeśli chodzi o poziom okrucieństwa. Doszło do rzeczy naprawdę strasznych.
Senat RP podjął w tej sprawie uchwałę – na najbliższym posiedzeniu podejmie także Sejm. W żadnym wypadku i nigdy nie możemy o tym zapominać. Nigdy nie może być tak, by tego rodzaju zbrodnia była pomijana, relatywizowana i określana jako coś mniej istotnego niż to, co wyraża słowo ludobójstwo. To było ludobójstwo i chcę to podkreślić.
Ale chcę też przypomnieć tych Ukraińców, którzy bronili Polaków. Pamiętamy o nich i oddajemy im hołd. Wiem, że bardzo niedawno temu prezydent Ukrainy złożył tutaj wieniec – mam nadzieję, że to dobra zapowiedź. mam też nadzieję, że ukraińscy bohaterowie, którzy walczą dziś, będą nawiązywali do tradycji sprawiedliwych, tych, którzy Polaków bronili i którzy w najgorszym czasie potrafili ocalić ludzką godność, empatię – to wszystko, co czyni nas ludźmi. Dziękuję bardzo.
Osobną sprawą pozostaje, na ile Ukraińcy chcą przyjąć narrację prezesa PiS, ale powinni postawić sobie retoryczne pytania: „Ile głosów PiS straci ze względu na te fragmenty tekstu, które pozwoliłem sobie podkreślić?” oraz „W imię czego lider partii takie akcenty wprowadza ryzykując utratę choćby jednego punktu procentowego poparcia?”
Z ukraińskiego punktu widzenia nie bez znaczenia jest jaką pozycję zajmuje PiS w szerszym kontekście spraw międzynarodowych. Poprzednie polskie władze były przez partię Jarosława Kaczyńskiego i sprzyjających jej publicystów krytykowane za zbytnią uległość wobec Berlina, który wraz z Paryżem postawił – według optyki PiS – na bliską współpracę z Rosją i w związku z tym nie jest wystarczającym zabezpieczeniem przed agresywną polityką Moskwy. Względy polityki zagranicznej pchają PiS w kierunku Ukrainy, jednak w polityce wewnętrznej partia Jarosława Kaczyńskiego musi się liczyć z rozdrażnieniem części elektoratu „banderowską”, tym samym „antypolską” polityką historyczną Ukrainy.
Co na to Ukraińcy?
Ukraina może oczywiście czekać na powrót do władzy polskich liberałów, co jednak nastąpi, jeśli przemiany w Polsce okażą się trwałe? Oprócz tego, jeśli liberalna strona sceny politycznej ma słuszność, to w ogóle należy zakończyć mówienie o relacjach polsko-ukraińskich, bo w przeciągu jednego – dwóch pokoleń wszyscy będziemy przechadzającymi się po galeriach handlowych Europejczykami, a różnić nas będzie tylko język kierowanej do nas reklamy. Jest to wizja pewnego rodzaju końca historii. Niepotrzebny będzie dialog polsko–ukraiński, bo nie mogą go prowadzić ci, którzy już przestali być Polakami, z tymi którzy za chwilę wyrzekną się ukraińskości.
Jeśli jednak jest inaczej – bo narody wciąż będą głównym podmiotem polityki – Polacy i Ukraińcy muszą się sobie krytycznie przyjrzeć.
Kresy i Zakierzonie
Pamiętajmy, że w przeszłości nasi przodkowie żyli wspólnie na kilkusetkilometrowym pasie ziemi leżącej dziś po obu stronach granicy i zrozumiałe jest, że i Polacy i Ukraińcy znajdą wystarczającą ilość argumentów dla takiego lub innego jej poprowadzenia. Polacy częściej używają historycznych map politycznych, a Ukraińcy etnicznych. Wytyczenie aktualnej linii kosztowało wiele krwi i cierpienia. Czy to jest dobra granica? Nie. Ale nie będzie lepszej. Mychajło Werbycki czy Mychajło Hruszewski urodzili się na terenie dzisiejszej Polski i należy powiedzieć wyraźnie, że Ukraińcy mają prawo do sentymentu do miejsc ich urodzenia i do własnych nazw tych miejsc, ale Polacy też mają prawo do sentymentu i własnych nazw dla miejsc rodzinnych Juliusza Słowackiego czy Zbigniewa Herberta. Tyle „polskiego” Lwowa, ile „ukraińskiego” Przemyśla czy Chełma.
Robert Czyżewski
Artykuł został opublikowany w ukraińskim Tyżdniu.
Zachęcamy do komentowania materiału na naszym oficjalnym fanpage’u: https://www.facebook.com/semperkresy/
28 komentarzy
SyøTroll
30 września 2016 o 20:15No to mamy konflikt pomiędzy zwolennikami demonizowania, ignorowania lub zrozumienia „kontrowersyjnego liftingu Ukraińskiej Powstańczej Armii”, „antypolskiej polityki Niemiec” lub „agresywnej polityki Moskwy”. Do tego dochodzi stosunek do USA, WB i ZSRR w kontekście Teheranu, Jałty i Poczdamu i okresu powojennego.
Jedność była, prawdopodobnie w momencie odzyskania niepodległości w 1918 roku, no może grudnia 1922-ego. Później były jedynie podziały i szukanie „zdrajców” do eliminacji.
ruthenus.blogspot.com
30 września 2016 o 23:18Artykuł, owszem, sympatyczny. Wnioski generalnie słuszne. Mam jednak wątpliwość, jeśli chodzi o przekonanie Autora, że polski sentyment do „wieloetnicznej Rzeczypospolitej” MUSI być w tak oczywisty sposób milszy Ukraińcom (a i bałto-Litwinom) od kierunku „monoetnicznego”. Rozumiem (jak mi się zdaje) tok myślenia Autora, tylko że realność nie zawsze jest taka, jak by się chciało. Kierunek „wieloetniczny” może być – zwłaszcza przez nacjonalistów innych narodów – odbierany jako kryptoimperializm. Z drugiej strony – stawka na „monoetniczność”, przy dzisiejszych granicach i demografii, takich obaw pociąga za sobą chyba mniej. Zresztą już Józef Mackiewicz pisał był o tym, jak bałto-Litwini ze zniecierpliwieniem odrzucali umizgi federalistów, partnerów widząc raczej w…endekach, czyli może i wrogach, ale podobnie rozumujących.
Jarema
1 października 2016 o 10:38Słuszne spostrzeżenie. Polacy nie dostrzegają, że to co my uważamy za wspólne z Ukrainą i Litwą dziedzictwo – I RP i niekiedy wspólne losy pod rosyjskim jarzmem – jest przez Ukraińców i Litwinów oceniane inaczej, jako przejaw polskiej dominacji, która wykluczyła państwowość ukraińską i litewską. Nie chodzi o to, czy te ukraińskie i litewskie żale są słuszne, bo raczej nie, ale o ich dostrzeżenie i wyciągnięcie stąd wniosków.
Demon
1 października 2016 o 01:28Jakby nie patrzeć i tak mamy jednego, śmiertelnego wroga z Ukrainą,
którym jest Rosja (Mordor),
a czy się to kremlowskim Srollom i „pożytecznym idiotą”
podoba, czy nie,
wróg naszego wroga jest naszym przyjacielem.
Przynajmniej tak długo jak z nim walczy.
Na pohybel putlerowcom !
Ula
1 października 2016 o 09:25A co zrobic, jak wrog wroga nie chce byc przyjacielem, pozostaje wrogiem?
Na sile zaklamywac rzeczywistosc i obudzic sie tryzubem w plecach?Obecna banderowska Ukraina olewa Polske.
Nienawisc do Rosji, nie powinna zaslaniac tego, ze Ukraina tylko w momencie, kiedy Polska cos daje, na chwile przyslania swoje prawdziwe oblicze, a w momencie kiedy osiagna co chca stawiaja nowe pomniki banderze.
Jesli bedzie kiedys Ukraina bez bezmyslnego czczenia band mordercow, tak.
Ale na pohybel Banderlandowi.
Jarema
1 października 2016 o 10:33Ja to widzę inaczej. Wroga jest Rosja, ale Ukraina odwołująca się do tradycji banderowskich jest także wroga Polsce. Doskonale ilustrują to banderowskie brednie o tzw. Zakersoni. Wniosek? Jeżeli walczą nasi wrogowie to należy się z tego cieszyć i liczyć, że starcie będzie jak najdłuższe i maksymalnie osłabi oba nieprzyjazne państwa. Tak by patrzyli na to Anglosasi. Ja uważam, że tak powinniśmy postępować wobec Ukrainy i Rosji. Nie rozumiem także tego „dogmatu” o przyjaźni polsko-ukraińskiej? Każdy kto zna historię stosunków polsko-ukraińskich widzi, jak na dłoni konflikt między Polską i Ukrainą o sporne terytoria: wojna o Lwów 1918-1919; ataki UPA na polskie instytucje w II RP; ludobójstwo Wołyńskie i Akcja Wisła. Dziś rzecz jasna przyczyny konfliktu – sporne terytoria – Lwów – nie istnieją, chyba że w nonsensownych wypowiedziach ukraińskich szowinistów wspominających o tzw. Zakresoniu
rufus
2 października 2016 o 10:28Widzę ten problem podobnie. Ukraina dokonała świadomego wyboru fundanentu swojej państwowości i tożsamości narodowej, jakim okazała się OUN i UPA. Mogli odwolać się do spuśćizny I RP, do Unii Hadziackiej, ale nie chcieli. Trudno, ich wybór, ich sprawa. Głupotą jednak jest ich popieranie w konflikcie z Rosją. Gdyby bowiem jakimś cudem wyszli z tego konfliktu wzmocnieni, to mamy na wschodzie kolejnego śmiertelnego wroga.
SyøTroll
3 października 2016 o 10:43Oprócz dogmatu o przyjaźni polsko-ukraińskiej, mamy dogmat o wrogości polsko-rosyjskiej. Czy oni w przeszłości byli wobec nas wrodzy ? Tak. Czy my byliśmy wobec nich w przeszłości wrodzy ? Tak. Czy musimy wzajemną wrogość kontynuować współcześnie i w przyszłości ? Nie pytam o „przyjaźń” lecz o „wrogość” – celowe działania na szkodę. W ogóle Polska powinna odejść od prowadzenia polityki „na szkodę”; na szkodę Rosji czy tych lub innych krajów Unii, a zastąpić ją polityką ku wspólnemu dobru. Polityka dwóch wrogów, tak przed 1939-tym jak i obecnie jest dla Polski zbyt ryzykowna.
Ket
1 października 2016 o 12:28w naszym najgłębszym interesie jest żeby w starciu putlerlandu z banderlandem obie strony wyszły pokonane i osłabione, a najlepiej gdyby się rozpadły na mniejsze kawałki
:(
1 października 2016 o 17:38Do @ Demiuk
Kiedy wreszcie zrozumiecie ukry ,że w Polsce nikt was nie popiera ?
No może tylko popłuczyny akcji „Wisła”
Ucz się Demiuk polskiej gramatyki -nie pisze się po polsku „idiotą” lecz idiotom .
Jan
1 października 2016 o 19:29@Demon:A co będzie gdy neobanderyzm opanuje większość „przyjaciol Ukraincow”? Co będzie gdy probanderowski rząd Poroszenki zacznie budowac „panteon bochaterow” dla bandery i szuchewycza?
Co będzie gdy dzień urodzin bandery oglosza swietem narodowym a dzień spalenia polskich wiosek „dniem pamięci bochaterow”?
To nie wymysły – proszę popatrzeć co się dzieje.
To żaden sojusznik i „przyjaciel”.Prosze pamietac ze tylko obywatele Rzeczpospolitej sa gwarantem niepodleglosci.
Wie Pan jak skonczyly się nasze „sojusze” i „strategiczne partnerstwa”
Jest przysłowie – „pokorne ciele 2 matki ssie” Lepiej byśmy wyszli kokietując Bruksele i puszczac oko do Moskwy.Panstwo i rząd powinien na pierwszym miejscu stawiac dobro i bezpieczeństwo obywatela a nie pchac się na afisz.Tymbardziej ze nasza armia i sprzet nie sa w stanie stawic jakiegokolwiek oporu.
Najpierw postawmy armie na nogi a potem machajmy szabelka.Teraz jest to po prostu smieszne.
SyøTroll
3 października 2016 o 10:15Tak masz rację, Rosja w przeszłości była wroga, Polska na ogół również przyjazna wobec niej nie była. Sensu stricte nasze trzy narody są mocno skłócone, i przyjaźnie między nimi nie będzie, innej niż wymuszona. Uważasz mnie za „kremlowskiego trolla” i „pożytecznego idiotę” ponieważ zauważam nielogiczność działań naszych rządów, które twierdząc, że istnieje duże zagrożenie ze strony Rosji, podkręcają wrogość Polski wobec Rosji i wspierają prowokacje wobec narodu rosyjskiego ? Jeżeli przestaniemy prowokować i wspierać prowokacje zagrożenie spadnie, co najwyraźniej nie leży w interesie naszych władz. Przestań myśleć jednotorowo, trzeba brać również pod uwagę interesy pozostałych krajów Unii Europejskiej, przynajmniej dopóki pozostajemy jej częścią – wybrać raczej proeuropejską politykę niż pronatowską.
Rychu
1 października 2016 o 12:04Dobry artykuł !
W relacjach Polski i Ukrainy „piłka” jest po stronie Ukrainy – w zależności od poczynań Ukraińców nasze stosunki będą się ocieplały lub oziębiały !
Zwracam uwagę, że na dzień dzisiejszy to Ukraina ma interes poprawić nasze stosunki, więc czekamy na konkrety !!!
Tedy
1 października 2016 o 12:08co za koleś ilu Polaków zylo we Lwowie,a ilu ukraińców w Przemyślu czy Chełmie.ten koleś nawet niewie o czym pisze.kolejna banderowska prowokacja
Tedy
1 października 2016 o 12:12Demon widziałeś chociaż raz w swoim życiu jednego ruskiego,niesądze.twoje słowa są tak zabite jadem ,że aż strach.jedynym wrogiem naszym i waszym-bo pewnie jesteś ukraińcem piszącym po Polsku jest banderyzm,nic więcej.
miki
1 października 2016 o 13:47Co by nie mówić Rosja słabnie i dalej będzie słabnąć. Słabnąca Rosja robi miejsce swemu wielowiekowemu konkurentowi na tym obszarze Europy Śr-Wsch ,a zawsze była nim i teraz również będzie Rzeczpospolita. Nie Polska tylko Rzeczpospolita. Polska nie może być imperium tak samo jak Rosja nie może być imperium jeśli byłaby monoetniczna.Wbrew pozorom historia chociaż niezwykle okrutna przygotowała Polakom grunt do stworzenia przyszłego imperium bez potrzeby wojen czy przesiedleń. Dlatego Polakom bo organizacyjnie żadna inna nacja temu nie podoła, my mamy potencjał i tradycję. Wystarczy połączyć w jeden byt kilka państw- Polskę, Ukrainę, Litwę, Łotwę, Estonię,Białoruś. Potem dodatkowo wzmocnić ten byt czyli nową Rzeczpospolitą braterską umową z państwami nam przyjaznymi na których najpewniej będziemy mogli liczyć i które mają podobne interesy w regionie-myślę tu o Węgrach i Rumunii. Oczywiście musi być wsparcie USA i polityczne i gospodarcze dla takowego projektu, ale będzie to jak najbardziej w interesie samych USA aby powstrzymać Rosję w jej ekspansji. Aby móc to zrealizować musimy nadal szybko rozwijać gospodarkę i robić ją bardziej konkurencyjną, zwiększać też zarobki aby młodzi ludzie nie uciekali ale wracali do ojczyzny. Jest to też niezbędne aby być dla krajów wschodu tzw.tworem docelowym, państwem idealnym w kierunku jakiego należy zmieniać ichniejszą rzeczywistość. Polska musi być po prostu obiektem westchnień. Śmiem twierdzić że już poniekąd jest ale te dążenia muszą być jeszcze silniejsze. Oni muszą do Polski czuć coś takiego co myśmy czuli w 1989 w stosunku do krajów Zachodu. Wówczas będzie właściwy moment na realizację tego projektu co nie znaczy że nie należy już się do niego przygotowywać. Potem to samo z terenami zach .części Rosji jak ta już się rozsypie. 🙂 Przed nami ciekawe czasy….
Jarema
2 października 2016 o 12:32Rzeczpospolita imperium wieloetniczne? Ja się pisze, ale… Po pierwsze ta Rzeczpospolita oznacza likwidację państw narodowych. Mylne jest twierdzenie, że Ukraińcy, Białorusini, Litwini palą się do likwidacji lub włączenia swoich państw w strukturę Rzeczpospolitej, bo faktem jest, że Polska musiałaby tu dominować. Uważam, że to częsty błąd popełniany przez kreacjonistów Międzymorza. Zakładają oni, że „rozwiązaniem” na Rosję jest Rzeczpospolita, ale tracą z oczu to, że I RP nie jest pozytywnie oceniana przez współczesnych Litwinów, Ukraińców i Białorusinów (ci ostatni są najmniej krytyczni). Po drugie sam zauważyłeś słabość tego pomysłu – słaba polska gospodarka. Jądro nowej Rzeczpospolitej musi być silne gospodarczo i militarnie, bo wtedy wszyscy sąsiedzi lgną, bo chcą mieć lepiej. Inaczej ta nowa Rzeczpospolita miałaby być oparta o siłę gospodarczą i militarną USA, ale to nie realne. Póki co polska względna siła wobec Ukrainy jest wynikiem bezprecedensowego upadku gospodarczego Ukrainy. O ile Polska się rozwijała jakoś przez ostatnie 25 lat, to Ukraina przeciwnie. To jednak za mało, aby „połknąć” Ukrainę przez projekt nowa Rzeczpospolita. Po trzecie może w przyszłości pojawi się źródło siły gospodarczej, na którym Polska oprze projekt nowej Rzeczpospolitej. Może będzie to trakt handlowy – nowy jedwabny szlak, którego beneficjentem będzie Polska ze względu na korzystne położenie geograficzne. Słowem myślenie o nowej Rzeczpospolitej nie jest absurdalne, ale dziś nie ma ku temu podstawowych warunków.
miki
2 października 2016 o 22:38„…Póki co polska względna siła wobec Ukrainy jest wynikiem bezprecedensowego upadku gospodarczego Ukrainy…..” No właśnie. Obaj wiemy ,że proces ten będzie nadal postępował. Podobnie z Białorusią. Podobnie z Rosją. Taka banalna sprawa jak gospodarcza stagnacja i zupełny brak perspektyw w kontraście do szybko rozwijającej się Polski to spowodują…… nie potrzeba armat i amunicji.
SyøTroll
3 października 2016 o 12:24Obawiam się tylko, że pańskie marzenia sprowadzają się do stworzenia jakieś nowej Unii Środkowoeuropejskiej z polską dominacją na wzór obecnej niemieckiej lub niemiecko-francuskiej. W której kraje drugorzędne (przede wszystkim Ukraina, może Rumunia) będą dążyć do rozpadu, takowego tworu.
Ula
1 października 2016 o 14:23Szkoda, ze moj komentarz sie nie pojawil.
Redakcja majac adresy mailowe komentatorow, moglaby przanajmniej poinformowac jaki byl powod nieumieszczenia komentarza,. Bo wydaje mi sie, ze stwierdzenie ( w komentarzu do Demona), ze wrog naszego wroga nie jest z automatu naszy przyjacielem i uzasadnienie do tego nie bylo ani wulgarne, ani obrazajace nikogo.
Bo ja naprawde nie chce sie z tryzubem w plecach obudzic.
I powtorze jeszcze raz, pojednanie z Ukraina oczywiscie tak, ale banderowska Ukraina? stanowczo nie. Nie dla pomnikow mordecow, nie dla ulic nazywanych nazwiskami bestii. Nie dla czarno-czerwonej flagi.
Na pohybel banderlandowi i banderowcom.
józef III
1 października 2016 o 14:56takie sobie życzeniwe gadanie ; jest faktem, że na UA rośnie nacjonalizm a zaklinanie tego „europejskością” niczego nie zmieni. Poza tym UA to państwo cywilizacyjnie rozszczepione z wszystkimi tego konsekwencjami, vide Donbas, Krym, Odessa, Zakarpacie. „Mordor” jedynie wykorzystuje to co istnieje samoistnie
SyøTroll
3 października 2016 o 12:16Czasami żałuj,ę że na kresach24 nie ma możliwości oceny wypowiedzi plusami i minusami. (+)
Jaksar
1 października 2016 o 15:38może mi ktoś wytłumaczyć co autor artykułu ma na myśli dzieląc Polaków na „etnicznych Polaków ” i wieloetniczną RP? chociż z tą RP z wieloma narodowościami w tym, z żydami, niemcami, prusami, Litwonami itd..można określić jako wieloetniczną to jednak Polak to nie jest jakiś etniczny element a państwowość, nazwa plemienna. Polacy podobnie jak Czesi, Słowacy i Połabianie to Słowianie zachodni a Ukraińcy, Białorusini, Rosjanie i Bułgarzy to Słowianie wschodni. Razem ze Słowinami południowymi (Bałkany) tworzymy jeden etniczny Naród Słowiański o wspólnych korzeniach, pochodzeniu,kulturze i mowie. To, że przez setki lat wykrytlizowały się państwowość, dialekt językowy czy rytuały ludowe, religijne (wykluczając chrześcijańskie jako obce etnicznie) nie oznacza, że jesteśmy sobie obcy. Nie ma czegoś takiego jak etniczna grupa Polska czy Ukraińska!
Jaksar
1 października 2016 o 15:39Polakiem może być każdy, żyd, niemiec, hindus czy murzyn ale Słowianinem już nie !
SyøTroll
3 października 2016 o 11:54mam pytanie jaki procent krwi słowiańskiej jest wymagany by kogoś uznać za Słowianina ? 51% wystarcza, czy niezbędne jest 100 % ?
:(
1 października 2016 o 17:39Polska sprawiedliwość :
http://wrzodakz.neon24.pl/post/133290,w-obronie-mateusza-piskorskiego
waldek
3 października 2016 o 09:07Uważam że obecnie Ukraińców nie zależy na pojednanie z Nami. Zależy im tylko na pracy w Polsce i UE. My wyciągamy do nich rękę a oni pluje nam w twarz. Pomnik Bandery we Lwowie to hańba.
Mysz
4 października 2016 o 18:08Moim zdaniem ukraina jest na rowni wrogiem jak ruskie