Według spisów powszechnych z 1921 i 1931 roku mniejszości narodowe w Polsce stanowiły ponad 30% ogółu ludności kraju. W 1931 roku Ukraińcy stanowili 16%, Białorusini 6%, a Rosjanie 1% ogółu ludności II Rzeczypospolitej. Większość współczesnych historyków zauważa jednak, że oficjalne polskie statystyki międzywojenne są niedokładne, więc rzeczywistą liczebność mniejszości – zwłaszcza wschodnich – można jedynie szacować.
Trudności pojawiają się również przy określeniu liczebności polskich diaspor emigracyjnych Białorusinów i Ukraińców w okresie międzywojennym, Podobnie jak z wielkością potoków zarobkowych z sowieckich części dzisiejszej Białorusi i Ukrainy. Mieszkańcy wschodnich województw RP mieli prawo do emigracji zarobkowej, którego pozbawieni byli obywatele Białoruskiej i Ukraińskiej Socjalistycznych Republik Sowieckich.
W latach dwudziestych i trzydziestych XX wieku wschodnie województwa RP były regionami rolniczo i gospodarczo zacofanymi. Kulała rachityczna infrastruktura komunalna i komunikacyjna, samorządność, a zwłaszcza edukacja. Poprawie sytuacji nie sprzyjała polityka polskich władz, które – zwłaszcza w epoce sanacji (wołyński eksperyment wojewody Henryka Józewskiego to kwiatek do kożucha!) dyskryminowały mniejszości narodowe, co budziło ich niezadowolenie i opór.
Władze planowały zmniejszyć liczebność mniejszości narodowych, rozwiązać problem przeludnienia wsi i spacyfikować napiętą sytuację we wschodnich województwa poprzez polonizację, ale także stymulowanie ruchu emigracyjnego, czyli emigrację Ukraińców i Białorusinów za granicę. Białoruskich i ukraińskich chłopów skłaniała do niej chęć radykalnej poprawy życia, bo bieda aż piszczała. Sprzedawali więc cały swój dobytek i kompletowali dokumenty potrzebne do wyjazdu. Co ciekawe, podówczas we wschodnich województwach jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać biura firm żeglugowych.
Towarzystwa oceaniczne były zainteresowane przyciągnięciem jak największej liczby chłopów, którzy byliby gotowi do emigracji na drugi koniec świata. O zyskach, szczególnie spedytorów, nie trzeba wspominać. We wschodnich województwach RP (tych ukraińskich) szczególną popularnością cieszyły się następujące firmy: „Cunard Line”, „White Star Line” (niesławny armator transatlantyka RMS „Titanica”, który poszedł na dno w połowie kwietnia 1912 r. po zderzeniu z górą lodową), „Royal Mail Line”, „Nelson Line”, „Holland America Lines”, „Koninklijke Hollandsche Lloyd” oraz „Chargeurs Reunis French Line”. Jednak Białorusini najchętniej korzystali z usług „Liniji Gdynia-America” w Brześciu oraz „Chargeurs Reunis” w Wilnie i Pińsku. Białoruscy i ukraińscy rolnicy mogli również kontaktować się z biurami agencji w Warszawie, gdzie oprócz wymienionych firm działały również przedstawicielstwa „Red Star Line”, „Canadian Pacific”, „Skandynawsko-Amerykańska Linja”, „Bałtycko-Amerykańska Linja”, „Holland-America Line”, „United States Lines”, „Fabre Line”, „Lloyd Triestino, Ellerman-Wilson Line” i „French Line”. Firmy żeglugowe musiały konkurować o pasażerów, bo w Polsce działało wiele dużych i średnich firm zagranicznych.
Aby przyciągnąć klientów, rozsyłano specjalne materiały reklamowe z informacjami o poziomie usług i zniżkach. Stosowanie różnorodnych bonusów i strategii marketingowych pozwoliło firmom skuteczniej pozyskiwać klientów. Każda firma zachęcała klientów do skorzystania z jej oferty, zobowiązując się opłacenia dodatkowych badań lekarskich, wykonania zdjęć dokumentowych, biletów kolejowych czy transportu bagażu do portu.
Pomimo niewielkich zniżek, nie było znaczących różnic w cenach kart okrętowych. Zaczęły one spadać w latach 30. XX wieku, kiedy emigracja zaczęła zanikać z powodu kryzysu gospodarczego i ograniczeń emigracyjnych wprowadzonych przez rządy kilku krajów europejskich i amerykańskich. Głównymi szlakami transportu pasażerów stały się polski port w Gdyni i Gdańsku, skąd pasażerów ekspediowano do Kanady i Stanów Zjednoczonych. Specjalna reklama Polskiego Towarzystwa Żeglugi Transatlantyckiej była dystrybuowana bezpłatnie w dodatku do czasopisma „Ukraiński Emigrant”. „Każdy obywatel polski musi podróżować wyłącznie statkami Linji Gdynia-Ameryka” – głosił tekst reklamy. Podkreślano w niej, że na polskich statkach firmy, do momentu dopłynięcia do lądu, obowiązuje prawo polskie, więc pasażerowie będą pod opieką Rzeczypospolitej.
Polskie Stowarzyszenie Żeglugi Transatlantyckiej miało biura w Warszawie, Brześciu, Gdyni, Kowlu, Krakowie, Lublinie, Lwowie, Łucku, Równem, Tarnopolu i Gdańsku. Większość wymienionych miast znajdowała się na dzisiejszej zachodniej Ukrainie i zachodniej Białorusi, co sugeruje istnienie ugruntowanego mechanizmu stymulowania emigracji z województw wschodnich, zamieszkiwanych głównie przez Białorusinów i Ukraińców.
Ów emigracyjny boom szybko zwabił oszustów, którzy szybko zaczęli wykorzystywać naiwność potencjalnych emigrantów. Pojawiło się wiele firm „krzaków”, które podrabiały dokumenty paszportowe i podróżne. Powszechne były również oszustwa na statkach w drodze do miejsca przeznaczenia. Oficjalna korespondencja rządowa często odnotowywała tłumy ludzi wędrujących w obcych krajach w poszukiwaniu pracy, tylko po to, by umrzeć z głodu lub epidemii. Adaptacja społeczna emigrantów ze wschodnich województw RP była trudna w niemal każdym kraju. Większość początkowo nie była w stanie znaleźć dobrego zatrudnienia w obcym społeczeństwie i była zmuszona do częstej zmiany zawodu. Polscy urzędnicy ostrzegali przed trudnościami życia za granicą, ale chęć chłopów do zarabiania pieniędzy za granicą była silniejsza. Chłopi często podróżowali praktycznie bez grosza, zainspirowani opowieściami o możliwościach awansu „od pucybuta do…”. Z tym jest związana historia duża emigracja za ocean kobiet – nie tylko ze wschodnich województw RP – które padły ofiarą handlu, z prostytucją w tle. Ale to temat na inna opowieść.
Opr. TB






Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!