Wizyta Aleksandra Łukaszenki na paradzie w Moskwie była nieoczekiwanie krótka. Przynajmniej według agencji TASS, która informuje, że zaraz po zakończeniu części oficjalnej, prezydent Białorusi odleciał do Mińska, nie czekając na przyjęcie zorganizowane przez gospodarza Kremla dla jego zagranicznych gości.
Podczas gdy analitycy zastanawiali się, czy był to démarche, czy coś innego skłoniło Łukaszenkę do wyjazdu z Moskwy, sekretarz prasowy prezydenta Rosji Dmitrij Pieskow pospieszył ze sprostowaniem tej informacji. Gazecie Vedomosti powiedział, że po oficjalnej ceremonii Łukaszenka był na przyjęciu na Kremlu z resztą gości.
Jednocześnie na pytanie, czy prezydenci Rosji i Białorusi mieli szansę porozmawiać po zakończeniu uroczystości, Pieskow nie odpowiedział. No więc jak było?
„Nie znając wszystkich niuansów, trudno jest ocenić, jak sytuacja wyglądała” – zauważył Aleksander Klaskowski w komentarzu dla portalu „Salidarność”. – Co więcej, były już precedensy, gdy Łukaszenka niespodziewanie odleciał. Na przykład w Soczi zignorował zaproszenie na jakiś turniej sportowy, a innym razem w Moskwie nie chciał grać w hokeja, chociaż Putin go zapraszał. To oczywiście były démarche”.
Kłaskowski dopuszcza, że podczas wczorajszej wizyty w Moskwie, coś mogło pójść nie tak.
„Może gdzieś w kuluarach Putin mógł w swoim stylu rzucić uszczypliwy żart lub ironiczne zdanie na temat Belgazprombanku lub parady z 9 maja w Mińsku. Być może Aleksander Łukaszenka chciał porozmawiać o kwestiach ekonomicznych, na przykład cenie gazu, ale nie wyszło. (…) A ponieważ białoruski przywódca jest emocjonalny, mógł zareagować w ten sposób”, sugeruje politolog.
Jego zdaniem, błędnym było założenie, że podczas tej wizyty dojdzie do jakichś ważnych rozmów, ponieważ wizyta była czysto rytualna, symboliczna.
Kłaskowski zwraca uwagę, że cieniem mogły położyć się jednak wyrażane publicznie przez Łukaszenkę sugestie, że za niektórymi kandydatami na prezydenta Białorusi (wybory 9 sierpnia) stoi Rosja(np. b. szefem Belgazprobanku Wiktorem Babaryko).
Tymczasem, jak zauważa politolog, Pieskow dał wyraźnie do zrozumienia, że wybory są wewnętrzną sprawą Białorusi, a teza o długich rękach Moskwy jest sztucznie pompowana przez Mińsk, by pokazać Łukaszenkę jako bohatera, obrońcy niepodległości kraju w tej kampanii prezydenckiej.
Białoruski politolog jest zdania, że Kreml nie ma zamiaru obalać Łukaszenki w najbliższych wyborach, bo pomimo wszystkich niedociągnięć: zrzędliwej natury, kapryśności, wysokich wymagań – Łukaszenka jest korzystny dla Kremla. „Znają go i wiedzą, że nie przekroczy żadnych czerwonych linii”.
Według Kłaskowskiego, nadrzędnym zadaniem Kremla jest utrzymanie Białorusi w swojej strefie wpływów.
„W tym sensie Łukaszenka, który stwierdził w Moskwie, że przyleciał do stolicy swojej Ojczyzny chciał powiedzieć, że jest sowieckim, promoskiewskim człowiekiem, który nigdzie nie odejdzie od tego imperium. Mimo całej tej budzącej grozę i gniew retoryki. To odpowiedź na preferencje Kremla w tej kampanii”.
Teraz, zdaniem Aleksandra Klaskowskiego, władze rosyjskie nie mają powodów do obaw, bo po wyborach Łukaszenka będzie skłonny powrócić do rozmów dotyczących „map drogowych” na rzecz pogłębienia tzw. integracji, o czym już wspominał ostatnio ambasador Białorusi Władimir Siemaszko. A białoruska gospodarka, wyczerpana przez koronakryzysem sprawi, że Łukaszenka będzie bardziej uległy.
oprac. ba za belarusspartisan.by
1 komentarz
JAJA
25 czerwca 2020 o 14:25To w końcu był czy nie był prez Lukaszenko na przyjęciu bo redaktorek tak pisze by coś dowalic a wkońcu niewiadomo o co mu chodzi ?