– Wrócił Pan z Paryża, gdzie Muzeum A. i J. Iwaszkiewiczów w Stawisku, którym Pan kieruje, zorganizowało wystawę o Juliuszu Słowackim i jego rodzinnym mieście – Krzemieńcu. Także sesję naukową „Słowacki nad Ikwą i Sekwaną”. Jak doszło do realizacji tego przedsięwzięcia? – z Mariuszem Olbromskim rozmawia Anna Gordijewska:
Wystawa nosi tytuł „Krzemieniec – Ateny Wołyńskie – miasto Juliusza Słowackiego z kolekcji Stanisława Ledóchowskiego”. Została zorganizowana w samym sercu Paryża, w najstarszej i najznakomitszej naszej instytucji na emigracji, to jest w Bibliotece Polskiej na wyspie św. Ludwika, nieopodal katedry Notre Dame. Mogła tam zostać zaprezentowana dzięki życzliwości prof. C. Piotra Zaleskiego, prezesa Towarzystwa Historyczno-Literackiego, a zarazem dyrektora biblioteki. Została otwarta 4 kwietnia i była tam prezentowana ponad miesiąc. Komisarzami wystawy są Ewa Cieślak i Małgorzata Zawadzka z muzeum w Stawisku. Na wystawie znalazły się unikalne obiekty: dokumenty, mapy, pamiątki historyczne, pierwsze wydania dzieł Juliusza Słowackiego, sztychy, grafiki, medale. Wszystkie pochodzą z prywatnej kolekcji Stanisława Ledóchowskiego, z rodu, który był związany z Ziemią Krzemieniecką od XVI wieku. Do dziś istnieje pod Krzemieńcem wieś o nazwie Leduchów, będąca niegdyś własnością tego rodu, a w samym Krzemieńcu ostał się pałac Ledóchowskich, choć oczywiście jest obecnie nieco przebudowany i nie zachowały się oryginalne wnętrza. Warto dodać, że z tego zasłużonego rodu pochodzi, między innymi, święta Urszula Ledóchowska, założycielka zgromadzenia sióstr urszulanek, zwanych popularnie urszulankami szarymi. Wystawa poprzednio była prezentowana w Stawisku i w Opinogórze w Muzeum Romantyzmu. Ekspozycję zawieźliśmy do Paryża, chcąc także w ten sposób włączyć się w obchody 10-lecia Towarzystwa „Kresy we Francji”, które właśnie obchodzi tam swój jubileusz.
To już kolejna wystawa o autorze „Kordiana”, którą Pan zorganizował. Skąd ta fascynacja?
Z lektur dzieł Słowackiego. To był naprawdę niezrównany mistrz i wirtuoz mowy polskiej, wielki dramaturg, mistyk i wizjoner. Wspaniały myśliciel i wielki patriota. Aby to zrozumieć trzeba Słowackiego po prostu czytać. Nie tylko opracowania, niekiedy bardzo cenne, których jest zresztą ogromna ilość, ale właśnie przede wszystkim same dzieła. Ta fascynacja przerodziła się w moim życiu w szereg działań. To między innymi międzynarodowe spotkania intelektualistów „Dialog Dwóch Kultur”, którego dwudziestą, jubileuszową już edycję, przygotowuję razem z żoną Urszulą, na wrzesień do Krzemieńca. Ale też szereg różnych publikacji, że wspomnę tu moją książkę „Lato w Krzemieńcu. Legendy znad Ikwy”. Także szereg – jak Pani wspomniała – wystaw. Jedna z najciekawszych, jakie zorganizowałem, odbyła się w 2009 roku, w Roku Słowackiego. Miała ona miejsce w Muzeum Narodowym Ziemi Przemyskiej w Przemyślu. Znalazły się na niej, miedzy innymi, po raz pierwszy udostępnione, na moja prośbę, przez Kaspra Pawlikowskiego, z jego prywatnych zbiorów, nieznane rękopisy Słowackiego. Były to fragmenty „Króla-Ducha”, a także dwa rysunki Słowackiego z podróży na Bliski Wschód. Przez jakiś czas te rękopisy leżały w moim domu, zanim przekazałem je na wystawę. To było coś niezwykłego. Ale także paryska wystawa ma swój przedziwny początek. Oto któregoś dnia, w ubiegłym roku, dość przypadkowo znalazłem się w domu państwa Ledóchowskich, dworku, pięknie urządzonym, a rozmowa, która trwała kilka godzin, zeszła w końcu na temat twórczości Słowackiego. I wtedy zapytałem pana Stanisława, czy nie ma pamiątek związanych z Krzemieńcem i rodem Słowackich. Powiedział, że się nad tym zastanowi, że potrzebuje trochę czasu. Po kilku dniach przywiózł do Stawiska kilkanaście pudeł wypełnionych świetnymi eksponatami, których nigdy wcześniej nikomu nie udostępniał. I tak powstała pierwsza wystawa, tak się zaczęła nasza współpraca. Ale ta wystawa paryska, jest rzeczywiście wyjątkowa.
Dlaczego?
Z kilku powodów. Pamiątki po Juliuszu Słowackim wróciły w miejsce związane bezpośrednio z biografią tego artysty. Po wybuchu powstania listopadowego Słowacki wyjechał z Warszawy do Paryża z misją dyplomatyczną.. Wkrótce jednak jako kurier dyplomatyczny Rządu Narodowego udał się do Drezna, Paryża i Londynu. Nigdy już do Polski nie wrócił, do końca życia pozostał na emigracji. Po wypełnieniu misji dyplomatycznej w Londynie, Słowacki osiadł w 1831 roku Paryżu. Rok później właśnie w Paryżu opublikował tom I i II „Poezji”. Po wydaniu „Poezji” od grudnia 1832 do lutego 1836 przebywał i tworzył w Szwajcarii, w latach 1836–39 podróżował z kolei do Rzymu, na Bliski Wschód, później przebywał jakiś czas we Florencji. Jednak od 1838 roku aż do śmierci 3 kwietnia 1849 roku, a więc przez dziesięć lat mieszkał i bardzo intensywnie tworzył, mimo nieustannie pogarszającego się stanu zdrowia, w Paryżu. To właśnie w stolicy Francji rozwinął szczególnie ożywioną działalność wydawniczą i twórczą, publikując kolejno utwory. Nad Sekwaną m.in. powstały dramaty: „Mazepa”, „Lilia Weneda”, „Balladyna”, „Fantazy”, dramaty mistyczne „Ksiądz Marek”, „Sen srebrny Salomei”, a także poemat dygresyjny „Beniowski”, później dzieła mistyczne „Genezis z ducha”, „Króla-Ducha”, liczne wiersze. Pośród wymienionych dzieł, z których niektóre uchodzą za szczytowe osiągnięcia twórcze Słowackiego, tematyka kresowa dominuje w „Mazepie”, w „Księdzu Marku”, „Śnie srebrnym Salomei” oraz we fragmentach „Beniowskiego”. Brał także czynny udział w życiu polskiej emigracji. Należał przez pewien okres do Koła Towiańczyków. Był, między innymi, członkiem Towarzystwa Historyczno-Literackiego w Paryżu, które powołało do istnienia Bibliotekę Polską w 1838 roku. Znad Sekwany kierował swe piękne listy do Salomei, swej ukochanej matki, do Krzemieńca. Właśnie dzięki tej wystawie Krzemieniec niejako zagościł nad Sekwaną. Słowacki niejako „wrócił” do Biblioteki Polskiej, przecież do miejsca szczególnie mu bliskiego i drogiego jego sercu. Wernisażowi wystawy towarzyszyła sesja naukowa „Słowacki nad Ikwą i Sekwaną”, na której wygłoszono trzy referaty tematycznie związane z treścią wystawy.
Jak wygląda Biblioteka Polska?
Od 1853 roku instytucja ma swoją siedzibę w pięknej, czteropiętrowej kamienicy, z podwórkiem wewnętrznym, której okna spoglądają w nurty Sekwany. Dalej widać jedną z najwspanialszych katedr świata… Wnętrza kryją skarby kultury polskiej: ponad 250 tys. starodruków i książek, pięć tysięcy rękopisów, w tym Adama Mickiewicza, Chopina i Norwida. Wiele tysięcy map, atlasów; także ciekawe muzea: Fryderyka Chopina, Adama Mickiewicza. W czasie montażu wspomnianej wystawy, w przerwach, także później, dzięki życzliwości pracowników biblioteki, chodziłem długo samotnie po wnętrzach, zamkniętych dla zwiedzających, ekspozycji muzealnych. Szczególnie urzekło mnie biurko Adama Mickiewicza, skromne, na którym napisał w Paryżu „Pana Tadeusza”.
Czy w Paryżu istnieją jakieś inne miejsca związane z Juliuszem Słowackim?
Tak. Przede wszystkim Cmentarz Montmartre, gdzie zachował się grób Juliusza Słowackiego. Jest bardzo dobrze utrzymany, odrestaurowany. Z medalionem przedstawiającym poetę. Byliśmy tam razem z przyjaciółmi. Długo chodziliśmy po alejach. Ileż tam grobowców polskich, powstańców, wielkich patriotów… Jak wiadomo prochy poety, w 1927 roku, z inicjatywy marszałka Józefa Piłsudskiego, wielkiego znawcy i wielbiciela twórczości Słowackiego, zostały przeniesione na Wawel. Był to chyba najwspanialszy pogrzeb w dziejach kultury polskiej. Trwał dwa tygodnie, zakończył się na dziedzińcu Wawelu wielką mową marszałka, zakończoną rozkazem do generałów: „Panowie weźcie tę trumnę na ramiona i zanieście do krypt Wawelu, bo duchem równy był królom”… Ale grobowiec Słowackiego w Paryżu pozostał. Kiedy tam byliśmy – były na nim świeże kwiaty. Inną pamiątką jest marmurowa tablica z wizerunkiem wieszcza w kościele „polskim”. Pod wizerunkiem widnieją jakże przejmujące słowa z wiersza Słowackiego:
Polsko, kiedy już nieprzytomni
Będziemy, ty o nas wspomnij,
o wspomnij!
Bo myśmy z twego zrobili nazwiska
Pacierz, co płacze, i piorun
co błyska.
Właśnie w tym kościele 2 kwietnia w 12. rocznicę śmierci Jana Pawła II, a także prawie w kolejną rocznicę ślubów Jana Kazimierza w katedrze lwowskiej, odbyła się uroczystość wprowadzenia kopii wizerunku Matki Bożej ze Lwowa do kościoła „polskiego” w Paryżu. Paryską kopię namalował konserwator z Lubaczowa pan Jerzy Plucha. Złocone ramy zafundowało Stowarzyszenie Wspólnota Polska – oddział w Warszawie. Uroczystość odbyła się też w czasie jubileuszu 10-lecia Towarzystwa „Kresy we Francji”. Trzeba przypomnieć, że kopię wizerunku Matki Boskiej Łaskawej znajdującą się we Lwowie koronował Jan Paweł II w czasie pamiętnej mszy św. na hipodromie w czerwcu 2001, a wcześniej na Jasnej Górze koronował kopię obrazu Matki Boskiej Łaskawej znajdującą się obecnie w konkatedrze w Lubaczowie. Nie można też nie przypomnieć, że to Juliusz Słowacki przepowiedział w swym wizyjnym wierszu z 1848 roku „Pośród niesnasków Pan Bóg uderza w ogromny dzwon” polskiego papieża. Także to, że z kolei młody Karol Wojtyła był szczególnie zafascynowany twórczością Wielkiego Krzemieńczanina, jeszcze w dzieciństwie i wczesnej młodości. Znał na pamięć utwory i fragmenty: „Kordiana”, „Balladyny” „Króla-Ducha”, bo grał w dramatach Słowackiego role teatralne jeszcze w Wadowicach, później w czasie okupacji hitlerowskiej w Krakowie. Między innymi na pięknie języka Słowackiego kształtował swój smak artystyczny.
A więc cała ta uroczystość miała wiele kontekstów religijnych i kulturowych?
Tak, to wszystko było bardzo niezwykłe, niosące wiele głębokich treści. Zwłaszcza, że ten, który składał śluby lwowskie, to znaczy król Jan II Kazimierz Waza, po abdykacji zmarł w Paryżu 16 grudnia 1672 roku. I tutaj, niedaleko od kościoła „polskiego”, w prastarej świątyni opactwa Saint Germain des Pres spoczywa jego serce, a także znajduje się jego bardzo okazały pomnik i pamiątkowa tablica w dwóch językach. Akurat, w czasie uroczystości wprowadzenia i poświęcenia Wizerunku Matki Boskiej Łaskawej do kościoła „polskiego” miałem honor odczytać akt ślubów Jana Kazimierza. Oczywiście, głos mi mocno drżał z przejęcia.
Czy istnieją w Paryżu miejsca inne, niż Pan wspomniał, związane szczególnie z kulturą polską?
Tak, jest ich bardzo wiele, trudno je wszystkie choćby w jednym zdaniu wymienić. To piękny temat na jeszcze jedną, osobną rozmowę.
W takim razie dziękuję. I mam nadzieję na kontynuację tego dialogu…
Ja również. Bardzo dziękuję.
Anna Gordijewska, Kurier Galicyjski, 2017 r. Nr 11 (279)
1 komentarz
Japa
26 czerwca 2017 o 16:39Piękne. Tyle, że trzeba co polskie do Polski przywieżć. Proroctwo Piłsudskiego związane z pochówkiem Słowackiego na Wawelu spełnia się. Paryż zalewają hordy niewiernych. Pamiatki europejskiej kultury stają się zagrożone. Co do tzw. Ukrainy, to barbarzyńcy dawno rozprawili się z tym co polskie. Jednego Marszałek nie przewidział, że śp. Juliusz dostał nieciekawe towarzystwo i to po tylu latach spokoju.