Mniej więcej co siódmy Polak, czyli ok. 4,5 mln z nas, ma korzenie kresowe. Z tej liczby większość mieszka na tzw. Ziemiach Odzyskanych. Przesunięcie Polski na zachód, a wraz z nią przemieszczenie (dobrowolnie bądź pod przymusem) milionów ludzi z ziem zachodnich i północnych do Niemiec oraz jednocześnie z Kresów oraz głębi Polski na Ziemie Odzyskane było wyjątkowym wydarzeniem nie tylko w historii naszego kraju, ale wręcz świata.
Wystarczy spojrzeć też na statystyki regionalne ze wskaźnikami dotyczącymi kwesti socjalnych i społecznych, poglądów, kwestii gospodarczych, edukacyjnych, kulturalnych itd., by zobaczyć, że i dziś w Polsce odczuwane są zarówno pozytywne, jak i negatywne efekty przesunięcia granic. To przesunięcie Polski na zachód wpływa też na pozycję i położenie geopolityczne Polski – za czasów PRL, obecnie, jak i w przyszłości. Jednym słowem – rok 1945 to także pod tym względem istotna cezura w historii Polski.
A mimo to wydaje się, że ta dziejowa burza nie znajduje wystarczającego odzwierciedlenia w kulturze i historiografii oraz potocznym myśleniu współczesnych Polaków. Tak jest przynajmniej w czasach obecnej wolnej Polski, bo PRL „piastowską Polską” legitymizowało się wśród Polaków i jak wiadomo poza tym nie miało za bardzo czym się legitymizować. Ale PRL-owska wersja pełna była zakłamań i przemilczeń, niewiele więc z niej zostało w przestrzeni publicznej.
Choć echa tamtej propagandy wciąż są odbijają się w umysłach i sercach części ludzi, którzy doświadczyli wypędzeń i przesiedleń z Kresów, a potem mozolnie budowali swoje nowe życie w początkowo obcym im, poniemieckim krajobrazie. To widać w niektórych wspomnieniach zawartych w książce Marka A. Koprowskiego „Kresy na Pomorzu. Tułaczka po Ziemiach Odzyskanych”, która stara się nieco wypełnić wspomnianą wyżej przeze mnie lukę między wagą dla losów Polski i skalą przesunięcia granic i tzw. repatriacji a pamięcią o niej wśród współczesnych Polaków.
Książka ta dotyczy głównie Pomorza Zachodniego, a wspomnienia zebrano wśród mieszkańców okolic Kamienia Pomorskiego (Pomorze Zachodnie) przesiedlonych z ziemi lwowskiej, z okolic Brzozdowców. I to dobry zabieg – poprzez skupienie się na pewnym wycinku wielkiego zjawiska, na niewielkiej społeczności, opisać wielkie mechanizmy historyczne i większą zbiorowość.
Myślę, że wspomniana luka bierze się z, przepraszam warszawskich przyjaciół, obowiązującego wśród polskiej inteligencji, ludzi kultury i świecie medialnym warszawocentryzmu. Ale także z tego, że od początku swojego istnienia III RP nie bardzo wciąż wie, jak ten temat „ugryźć”. Nie wiadomo, czy być dumnym: z tego, jak Polska zadbała, zagospodarowała i zintegrowała 1/3 nowego terytorium, jak zdołała wręcz przywrócić wielu jej zakątkom blask, jak mimo komunistycznej, narzuconej władzy i niepewności jutra zwykli Polacy potrafili wykuć tam swoje nowe życie i stworzyć dom dla kolejnych pokoleń? Czy też wstydzić się: przed Niemcami za wypędzenia albo za dewastację części zastanego dziedzictwa i infrastruktury. Nie wiadomo, czy spoglądać z sentymentem na Lwów i Wilno, czy cieszyć się z Gdańska i Wrocławia.
Niektórzy też rzutują swój stosunek do PRL na stosunek do nowych granic Polski. Skoro granice te wyznaczył Stalin z małą pomocą zachodnich mocarstw, a przypieczętował niesławnej pamięci PRL, to cóż można powiedzieć pozytywnego o integracji Ziem Odzyskanych? Jak docenić ich polonizację, skoro PRL w swojej propagandzie ciągle podkreślał ich polskość i „piastowskość”?
Spośród liczących się i słuchanych w Polsce wpływowych środowisk najlepszą, najrozsądniejszą i najtrafniejszą narrację miał i ma Kościół. Tak było już w czasach PRL. Przypomnijmy choćby słynny list biskupów polskich do biskupów niemieckich, w którym, o czym się zapomina, było nie tylko słynnne „przebaczamy i prosimy o przebaczenie”, ale też apel do niemieckich katolików o zrozumienie, że po utracie Kresów Polska i polski naród ma przyszłość tylko w nowych granicach. I o rozpoznaniu woli Bożej w tym, że Polacy dostali teraz jako dom te ziemie. Także w III RP, w licznych homiliach, dokumentach i przede wszystkim czynach polski Kościół wciąż jest największym orędownikiem, kustoszem i budowniczym polskości Ziem Odzyskanych. Ale jednocześnie nie wymazuje dziedzictwa po dawnych mieszkańcach tych Ziem, Niemcach, ale też np. Czechach, stara się o nie dbać i podkreślać z poprzednimi pokoleniami chrześcijan łączność duchową.
O wielkiej roli Kościoła polskiego, ze szczególnym uwzględnieniem prymasa Stefana Wyszyńskiego, pisze dużo w książce „Kresy na Pomorzu” Marek A. Koprowski. Bo to rzeczywiście fascynujący rozdział i historii Polski, i Kościoła. W większości spraw Kościół był prześladowany jednocześnie starając się rywalizować o dusze Polaków z komunistami. Ale w tej jednej – umacnianiu polskiego żywiołu na Ziemiach Odzyskanych tam, gdzie mógł, współpracował. Kard. Wyszyński był przekonany, że komunizm upadnie, ale Polska na tych terenach będzie trwać.
Autor oddaje hołd Kościołowi, tak jak w tej i innych swoich książkach żołnierzom Armii Krajowej czy innych formacji podziemia niepodległościowego. Oddaje też hołd zwykłym Polakom i ich patriotyzmowi. Jednocześnie jednak jest w tej książce pewien zgrzyt. W swojej opowieści Marek A. Koprowski uporczywie traktuje PRL jak państwo polskie, nazywa berlingowców Wojskiem Polskim, pisze nawet gdzieś o „polskim kontrwywiadzie” (i nie ma na myśli służb II RP, Polskiego Państwa Podziemnego ani III RP). Choć pisze o terrorze sowieckim i prześladowaniach okresu PRL, to jednak wciąż „Polska ludowa” dla niego państwo polskie, a to przecież najwyżej półkolonia obcego mocarstwa. Owszem, rację ma Koprowski, że w budowanie po II wojnie światowej włączyło się wielu ludzi, którzy przecież nie byli komunistami, ale fachowcami i ludźmi dobrej roboty. Niektórzy z nich już w czasach II RP i w Polskim Państwie Podziemnym przygotowywali się do odegrania roli w integracji ziem północnych i zachodnich. Ale to i tak nie uzasadnia „awansowania” PRL na państwo polskie.
Podobnie mają niektórzy bohaterowie tej książki, których wspomnienia stanowią połowę książki. To cenne świadectwo, dające pojęcie o pamięci i świadomości części mieszkańców Ziem Odzyskanych. Podkreślam, jeszcze raz – części. Zwłaszcza tych, którzy wyraźnie odczuwają potrzebę usprawiedliwienia własnego życiorysu. Większość z zawartych w książce wspomnień to jednak po prostu wzruszające, wstrząsające lub budujące świadectwa polskich losów, kolejny dowód na siłę polskości i Polaków, wbrew wszystkiemu.
Te wspomnienia to największa wartość tej książki. Największym brakiem jest zaś jest to, że mało jest w niej o działalności opozycyjnej i niepodległościowej w latach 70. i 80. A przecież Szczecin (i Pomorze Zachodnie) był jednym z ważniejszych ośrodków Solidarności, a wcześniej działały tam WZZ czy KOR. Zaś jeszcze wcześniej w Szczecinie miał miejsce krwawo stłumiony bunt grudnia 1970. Natomiast gdy weźmiemy całe Ziemie Odzyskane, to Gdańsk i Wrocław były w awangardzie walki o wolność i niepodległość. Po prostu bez działalności i ofiary mieszkańców Ziem Odzyskanych nie byłoby wolnej Polski. I odwrotnie – ta ich walka to był milowy krok dla utrwalenia polskości tych ziem. Ważniejszy niż układ Gomułka-Brandt, o którym jest tu dużo jako o decydującym momencie.
Siłą rzeczy temat ukraiński też pojawia się w tej książce, bo jej bohaterowie byli świadkami zbrodni UPA w czasie II wojny światowej, a na Pomorze Zachodnie w ramach akcji Wisła przesiedlono też społeczność ukraińską. Mam jednak wrażenie, że w opisie problemu ukraińskiego w „Polsce ludowej”, delikatnie mówiąc, brakuje w tej książce autorowi obiektywizmu.
Podsumowując – ważny temat, bliski mi osobiście, bo sam jestem z Ziem Odzyskanych i mam korzenie kresowe. Dobrze że wyszła ta książka, zwłaszcza ze względu na wspomnienia zwykłych ludzi. Ale jednocześnie jestem przekonany, że można by historię Pomorza Zachodniego i Ziem Odzyskanych, nawet często przytaczając te same fakty, napisać w zdecydowanie inny sposób niż zrobił to Marek A. Koprowski.
Marcin Herman
Marek A. Koprowski, Kresy na Pomorzu. Tułaczka po Ziemiach Odzyskanych, Wydawnictwo Replika, 2018
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!