Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości na ziemiach wschodnich powstały nowe struktury państwa. W ciągu kilku lat przeprowadzono reorganizacje oświaty i administracji. Nastąpił też proces polonizacji. Ograniczono działalność białoruskich szkół i gimnazjów, z których wiele zamknięto. Ograniczono przyjmowanie ich absolwentów na polskie uczelnie, a w instytucjach państwowych i organach samorządowych zezwolono na używanie wyłącznie języka polskiego. Spośród 400 szkół, które w 1928 r. istniały na terenie wschodnich województw na tzw. Zachodniej Białorusi, było 29 szkół białoruskich i 49 mieszanych polsko-białoruskich, w 1934 r. – w sumie 16, w 1939 r. – żadnej. Wstrzymano wydawanie białoruskich gazet i czasopism. W związku z tym propaganda bolszewicka wykorzystywała kwestię walki klasowej, wyzwolenia od panów i ponownego zjednoczenia Białorusi Zachodniej z BSRR. Po zakończeniu wojny polsko-bolszewickiej sowieci szybko rozpoczęli tworzenie i przerzucanie bojówek na teren województw wschodnich Polski w celu organizowania masowego zbrojnego oporu wobec władz polskich. Działalność takich oddziałów partyzanckich nazywano „aktywnym rozpoznaniem”.
Już latem 1922 roku w całej Polsce mówiło się o partyzantach sowieckich.
W sumie od 15 czerwca do 6 sierpnia 1922 r. na terenie województw grodzieńskiego i wileńskiego przeprowadzono 9 operacji wojskowych, w wyniku których partyzanci zniszczyli 3 majątki, spalili pałac księcia Druckiego-Lubeckiego, wysadzili w powietrze 2 lokomotywy francuskiej firmy na wąskotorowej na linii kolejowej. Zniszczony został most kolejowy Wilno-Lida. Kulminacja „aktywnego rozpoznania” nastąpiła w 1924 r., kiedy ataki na majątki ziemskie, komisariaty policji, a zwłaszcza na pociągi, stały się coraz śmielsze i częstsze. W nocy z 18 na 19 lipca 1924 r. oddział partyzancki uzbrojony w karabin maszynowy wkroczył do pogranicznego Wiszniewa.
Szczególnie bulwersujący był napad sowieckich dywersantów na pociąg relacji Brześć-Łuniniec, którym podróżował wojewoda poleski Stanisław Downarowicz. Zasadzkę zorganizowano w okolicach stacji kolejowej Łowcza 23 września 1924 roku. Partyzanci wysadzili tory kolejowe, odłączyli lokomotywę i rozbroili nielicznych policjantów. Oprócz Downarowicza pociągiem podróżowali komendant okręgowy Policji Państwowej insp. Józef Mięsowicz, biskup miński Zygmunt Łoziński i senator PSL „Piast” Bolesław Wysłouch. Opinię publiczną zbulwersowała szczególnie postawa Downarowicza i Mięsowicza, którzy nie podjęli zbrojnego oporu, tak jak pasażer – żydowski kupiec, który zginął – oraz policjant Dmowski i senator Wysłouch. Nadto, sowieccy napastnicy wychłostali wojewodę paskiem i mimo pościgu wycofali się za granicę. Za ten incydent wojewoda został zwolniony ze stanowiska. Ogółem od kwietnia do listopada 1924 r. bolszewickie oddziały partyzanckie przeprowadziły ponad 80 dużych operacji wojskowych.
O wiele tragiczniejszy w skutkach był atak na Stołbce – miejscowość w województwie nowogrodzkim, położona ok. 15 km od granicy polsko-sowieckiej – w nocy z 3 na 4 sierpnia 1924 roku. Sowieccy dywersanci opanowali miejscową komendę policji i więzienie oraz zniszczyli siedzibę starostwa i stację kolejową. Zginęło siedmiu lub ośmiu policjantów oraz urzędnik starostwa. O sprawie napisało prawie 100 polskich i europejskich gazet. „Dziennik Białostocki” podkreślił, że podczas ataku okradziono kilka sklepów. Z kolei w tygodniku „Światowid” zauważono, że w Stołbcach doszło do prawdziwej masakry. Gazety radzieckie pisały, że rebelianci zniszczyli budynek policji, dworzec kolejowy i zabrali pieniądze.
Według szacunków analityków 2. Oddziału Sztabu Generalnego WP (wywiad wojskowy) na Wileńszczyźnie, w lasach Polesia i puszczach Naliborskiej, Białowieskiej i Grodzieńskiej działało od 5 do 6 tysięcy grup zbrojnych.
Władze polskie doskonale zdawały sobie sprawę z niebezpieczeństwa „czynnego rozpoznania” prowadzonego przez sowieckie oddziały partyzanckie we wschodnich województwach Rzeczypospolitej. W 1922 r. na terenie Kresów utworzono sądy wojskowe, które miały prawnie zwalczać sowiecką dywersję. Początkowo główny ciężar walki z podziemiem komunistycznym spadł na Straż Graniczną. Jednak nieliczna i niedostatecznie wyposażona formacja nie była w stanie podjąć skutecznej walki z tym zagrożeniem. Trzy komisariaty z województw wileńskiego, nowogródzkiego i poleskiego nieustannie wysyłały telegramy do Warszawy z prośbą o wysłanie jednostek wojskowych „na granicę” do walki z „bandami komunistycznymi”.
W sierpniu 1924 r. Rada Ministrów pod przewodnictwem premiera Władysława Grabskiego, z udziałem prezydenta Stanisława Wojciechowskiego, podjęła decyzję o utworzeniu nowej formacji paramilitarnej do obrony wschodniej granicy Polski. Początkowo miał nosić nazwę – Korpus Wojskowej Straży Granicznej. Ostatecznie, decyzją z 12 września, minister spraw wojskowych gen. dyw. Władysław Sikorski wydał rozkaz o utworzeniu Korpusu Ochrony Pogranicza. Formacja ta została stworzona jako rodzaj sił specjalnych. W zakresie osobowym, organizacyjnym i operacyjnym podlegała Ministerstwu Spraw Wojskowych, w zakresie ochrony granic i bezpieczeństwa w strefie przygranicznej – Ministerstwu Spraw Wewnętrznych. Warszawa zdawała sobie sprawę, że sowieckie bandy dywersyjne tworzą nie zbuntowani chłopi, ale dobrze wyszkoleni oficerowie sowieckich GPU i Razwiedupra, którzy doskonale znali taktykę wojny partyzanckiej.
1 listopada 1924 r. KOP objął ochroną odcinek granicy polsko-sowieckiej na terenie województw wileńskiego i nowogródzkiego. 3 kwietnia 1925 – województwa poleskiego, później także granicę z Rumunią. Pod koniec lat trzydziestych KOP liczył 30 tys. żołnierzy w trzech brygadach i ośmiu pułkach.
W 1924 r. żołnierze KOP wzięli udział w 89 starciach z partyzantami sowieckimi. Ponadto na zachodniej Białorusi wzmocniono garnizony wojskowe polskiej armii. Miało to wpływ także na stopniowy spadek aktywności partyzantów sowieckich.
I wkrótce miało miejsce wydarzenie, które położyło kres działalności sowieckich oddziałów dywersyjnych na terenie Polski Wschodniej. W nocy z 7 na 8 stycznia 1925 r. oddział sowieckiego wywiadu wojskowego został wyparty przez jednostkę KOP na sowiecką stronę granicy. Dywersanci zniszczyli placówkę graniczną swoich wojsk pogranicznych w we wsi Siwki koło Jampola na sowieckiej Ukrainie. Sytuację pogarszał fakt, że dywersanci ubrani byli w polskie mundury, a sowiecka straż graniczna uznała, że ataku rzekomo dokonały regularne jednostki Wojska Polskiego. Alarmująca wiadomość o bitwie na granicy dotarła do Charkowa, a stamtąd do Moskwy. 8 stycznia 1925 r. odbyło się nadzwyczajne posiedzenie Biura Politycznego. W rezultacie powołano specjalną komisję do zbadania incydentu w Jampolu. Z kolei Polacy otrzymali notatkę, w której zaznaczono, że „strona radziecka jest gotowa pokojowo rozwiązać konflikt”.
W rezultacie Sowieci do końca 1925 roku zaprzestali operacji w ramach „aktywnego rozpoznania” w Polsce Wschodniej. Korzystając z zamieszania w szeregach sowieckich dywersantów, władze polskie rozpoczęły z nimi aktywną walkę. Na terenie wschodnich województw przeprowadzono akcje represyjne i masowe aresztowania.
Przełom w walce o Białoruś Zachodnią nastąpił we wrześniu 1939 r., kiedy w wyniku kampanii Armii Czerwonej 17 września 1939 r.
Historia zachodniej Białorusi w okresie międzywojennym miała też drugą stronę. Życie nie było zbyt łatwe, mieszkańcy chwytali się różnych możliwości zarobku. Niektórzy jako pracownicy najemni w rolnictwie, inni decydowali się wyjechać do pracy do Ameryki, Argentyny, Łotwy, Estonii. Mogli trzymać pieniądze w banku. Obecnie jest wiele rodzin, których pradziadkowie wyjechali za granicę do pracy i zostali tam na zawsze.
Po ataku Niemiec na Polskę we wrześniu 1939 r. znaczna liczba Białorusinów w Wojsku Polskim wraz z Polakami brała udział w licznych bitwach kampanii wrześniowej. 17 września 1939 r. rozpoczął się „marsz wyzwoleńczy Armii Czerwonej na zachodnią Białoruś i zachodnią Ukrainę”, w wyniku którego tereny te stały się częścią Związku Sowieckiego. Przez prawie dwa lata (przed niemieckim atakiem na ZSRR w czerwcu 1941 r.) w anektowanych wschodnich województwach RP miało miejsce kilka fal deportacji i represji, których ofiarami padły dziesiątki tysięcy Polaków i Białorusinów. Wielu rozstrzelano, inni trafili do Gułagu. Granica wewnętrzna została zachowana, nie usunięto jednak starego kordonu i nie było swobodnego przemieszczania się mieszkańców ze wschodniej części republiki na zachodnią.
Utworzono tzw. linię odgrodzenia, którą kontrolowała straż graniczna. Z Mińska do Białegostoku można było przedostać się na przykład tylko za specjalnymi przepustkami i pozwoleniem odpowiednich władz.
TB
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!