W najbliższych dniach białoruski rząd puści z torbami tysiące prywatnych firm, a dziesiątki tysięcy ludzi pośle na bezrobocie. Nowy dekret na pół roku zabroni importu towarów, których „odpowiedniki” produkowane są na Białorusi.
Premier Władimir Miasnikowicz przygotował już projekt prawa, zgodnie z którym od 1 lipca prawo imporu będzie miało tylko 12 państwowych przedsiębiorstw, m.in. „Atlant”, „Horyzont”, „MAZ”, „MTZ” i „Biełszyna”. Tylko one będą mogły sprowadzać samochody, towary AGD i RTV, opony, czy silniki. W dalszej perspektywie udział importu w białoruskim rynku ma spaść do 15 proc.
Władze chcą zahamować odpływ pieniędzy za granicę, spowoduje to jednak znaczny spadek jakości towarów na rynku – ocenia ekspert białoruskiego Klubu Liberalnego Anton Bałtoczko. Pesymistycznie wypowiada się też największy białoruski importer AGD, firma „Electroserwis&Co”. Jej zdaniem, zagraniczni dostawcy sprzętu po prostu odmówią zawierania umów z „Horyzontem” i do końca lipca półki białoruskich sklepów zaczną świecić pustkami.
„Ludzie ruszą 2 lipca do sklepów i wykupią cały towar. Przeżyliśmy coś podobnego, gdy dolar szedł ostro w górę. Półki sklepów opustoszeją bo dostawcy mają podpisane kontrakty nie z jakimś „Horyzontem”, czy „Atlantem”, ale z dotychczasowymi importerami” – mówi przedstawiciel firmy.
„To komunizm wojenny w obszarze zagranicznej działalności gospodarczej. Pozorowane działania doprowadzą do całkowitego deficytu, przy czym nie tylko towarów importowanych, ale również produkowanych na Białorusi z importowanych surowców i komponentów” – prognozuje Grigorij Kastusiou z Białoruskiego Frontu Narodowego.
Według niego, nowa ustawa zrujnuje tysiące prywatnych firm i sieci handlowe, a koszty wzrostu bezrobocia znacznie przewyższą korzyści kilku państwowych firm, które dzięki nowej regulacji upłynnią zalegające w ich magazynach niekonkurencyjne towary. „A kiedy po 1 stycznia zaczną obowiązywać zasady Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej rynek białoruski stanie się łatwym łupem dla importerów rosyjskich” – przewiduje Kastusiew.
Premier Miasnikowicz zauważa wprawdzie łaskawie, że „konsument powinien mieć zawsze wybór”. Ale już w następnym zdaniu sam sobie zaprzecza: „Nasz przemysł lekki jest w stanie produkować wysokiej jakości produkty, które spełniają oczekiwania konsumentów”. I dlatego 85 proc. towarów na białoruskich półkach ma być teraz produkcji krajowej.
Kresy24.pl/Charter97
2 komentarzy
Karolson
19 czerwca 2014 o 02:16I po co im partie pro-Polskie czy liberalno- demokratyczne uprzykrzajace zycie Lukaszence.Wyglada na to, ze sami sobie strzelaja powoli w stopy.Za kilka miesiecy czeka nas nastepna rewolucja.Tym razem na Bialorusi.Zabraknie Polakom doradcow finansowych.Po Kijowie trzeba bedzie jezdzic do Minska haha.
Kazimierz S
19 czerwca 2014 o 16:33Na Ukrainie mniejszość rosyjskojęzyczna zamieszkuje tylko płd-wsch kraju. Na Białorusi rosyjskojęzyczna większość zamieszkuje wschodnią połowę kraju. A my kompletnie nie jesteśmy wstanie opanować zachodnią Białoruś by stworzyć tam nowe – zależne od Warszawy – państwo Białorusko/Polsko/WKLit. :(.