Warto zaznaczyć, że szlachta dużą uwagę zwracała na maść konia. Panowała wśród szlachty powszechna opinia, że najlepsze konie to siwki, a szczególnie o maści zupełnie białej, o czarnej skórze, kopycie i oku. Fakt ten potwierdzały staropolskie przysłowia, które mówiły:
„Kto nie jechał na białym, nie jechał na dobrym koniu”, lub: „Kto nie miał siwego, nie miał dobrego konia”.
W Polsce maści koni były przyrównywane do czterech żywiołów, a tym odpowiadały cechy końskiego charakteru:
- maść gniada to powietrze, a więc wesołość;
- maść kasztanowa to ogień, a więc gniewność;
- maść kara to ziemia, a więc melancholia;
- maść siwa to woda, a więc maść uniwersalna, najlepsza.
Wśród szlachty utarło się wówczas przekonanie, że konie:
- bułane to konie wytrzymałe w marszach,
- wiśniowogniade to konie pojętne i obdarzone dobrą pamięcią,
- gniade jabłkowite to konie wesołe i odważne,
- skarogniade i kare to konie zdradliwe, przynoszące nieszczęście.
Według ówczesnych zapatrywań, oprócz maści dużą rolę odgrywały odmiany, zwłaszcza te na nogach. Powszechnie uważano, że sierść biała nie powinna przechodzić nad pęcinę, a włos pokrywający odmianę, powinien być krótszy niż sierść pokrywająca całego konia: Stosowano się wówczas do poniższych zasad:
- Biała noga siadana oznaczała konia wesołego i szczęśliwego.
- Jeżeli na nodze włócznej i siadanej były odmiany, a na nogach przednich nie było odmian, a na czole była gwiazdka, to był to dobry znak.
- Jeżeli odmiany były na nodze grzebalnej i włócznej, to oznaczały konia nieszczęśliwego.
- Odmienna sierść na nodze wyskocznej oznaczała konia spokojnego i chętnego do nauki, ale często odnoszącego kontuzje.
To, że szlachta bardzo poważnie stosowała się do tych zasad, widoczne było w popularnym wówczas przysłowiu:
„Konia bez odmiany oddać, z jedną sobie chować, z dwoma przyjacielowi, z trzema nieprzyjacielowi, a z czterema przedać”.
Hodowla koni była jedną z podstawowych gałęzi życia gospodarczego Polski i dla szlachty, która się tym zajmowała, była ‘rzeczą świętą”.

Jerzy Kossak „Koń na padoku”
Fot. onebid
Stąd dawne przysłowie mówiło: „Pańskie oko konia tuczy”, co wyraźnie wskazuje, jak zawsze dalece dbano w Polsce o konie. Każdy szlachcic cenił sobie wielce swoje stado i sam doglądał go bacząc, aby koniom dobrze się działo. Dla tego też hodowla koni stała u nas wysoko i swymi rumakami mogliśmy wprawiać w podziw zagranicę.
O konieczności dobrego obchodzenia się z końmi, a zwłaszcza dobrego ich karmienia, mówi wiele ówczesnych przysłów:
- „konia nie bij, sługi nie lżyj – chcesz li mieć z nich statek”;
- „godzien chodzić piechotą, kto nie umie dbać o konia”;
- „kto koniowi obrok rachuje, ten piechotą chodzi”;
- „siennym koniem nie jeździć, słomianym wołem nie orać”;
- „kto pilnuje konia workiem, ten nie potrzebuje popędzać go kołkiem”.
Dlatego konie karmiono dostatnio i dobrze. Zresztą jeszcze na początku XX wieku były w rejonie Lwowa i Krakowa były wioski, gdzie od pokoleń hodowano konie na handel lub dla wojska. Dla takich koni na przednówku gospodarze mieli chleb, którego w tym czasie nie dawali własnym dzieciom.

Jerzy Kossak „Głowa białego konia”
Fot. onebid
RTR
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!