Koń zawsze w polskim społeczeństwie cieszył się wielkim poważaniem. Dlatego o niego wyjątkowo dbano, troszczono i wiele poświęcano czasu na jego hodowle, a potem ukształtowanie przez „tresurę” i przywiązywanie do właściciela.
Warto przypomnieć, że przez wieki uważano w Europie, że każdy Polak, jako urodzony kawalerzysta i rolnik, z biegiem lat zrósł się z koniem i w żadnej ważniejszej okazji inaczej niż konno nie występował.
Polak na koniu podróżował, polował, odprawiał igrzyska konne i strzegł granic kraju, a gdy schodził z tego świata – żegnał go koń, wioząc na miejsce wiecznego spoczynku. Nic dziwnego, że dobry koń był w dużym poszanowaniu i cenie.
Uwiązano jednocześnie, że każdy Polak dzieciom swym kazał od wczesnego dzieciństwa z koniem przebywać. Nawet ówczesne powiedzonko – mądrość ludowa mówiło tak na ten temat:
„Gdy poznasz w dziatkach, że z nich będą męże, cackiem ich nie tul, daj konia, oręże!”.
Koń polski został wyhodowany na bazie z jednej strony koni krajowych wywodzących się od dzikiego tarpana, a z drugiej na bazie koni orientalnych, z którymi Polacy zaczęli się spotykać. Podstawową przyczyną takiej hodowli były zalety, jakie posiadały konie ras wschodnich i z łatwości ich zdobycia poprzez częste wojny toczone z Turcją i Tatarami. Stada królów polskich składały się z polskich klaczy oraz tureckich, perskich i arabskich ogierów. Z tej krzyżówki wychodowany polski koń przejął od klaczy odporność na przeciwności klimatyczne, a urodę, wytrzymałość i szybkość po orientalnych ogierach.
Cudzoziemcy, polskie konie cenili ze względu na wytrwałość, miękki chód i siłę. Do tego polskie konie miały twarde kopyta, przez co nie potrzebowały kucia.
Koń polski był wprawdzie wolniejszy od konia arabskiego, ale za to był masywniejszy i odporniejszy na kaprysy pogody. Były wprawdzie niewielkiego wzrostu, ale za to szybkie, silne i proporcjonalnie zbudowane. O niesamowitej, a nawet legendarnej wytrzymałości polskich koni, niech świadczy fakt, że bardzo wielu szlachciców było bardzo otyłych, a jednak konie bez problemu nosiły ich łącznie z bardzo ciężkim uzbrojeniem, pokonując przy tym wiele kilometrów bez odpoczynku.
W hodowli koni na świecie w XV-XVIII wieku, starano się połączyć wszystkie pożądane wówczas zalety: szybkość, zwrotność, urodę, wytrzymałość, zrównoważony charakter, twarde kopyta i dobre wykorzystanie paszy. Cała trudność polegała na tym, że gdy się udało wyhodować konia szybkiego, tracił on na wytrzymałości i odwrotnie.
Tylko Polakom udała się ta sztuka, że wyhodowali konia, który łączył wszystkie te zalety. Pozostaje wprawdzie pytanie czy naprawdę istniał rasowo czysty „koń polski”.
Konie w Polsce chowano starannie, najczęściej sposobem dzikim lub półdzikim, to jest w stadach, które pasły się na pełnej swobodzie latem i zimą, albo przynajmniej latem. Taki sposób hodowli koni możliwy był jednakże tylko tam, gdzie się znajdowały obszerne pastwiska, a więc przede wszystkim na wschodnich kresach Rzeczypospolitej. Tam chowano konie sposobem dzikim, w ogromnych stadach, czyli tabunach pod dozorem tabuńczyków, których rola ograniczała się zresztą do ochraniania koni przed złodziejami i drapieżnymi zwierzętami. Konie w tamtych hodowlach miały pozostawioną zupełną swobodę, ale że przedtem starano się zawsze o dobór pięknych okazów i dobrych reproduktorów, stada takie słynęły szeroko na terenie Polski, a nawet Europy.
W pozostałych częściach kraju, gdzie nie było obszernych stepów, konie hodowano sposobem półdzikim, to jest puszczano je latem w dzień na paszę, a w nocy i w zimie trzymano w stajniach.
W tych częściach Polski, gdzie kraj był gęściej zaludniony i gdzie zupełnie brakowało obszerniejszych pastwisk, przeważały hodowle czysto stajenne, czyli alkierzowe.
Przy powszechnym zamiłowaniu do koni i wiekiem zapotrzebowaniu na te zwierzęta, trzymano nieraz tak wielkie stada koni, że właściciele nie mieli dla nich takiej ilości budynków, by w razie potrzeby je tam ulokować.
RTR
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!