Białoruski opozycjonista Aleś Michalewicz, zatrzymany w poniedziałek na warszawskim lotnisku przez Straż Graniczną, został następnie zwolniony przez warszawską prokuraturę. Białoruś wycofała się ze ścigania go. W sprawie interweniowało też polskie MSZ.
O zatrzymaniu Michalewicza – kandydata w wyborach prezydenckich na Białorusi w 2010 r. – poinformowaliśmy w poniedziałek jako pierwsi. Zatrzymanie potwierdziła rzeczniczka komendanta głównego Straży Granicznej Justyna Szmidt-Grzech. Straż Graniczna ogłosiła, że Michalewicz legitymował się czeskim dokumentem uchodźczym i widniał w systemach Interpolu jako osoba poszukiwana w celu doprowadzenia do prokuratury. Był podejrzany o „zorganizowanie masowych manifestacji”.
Na lotnisko udał się wiceminister spraw zagranicznych Krzysztof Stanowski, by próbować doprowadzić do jak najszybszego zwolnienia Michalewicza, o czym poinformował rzecznik MSZ Marcin Bosacki. „Według naszej najlepszej wiedzy, jest to pomyłka prokuratury, która uwierzyła w list gończy wydany przez władze białoruskie” – mówił rzecznik MSZ. Bosacki zaznaczył, że „MSZ nie może niczego kazać Straży Granicznej ani prokuraturze”. „Natomiast uruchomiliśmy wszelkie możliwe procedury między instytucjami państwowymi, aby pana Michalewicza jak najszybciej wypuszczono” – powiedział rzecznik resortu.
Prokuratura stwierdziła wówczas, że mówienie o „pomyłce prokuratury” jest zupełnie nieuzasadnione. „Polska prokuratura nie prowadzi żadnego postępowania w tej sprawie i nie dysponuje żadnymi materiałami” – powiedział rzecznik Prokuratury Generalnej Mateusz Martyniuk. „Mówienie, że zatrzymanie jest pomyłką prokuratury to wprowadzanie w błąd opinii publicznej” – oświadczyła rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie Monika Lewandowska.
Kresy24.pl
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!