W naszej powierzchownej, poszarpanej i pełnej pośpiechu codzienności nam mieszkańcom Kijowa trudno dojść do wyciszenia i skupienia uwagi na rzeczach powszechnych. Natomiast „świeże oko” przybysza uwrażliwione jest na pewne aspekty, na które my kijowianie, w zabieganym świecie stołecznej metropolii, często prawie nie zwracamy uwagi. Stąd też proponujemy spojrzeć na Kijów oczyma młodego wileńskiego dziennikarza Macieja Mieczkowskiego, który spędził w naszym mieście cztery lata i opuszczają je podzielił się z nami niektórymi wrażeniami.
WSZYSTKIE DROGI PROWADZĄ DO KIJOWA! (MIMO ICH REMONTÓW)
W Kijowie odnosi się czasem wrażenie, że jezdnie są tylko „łatane”. Profesjonalnego podejścia do zagadnienia dopiero tu się uczy. Częstym obrazkiem są remonty liftingowe. Odnawia się chodniki, kładzie nowy asfalt. O cieplnych rurach, kanalizacji i całej infrastrukturze się zapomina. Obracam się w większości czasu po ścisłym centrum, a tutaj owa infrastruktura nie należy do najnowszych. Zimą co rusz pękają rury ciepłownicze i wtedy trzeba kruszyć nawierzchnię, kopać, spawać, łatać…
Według danych Światowego Forum Gospodarczego, Ukraina zajmuje 130 miejsce ze 137 krajów pod względem jakości dróg – obok Mauretanii, Madagaskaru, Haiti i Gwinei. W raporcie przyjęto do wiadomości argument dużych wahań temperatury w skali roku, ale po porównaniu wskaźników Polski, Węgier i Słowacji stwierdzono, iż panujący tam podobny klimat skłania do wniosku o słabych rozwiązaniach technologicznych i charakteru dróg. W raporcie zestawiano natężenie ruchu w Polsce, który jest czterokrotnie większy, przy 2,5-krotnie większej siatce dróg niż na Ukrainie. Spółka „UKRAWTODOR” broni się tłumacząc, iż raport bazuje na danych z 2016 roku. Rzeczywiście, w 2017 wyremontowano rekordową ich ilość od 14 lat – 2177 kilometrów dróg. Plany na 2018 – to do 4000 km, również dróg o charakterze lokalnym.
W ostatnich latach przekonaliśmy o tym sami podczas podróży po obwodzie kijowskim i dalszych zakątkach kraju i jestem zdania, że trzeba obalić mit, zakorzeniony w krajach nadbałtyckich i w Polsce na temat złych dróg (albo ich braku) na Ukrainie. Owszem, niemało jest ich w opłakanym stanie, ale główne szlaki turystyczno-handlowe są niezłej jakości.
Do Kijowa z zachodu prowadzą dwie nitki dróg szybkiego ruchu. Ze Lwowa, na którą mówi się „autostrada”, choć nią nie jest, bo są przejścia dla pieszych, tzw. „nawroty” i przebiega ona przez tereny zamieszkałe. Na Euro 2012 została odnowiona, z powodu dużej eksploatacji trochę się już zużyła, ale ciągle jest to bardzo przyzwoita droga, łącząca m.in. Kijów z granicą polską.
Z ukraińskiej stolicy jedzie się do Lwowa około 7 godzin, ale z powodu dużego natężenia ruchu na bardziej zurbanizowanych odcinkach jest to droga uciążliwa. Na trasie tej mamy szereg restauracji i wszelkiego typu stacji paliw – od „budżetowych”, których raczej się unika, do światowej marki spółek, z wieńczącą je azerską „SOCAR”, wyglądającą jak z filmu science fiction. Cena tu za litr „ulepszonej” benzyny 95-oktanowej około 1 euro.
Inna droga, potocznie znana „warszawką”, jest trochę dłuższa (od granicy Polski jechaliśmy 8-9 godzin) i przebiega ona na północ od „lwowskiej”. Jest mniej używana, z jednym pasem i szerokim asfaltowanym poboczem. Jeżdżą po nim tiry, które trzymają się prawej strony i dają się wyprzedzać. Ruch jest mniej intensywny, przebiega częściej przez las – na Ukrainie przeważa krajobraz bardziej stepowy. Prócz zachodniej części kraju, lasów nie tak dużo jak na Litwie. Na tej drodze nie jest tak wiele stacji benzynowych i „atrakcji”, ale nawierzchnia jest dobra.
Owszem, gdzieś na prowincji można się natknąć na drogę pamiętającą głęboki „Sojuz”, jak od przejścia granicznego z Białorusią, czy jak na Zakarpaciu lub w obwodzie mikołajewskim.
CHODNIKI……
Teraz jest tu wszystko mniej więcej w jednym stylu, usunięto tandetny asfalt, a także rozbite, łatane czym się dało i jak się dało chodniki. Szkoda tylko, iż betonowa kostka jest kiepskiej jakości i za kilka lat będzie wyglądać marnie, jak to się stało chociażby na wyremontowanej niedawno ulicy Strileckiej
O KOMUNIKATYWNOŚCI I GRZECZNOŚCI KIJOWIAN
Uwielbiają wprost obcować, szczególnie jak się trafi obcokrajowiec. Kelnerka w restauracji potrafi opowiedzieć „historię swego życia”, choćby jak jej się pracowało w Polsce. Zgłębi temat, podając wysokość zarobków na różnych pracach. Będąc na wizycie u lekarza, też da się pogawędzić.
ŻEGNAJĄC KIJÓW
Cztery lata upłynęły nam w Kijowie. W tej „weekendowej”, pisanej już latem korespondencji, nie wspominam o wojnie, która trwa, drogo kosztuje kraj i jego mieszkańców, i o której tyle razy pisałem. Mimo wszystko doświadczyliśmy normalnego życia, było tu nam dobrze, a na swej drodze spotkałem miłych, życzliwych ludzi.
Cała moja rodzina, dzieci czerpały pełnymi garściami z gościnności Ukraińców. Podróżowaliśmy po wielu regionach kraju, byliśmy kilka razy we Lwowie (uchodzi za jedną z wizytówek), w Żytomierzu, Winnicy, wielu innych miastach i zakątkach.
W drodze na Węgry podziwialiśmy Zakarpacie, zaś jadąc przez Białoruś na Litwę – spokojny Czernihów. Wakacje spędzaliśmy w Odessie nad Morzem Czarnym, nie mówiąc już o mniejszych miejscowościach Kijowszczyzny, z malowniczym Dnieprem w tle. Zwiedziliśmy miejsca ważne dla Ukrainy i Polski – zamki w Kamieńcu Podolskim, Chocimiu, miejsce pochówku Tarasa Szewczenki w Kaniowie, Perejasław i Białą Cerkiew, Humań.
Ukraina jest bardzo różnorodna, ma wiele do zaoferowania. Może „eksportować” prócz darów ziemi również swoją gościnność, dobroduszność, pracowitość. Kraj jest na progu dużych przemian, niektórych z nich byłem świadkiem – nie tylko ustrojowych, tylko przede wszystkim mentalnych. Coraz więcej ludzi dzięki wizowej liberalizacji ma okazję podróżować po Europie, stosować jej wzorce o siebie. Będzie jeszcze lepiej, gdyby zaczęła skutecznie wprowadzać własne, bo zakorzeniona jest opinia, że wszystko co najlepsze, jest „z Europy”.
Ukraina ma wspaniałe warunki do rozwoju swej produkcję rolnej, ma piękną przyrodę, kopaliny naturalne. Naród wciąż oczekuje na „porządnego gospodarza”. Ukraińcy są otwarci wobec obcokrajowców, pozytywne wiatry powiały, jeśli chodzi o współpracę z Zachodem. Nie może to być jednak jednostronna chęć, ponieważ ten „Zachód”, również Litwa czy Polska, nie zna Ukrainy i nie uświadamia sobie jej potencjału – a to niemal 50 milionów ludzi. Nie można zapominać o idei giedroyciowskiej, powiązań z Wielkim Księstwem Litewskim.
Warto to sobie uświadomić, ponieważ jesteśmy blisko siebie. Znacznie bliżej, niż nam z różnych powodów się nie wydaje.
Maciej MIECZKOWSKI
Dziennik Kijowski nr 574 – sierpień 2018 r
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!