W mediach raz po raz pojawiają się informacje o planowanej przez Kreml nowej ofensywie na Kijów z Białorusi. Odpowiedź na pytanie, kiedy to nastąpi jest dość prosta.
Są trzy podstawowe oznaki przygotowań do ofensywy – zauważa w Glavred ukraiński analityk wojskowy Dmitrij Sniegiriew: masowy przerzut żołnierzy, przerzut ciężkiego sprzętu wojskowego i amunicji oraz – tuż przed atakiem – rozwijanie szpitali polowych na tyłach własnych wojsk.
Obecnie nie obserwujemy żadnego z tych działań. Rosyjskich żołnierzy jest dziś na Białorusi zdecydowanie za mało do jakiejkolwiek ofensywy, nie ma ciężkiego sprzętu i dostatecznej ilości amunicji, która w ostatnim czasie jechała raczej w drugą stronę – z Białorusi do Rosji i dalej na front wschodni. Nie ma też żadnego rozwijania szpitali polowych.
Nie zmienia to faktu, że Rosjanie mają już doświadczenie w masowym przerzucie wojsk koleją i mogą to zrobić w znacznie krótszym czasie, niż w przypadku pierwszej ofensywy z północy. Kilka dni temu pojawiły się też nieoficjalne informacje o trwających uzgodnieniach logistycznych w sprawie ruchu kolejowego między dowództwami Rosji i Białorusi.
To jednak zdecydowanie za mało, aby definitywnie stwierdzić, że przygotowania do ofensywy 2.0 z Białorusi się zaczęły. Równie dobrze mogła to być „informacyjna wrzutka”, mająca skłonić Ukraińców do utrzymywania na tym kierunku większych rezerw, kosztem osłabienia ich sił w Donbasie.
Taki jest zresztą główny cel Rosjan, który Sniegiriew nazywa „taktyką tysiąca cięć”. Polega ona na atakowaniu ograniczonymi siłami na wszystkich odcinkach frontu, gdzie to tylko możliwe, żeby maksymalnie odciągnąć ukraińskie wojska z kierunku głównego, którym pozostaje Obwód Doniecki.
Gdyby Rosjanie byli w stanie przeprowadzić duży atak z Białorusi równolegle z obecnym atakiem na kierunku Charkowa, już dawno by to, oczywiście, zrobili. Ich problem polega na tym, że mają za mało ludzi (i jeszcze mniej wystarczająco wyszkolonych), czołgów, wozów bojowych i wyposażenia. Wkrótce, w miarę przybywania F-16 na Ukrainę, zacznie też powoli słabnąć ich przewaga w powietrzu.
Atak z Białorusi oznaczałby dla Rosjan kolejne ogromne straty. Musieliby bowiem forsować pod ostrzałem wielokilometrowe ukraińskie pola minowe wzdłuż granicy, umocnienia i punkty ogniowe, na których ukraińska artyleria jest obecnie doskonale „wstrzelana”. W tej sytuacji utrzymać front na tym odcinku mogą nawet relatywnie nieduże siły ukraińskie.
Jednocześnie nie ma żadnej wątpliwości, że w odpowiedzi Ukraińcy przeprowadziliby potężne ataki rakietowe, w tym ATACMS-ami nie tylko na rosyjskie tyły na Białorusi, ale także na białoruskie obiekty wojskowe, rafinerie i zakłady przemysłowe oraz korytarze transportowe.
Prosty rachunek zysków i strat oraz posiadanych środków wskazywałby więc, że w najbliższym czasie ataku z Białorusi raczej nie będzie. Problem w tym, że Rosjanie nie liczą się w tej wojnie ze stratami, przynajmniej w ludziach i nie kierują się zwykłą logiką. Nie można też wykluczyć jakichś zaczepnych działań pozorowanych na tym kierunku.
MAB
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!