Choć fizycznie uciekli przed represjami na Białorusi, nigdy nie przestali być obiektem inwigilacji, gróźb i szantażu służb Łukaszenki. Teraz władze w Mińsku sięgają po najbardziej brutalną broń – ich rodziny stały się kartą przetargową.
Białoruskie służby już nie ograniczają się do podsłuchów, aresztowań i pokazowych procesów w kraju. Teraz sięgają po emigrantów – działaczy, dziennikarzy, wolontariuszy, których nie da się dosięgnąć fizycznie na Białorusi. Ale da się uderzyć w ich bliskich.
Według doniesień obrońców praw człowieka, KGB kontaktuje się z białoruskimi działaczami przebywającymi na emigracji i oferuje „współpracę” w zamian za bezpieczeństwo ich bliskich pozostających w kraju.
To brutalna taktyka znana z czasów sowieckich, ale stosowana dziś – w XXI wieku. Przymusowa lojalność wymuszana szantażem, groźbami i zastraszaniem rodzin.
– Mamy potwierdzone przypadki, w których osoby mieszkające za granicą były informowane, że ich rodzice, rodzeństwo lub dzieci mogą „mieć problemy”, jeśli nie zgodzą się współpracować z reżimem – mówi przedstawiciel jednej z niezależnych organizacji monitorujących sytuację w Białorusi.
Według informacji portalu Kresy24.pl, służby Aleksandra Łukaszenki stosują subtelne, ale nie mniej groźne metody nacisku, takie jak wezwania na przesłuchania bliskich aktywistów lub ochotników walczących z Rosją na Ukrainie, „przypadkowe” kontrole podatkowe, groźby odebrania pracy, wyrzucanie z uczelni lub pozbawianie opieki nad dziećmi.
Obrońcy praw człowieka apelują:
Jeśli ktokolwiek otrzymał podobne groźby lub propozycje współpracy w zamian za bezpieczeństwo rodziny – powinien zgłosić przypadek na adres @Viasnainfo. To systemowe nadużycie, które trzeba dokumentować.
ba
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!