Postać Kazimierza Pużaka, szefa Rady Jedności Narodowej, może najważniejszego polityka Polskiego Państwa Podziemnego, a wcześniej szarej eminencji PPS-u i więźnia Szlisselburga została dziś już niemal kompletnie zapomniana. Wielka szkoda bo choć „w jego życiu nie było husarskich skrzydeł ani pawich piór”, swoją niezłomną postawa w każdej sytuacji zapisał jedną najpiękniejszych i najbardziej tragicznych kart w księdze polskiej historii. Był jednak jeszcze czymś więcej – symbolem starej Rzeczypospolitej wdeptanej w ziemię przez buciory hitlerowskich i sowieckich katów. Tej która już się nie odrodziła. Polski wielonarodowościowej i wieloreligijnej, wielkiego cywilizacyjnego projektu środkowoeuropejskiego, idei, której zniszczenia podjął się sam Józef Stalin – i cel ten osiągnął.
Kazimierz Pużak urodził się 26 sierpnia 1883 roku w Tarnopolu w prostej robotniczej rodzinie polsko – ukraińskiej. Dlatego bardzo niewiele wiemy o pierwszych latach jego życia. Prawdopodobnie nie różniły się od tak wielu losów zwykłych ludzi pracy w Galicji. Wiemy, że „wykształcenie zdobywał w ciężkich warunkach materialnych”. Nie tylko one sprawiły jednak, że maturę zdał dopiero w wieku 22 lat. Już jako szesnastoletni chłopiec, zafascynowany pierwszymi romantycznymi lekturami, zaangażował się w konspirację antycarską i stworzył swoją pierwszą tajną organizację o profilu „pariotyczno-radykalnym”. Znaczy to, że oprócz polskiej niepodległości już wtedy interesowały go hasła socjalistyczne. Nic dziwnego – syn murarza nie miał złudzeń co do rozmiaru nierówności społecznych.
W 1901 roku przyłączył się do organizacji „Promienistych”, do której należeli tacy ludzie jak Zygmunt Kisielewski, Marian Kukiel, Stanisław Kot i Kazimierz Świtalski. W trzy lata później, gdy na tle konfliktu japońsko-rosyjskiego pojawiła się kolejna, choć cienka jak pajęczyna, nadzieja na wywalczenie niepodległości, Pużak założył następną grupę, tym razem już o bardziej militarnym charakterze – „Mierosławczyków”. W tym samym czasie zrobił maturę i rozpoczął studia prawnicze na Uniwersytecie Lwowskim, jednak w wraz z wybuchem rewolucji 1905 roku wyjechał do Kongresówki. Nad Wisłą pracował w Wydziale Agitacyjno-Organizacyjnym PPS. Angażował się również w działania „bojowe”, planując między innymi zamach na przedstawicieli carskich władz. W momencie podziału partii poszedł za Piłsudskim, uznając polską niepodległość za priorytet. I podobnie jak późniejszy Marszałek nie stronił od przemocy. W 1909 roku wraz z Henrykiem Minkiewiczem wykonał wyrok śmierci na prowokatorze Edmundzie Tartanowiczu. W rok później zaś na III spotkaniu Rady partyjnej był głównym oratorem na rzecz eskalacji „działań wojskowych”. Wreszcie dostał się w łapy Ochrany. Wyrok – osiem lat ciężkich robót i dożywotnia zsyłka na Syberię (co interesujące zarzuty nie obejmowały morderstwa które popełnił). Siedział w Warszawie, w Piotrogrodzie a w końcu, w ciszącej się złą sławą, twierdzy szlisselburskiej. Przeżył a „13 marca 1917 roku zjawił się w pawilonie pełnomocnik naczelnika więzienia, znany okrutnik Gudżma, który obwieścił wolność”.
Po wyjściu na wolność, jak pisze Adam Ciołkosz, Pużak i inni pepesowcy postanowili wrócić do Polski, „do własnej (…) rodzącej się już rewolucji.”. Do Warszawy przybył mniej więcej równo ze zwolnionym z Magdeburga Piłsudskim i razem z nim wysiadł z czerwonego tramwaju socjalizmu na przystanku niepodległość. Na początku jego poglądy były dość radykalne i krytykował rząd Jędrzeja Moraczewskiego (gdzie był sekretarzem stanu Ministerstwa Poczt i Telegrafów) choć to on ustanowił ośmiogodzinny dzień pracy, zagwarantował legalność związków zawodowych, wprowadził inspekcję pracy, ubezpieczenia chorobowe oraz urlopy. Kwitował smutno „My rządzimy Polską ale nie urządzimy jej po swojemu.”. Trzeba jednak przyznać, że był również programowym przeciwnikiem rewolucji i nie chciał „jak bolszewicy zapędzać do państwa socjalistycznego przy pomocy karabinów maszynowych.”. Stawiał twardo na demokrację, co po prawdzie wcale nie było tak powszechne wśród działaczy PPS jak się dziś wydaje.
Swoje pierwsze demokratyczne wybory wygrał z okręgu … Zagłębie Dąbrowskie. Wyborcom został przedstawiony jako „prawnik z Warszawy”, mimo że nie skończył studiów, a w stolicy spędził jedynie kilka lat ze swojego nie tak krótkiego już życia. Do obowiązków jako reprezentant Zagłębia przykładał się jednak rzetelnie zawłaszcza w czasie brutalnie tłumionej fali strajków (wojsko użyło broni przeciw robotnikom, były ofiary śmiertelne). Starał się również ograniczać wpływy komunistów, dość silnych wtedy w ośrodkach przemysłowych. Walczył w Sejmie twardo o dwie sprawy. Pierwszą był pełen prawny egalitaryzm, Pużak wierzył w równość wszystkich obywateli w oczach państwa niezależnie od politycznych, religijnych czy etnicznych „afiliacji”, drugą jego idei fixe była ustawa o lokatorach – możliwe, że pierwszy w Europie akt prawny chroniący przed natychmiastową eksmisją w asyście reprezentujących majestat sprawiedliwości policjantów.
Wybuch wojny polsko-bolszewickiej kompletnie go zaskoczył. Do tego stopnia, że nie rozumiejąc, co się dzieje nawoływał … do porozumienia. Dopiero gdy przekonał się, że tak naprawdę chodzi o najazd, zaangażował się w budowę Rady Obrony Narodowej i Rządu Obrony Narodowej, zaś w chwili najbardziej dramatycznej został wiceprzewodniczącym Robotniczego Komitetu Obrony Warszawy. Następna dramatyczna chwila nastąpiła w 1926 roku. Pużak podobnie jak cały PPS, choć może mniej bezkrytycznie niż wielu z jego kolegów, poparł zamach majowy. Ludzie lewicy widzieli w Komendancie jedyną skuteczną tamę dla potężniejących narodowców. Bardzo szybko zorientowali się jednak, że sanacyjna władza wcale nie służy socjalistyczny przemianom. Pużak wspominał później: „Z tym zwycięstwem wiązano nadzieje na lepszą przyszłość, zwłaszcza że Piłsudski uchodził dotąd za wroga reakcji (…). Nadzieje te nie sprawdziły się. Piłsudski i jego zwolennicy (…) poszli (…) odrębną drogą i (…) wzięli rozbrat nie tylko z PPS i demokracją, ale i (…) z własną przeszłością polityczno-legionową.”. Na razie powtarzał jednak tylko zdanie Perla: „My będziemy jeszcze mieli dużo kłopotów z tym Piłsudskim”.
Sanacyjne rządy były tak naprawdę łagodną dyktaturą, która z czasem coraz mocniej zaostrzała kurs. Już w 1928 roku Piłsudski nie wahał się wprowadzić na salę Sejmu uzbrojonych policjantów, ale prawdziwe kłopoty zaczęły się dopiero w dwa lata później. Pużak znalazł się na liście „do aresztowania” przed procesem brzeskim jednak Piłsudski w ostatniej chwili skreślił jego nazwisko ze słowami: „Co by o mnie powiedziano, gdybym więźnia Szlisselburga zamknął w twierdzy.”. Dla wielu działaczy stało się w tym momencie jasne, że obalenie sanacji nie jest możliwe za pomocą legalnych metod, szczególnie, że PPS w wyborach brzeskich (gdzie jak dziś wiemy nie obyło się bez „czarów nad urną”) osiągnął bardzo mizerny, w porównaniu z apetytami, wynik poniżej dwudziestu procent. Pużak mimo to nie chciał się zgodzić na wycofanie posłów socjalistycznych z parlamentu i przeniesienie walki na „inne pola”. Stawiał na aktywizację polityczną „mas” oraz stworzenie wspólnego frontu z ludowcami. Naciskał również na będące warunkiem tego porozumienia ostateczne zerwanie z komunistami, z którymi dotąd PPS miał rodzaj „paktu o nieagresji”. Jego zdanie przeważało choć bardziej radykalni działacze uchwalili coś w rodzaju wotum nieufności dla kierownictwa partii więc również jej szarej eminencji Kazimierza Pużaka.
W tych warunkach w 1934 roku zaczął organizować bojówkę PPS-u „Akcję Socjalistyczną”. Miała ona być „używana do wykonywania zadań nagłych i wymagających zdyscyplinowanych oddziałów ludzi, np. do jednorazowych akcji kolportażu pism partyjnych, rozbijania zebrań wrogich organizacji, wywiadu wewnątrz i na zewnątrz partii, w tym również we wrogich partiach”. Organizowano ćwiczenia, musztrę, wykłady i próbne alarmy. „Akcja” odegrała później dużą rolę we wrześniu 1939 roku w Robotniczych Batalionach Obrony Warszawy. Wrogie organizacje to bynajmniej nie była „dyktatura Piłsudskiego” ale raczej potężniejący i coraz bardziej agresywni narodowcy oraz radykalizujący pod wpływem Moskwy komuniści. Działacze PPS-u i sam Pużak mimo dekady autorytarnych rządów, Brześcia i Berezy Kartuskiej mieli jeszcze dość dużo sentymentu dla Marszałka.
Pużak liczył, że po śmierci Piłsudskiego uda się PPS-owi zbliżyć z lewicowym czy liberalnym skrzydłem sanacji i przywrócić w Polsce demokrację parlamentarną. Nic z tych rzeczy. Sanatorzy zwarli szeregi w Obóz Zjednoczenia Narodowego, zwany popularnie Ozonem, a o dzieleniu się władzą nie chcieli słyszeć. Nawet w momencie wzrostu zagrożenia ze strony Niemiec. Projekt Pużaka by w 1939 roku stworzyć Rząd Obrony Narodowej bis przy współudziale PPS i ludowców został odrzucony.
Pużak wiedział, że wojna nadchodzi i to głównie dzięki niemu PPS był do niej przygotowany. W pierwszych dniach września, gdy niemieckie tanki bezpretensjonalnie pruły linie „płonącej firanki” polskiej obrony, w stolicy wybuchła, zwłaszcza wśród sanacyjnych elit, „panika ewakuacja”. Pużak ani myślał jednak opuszczać miasta. Przeciwstawiał się również jego poddaniu. „Osobiście wściekałem się, że 6 września Warszawa ponownie, jak ongiś w 1831 roku Moskalom, tak również 6 września 1939 roku ulec miała Niemcom. I dlatego tylko opór mógł tej synchronizacji przeszkodzić”. Na argumenty, że obrona organizowana będzie w okolicach Lublina odpowiedział: „sowiety wystąpią do spółki z Hitlerem, bo taki już jest bieg historii naszych zmagań o wolność, kiedy przy abstynencji świata Niemcy i Moskale mogą bez ceremonii zarządzać Polską.” i zabrał się do tworzenia brygad robotniczych. Przygotowywał również grunt pod przyszłą konspirację, miał w końcu dość rozległe doświadczenie jeszcze z czasów walki z caratem. Zadbał więc, by informacje zarówno o nim jak i ocalej rodzinie zostały usunięte z ewidencji ludności.
Warszawa poddała się, a PPS Pużaka błyskawicznie przekształcił się w konspiracyjny WRN (Wolność Równość Niepodległość). Był jego motorem. Dostarczał działaczom fałszywych dokumentów, ustalał zasady ścisłej konspiracji, tworzył nowe, tajne kanały komunikacji (przestrzegał także mniej doświadczonych kolegów przed spotkaniami w miejscach publicznych – sam najchętniej umawiał się na … Powązkach), również jego autorstwa była pierwsza broszura wydana przez WRN. Podkreślał w niej by nie rozróżniać pomiędzy „hitlerowskim diabłem i sowieckim Belzebubem.”.
Jerzy Lerski tak wspominał Pużaka z tego okresu:
„ (…) dostrzegłem go w szarym tłumie, czekającym u zbiegu Marszałkowskiej i Alej Jerozolimskich na tramwaj, idący w kierunku Grochowa. Staliśmy obok siebie. Patrzyłem mu w oczy, ani jeden mięsień w jego twarzy nie drgnął, patrzał tak obojętnie jakby mnie w ogóle nie zauważył. W tramwaju ustąpił miejsca jakiejś starej kobiecinie. Niczym nie wyróżniał się od tłumu warszawskiego, którego losy w pewnej mierze trzymał w swym ręku.”. Z kolei Zaręba pisał „grzebiąc we wrześniu 1939 roku dotychczasowy dorobek życia, zaczął nowy okres od początku. Zawrócił do źródeł, z jakich wypłynęła jego decyzja związania się z rewolucyjnym socjalistycznym nurtem byłego zaboru rosyjskiego, gdy wszystko pozwalało mu pozostać w spokojnych ramach życia Galicji. Z nawrotem ku czasom młodzieńczym odrodziły się w nim, widoczne, uczucia, reakcje, stłumione katorgą w półciemnej celi Szlisselburga. I jak ongiś w swym gronie uczniowskim pod imieniem Popielec, teraz jako Bazyli czy Grzegorz wiązał nas ze sobą nie tylko powagą reprezentowanej sprawy, lecz również jako pełny człowiek, dla każdego z nas – pierwszy między nami. Pierwszy nie tylko zasługą, doświadczeniem, ale i talentem politycznym. Nieraz spieraliśmy się, nieraz zdarzały się nawet ostre utarczki, ale nigdy nikt nie kwestionował jego pośród nas pierwszeństwa.”.
PPS-WRN bardzo szybko porozumiał się z Tokarzewskim ze Służby Zwycięstwa Polsce i jej oddziały zbrojne – Gwardia Ludowa, której komendantem został mianowany właśnie Pużak, od swojego powstania podporządkowane były władzy wojskowej SZP-ZWZ-AK. Jego zasługi zwłaszcza dla Związku Walki Zbrojnej trudno przecenić. Komendant GL szybko znalazł wspólny język z Roweckim. Dzielił jego idee i frustracje. Znamienne są zwłaszcza komunikaty jakie przychodziły o nim i do niego z Londynu. Sikorski mówił „pan Pużak nie będzie uczył rządu, co to jest demokracja”, i że „pan Pużak pozwala sobie na zbyt ostre depesze kierowane do rządu”.
Rzeczywiście. rząd na wychodźstwie nie mógł ale też nie chciał zrozumieć wszystkich problemów jakie w kraju napotykali Rowecki i Pużak. Dla tego ostatniego i dla całej PPS ostateczną kropla goryczy okazała się jednak akurat rzecz, którą rząd londyński po prostu musiał zrobić. Chodzi oczywiście o układ Sikorski-Majski. Fakt pozostawienia w nim wschodnich granic Rzeczypospolitej kwestią otwarta był po prostu dla Pużaka, kresowianina duszą i akcentem nie do przełknięcia. PPS wyszedł więc z Politycznego Komitetu Porozumiewawczego, będącego czymś na kształt konspiracyjnego parlamentu. To jeden z wielu pozornych paradoksów tamtych czasów – to socjalistyczny PPS był największym przeciwnikiem jakichkolwiek ustępstw wobec „socjalistycznego” ZSRR. Polityczny bojkot nie oznaczał jednak że Gwardia Ludowa Pużaka opuściła szeregi armii Polskiego Państwa Podziemnego, bynajmniej ta współpraca trwała i zacieśniała się do tego stopnia, że GL niemal rozpuściła się w strukturach ZWZ- AK. Może właśnie dlatego później komunistom tak łatwo przyszło zawłaszczenie sobie tej nazwy.
PPS powróciła do PKP na początku 1943 roku. Jej przedstawicielem był oczywiście Pużak. Następne miesiące były czasem wielkich zmian. W kwietniu Niemcy odkryli groby katyńskie co stało się dla ZSRR powodem zerwania stosunków z polskim rządem emigracyjnym, w katastrofie lotniczej zginął Sikorski, co jeszcze bardziej osłabiło międzynarodową pozycję Polski, zaś
15 sierpnia 1943 roku najważniejsze stronnictwa w kraju podpisały porozumienie tworzące zręby podziemnego parlamentaryzmu z prawdziwego zdarzenia. Niestety, jak się później okazało, gra była już przegrana. Na konferencji teherańskiej zadecydowano, że wschodnia granica Polski będzie przebiegać na linii Bugu. Dla Pużaka i większości krajowych polityków było to rozwiązanie nie do przyjęcia, podjęli więc nierówną grę ze wschodem. Na początku 1944 roku w odpowiedzi na powołaną przez komunistów Krajową Radę Narodową powstała Rada Jedności Narodowej, który pełnić miał funkcje podziemnego parlamentu. Jego przewodniczącym został właśnie Kazimierz Pużak. Jak poważną postacią był w tej chwili, oraz jakim był człowiekiem, pokazuje odmowa przyjęcia godności następcy Prezydenta Rzeczypospolitej. W kwietniu 1944 roku Władysław Raczkiewicz i Stanisław Mikołajczyk desygnowali Pużaka na stanowisko następcy Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej i oddali do jego dyspozycji samolot, którym miał udać się do Londynu. Jak wspominał kurier rządu polskiego, Jerzy Lerski, Pużak „spojrzał na mnie spode łba i tym swoim wschodnio-małopolskim miękkim, śpiewnym akcentem odpowiedział twardo, że na dostojeństwa w Londynie nie poluje. „Robotnicy polscy powołali mnie na odpowiedzialną funkcję w zarządzie Partii, powiedział, powołali na złe i dobre – z nimi tu chcę pozostać. Nie ruszę się z kraju po dobrowoli, chyba by mnie przemocą Niemcy lub Moskale zabrali”. Ostatnie słowa okazały się prorocze.
Mimo to Pużak był przeciwnikiem Powstania Warszawskiego jako elementu wymierzonej w polityczno-propagandowe zapędy Moskwy Akcji „Burza”. Zygmunt Zaręba pisał, że „inaczej rozumiał i odczuwał (…) lepiej rozumiał niebezpieczeństwo”. Twierdził, że miasto da się opanować na dwa, trzy dni ale bez wsparcia, a przede wszystkim bez „parasola powietrznego” operacja musi zakończyć się klęską. Miał niestety rację. Mimo to jak cały RJN pozostał w Warszawie. Przez cały czas trwania walk jej przewodniczący bez przerwy apelował właściwie do kogo się dało o pomoc dla stolicy. Lektura tych depesz jest wzruszająco i przerażająca jednocześnie – pokazuje dojmujące odczucie osamotnienia w jakim znajdowało się walczące miasto. Charakter obrad RJN i charakter samego Pużaka doskonale ilustruje inny fragment ze wspomnień Zygmunt Zareby „Ożywione debaty RJN nad dekretami mogły się wydawać czymś dziwacznym w zetawieniuz grozą szalejącą dokoła. Ale przecież mieliśmy przekonanie, że w tym ogniu właśnie tworzyło się nowe życie naszego społeczeństwa, które wymagało nowych praw. W czasie jednego z posiedzeń rozpętał się nad naszymi głowami skoncentrowany nalot. Bombowce szły fala za falą. Łoskot walących się domów, grzmoty rozrywających się pocisków W zupełnie ogłuszały. Wobec tak nieparlamentarnej obstrukcji Kazimierz Pużak zarządził przerwę. Nagle dom zatrząsł się gwałtownie, na głowy posypał się tynk, salę wypełniła chmura pyłu. Bomba walnęła W sąsiedni dom (…). Gdy przeciąg z wyrwanych okien oczyścił nieco powietrze, wszyscy niemal członkowie rady zebrali się do otrzepywania ubrań. Pużak otworzył znów obrady, oznajmiając: – Nie warto panowie, zajmować się czyszczeniem. Za chwilę może być to samo…”
Powstanie upadło, a w Jałcie sowieci tryumfowali. Zapewnienia o wolnych wyborach i inne tego typu mrzonki nie były nawet zapisami mającymi przekonać któregokolwiek z aliantów, były hipokryzją dla sztuki samej w sobie; zachowaniem dyplomatycznego decorum. Komuniści przejmowali faktyczną władze w Polsce. Jednocześnie zarówno do działaczy polskiego państwa podziemnego jak i oficjalnie rozwiązanej już Armii Krajowej zaczęły trafiać zaproszenia do udziału we wspólnej konferencji z dowództwem Armii Czerwonej. Na początku marca generał Okulicki i delegat rządu na kraj Jan Stanisław Jankowski otrzymali listy o treści „Wzajemne zrozumienie i zaufanie pozwolą załatwić bardzo poważne sprawy i nie dopuścić opuścić do ich zaostrzenia. To „zaostrzenie” odnosiło się do fali aresztowań, która objęła politycznych działaczy polskiego państwa podziemnego,między innymi wiceprezesa RJN Aleksandra Zwierzyńskiego. W tych okolicznościach zdecydowano się zaproszenie przyjąć. Wybrano szesnastoosobową delegację. Pużak nie miał złudzeń co do prawdziwych zamiarów sowietów. „Widzisz jeden z nas musi zostać przy robocie. Ja jako prezes Rady, nie mogę się uchylić Delegat nalega na mnie, żebym wziął ciebie te rozmowy. Ale to szaleństwo wchodzić nam obu w paszczę sowiecką. Mam najgorsze przeczucia. Ja znam bolszewików. Idą ciężkie czasy, które trzeb przetrzymać. Zostań, pilnuj organizacji. Bądź ostrożny i podejrzliwy. (…) To są mistrzowie oszustwa. Gdy zaś zużyją ten środek, sięgną po brutalny gwałt.”.
Nie mylił się. Pokazowy „proces szesnastu”, którzy przyjęli sowieckie zaproszenia jeszcze kwalifikował się jako oszustwo. Wyroki nie były zbyt surowe. Okulicki dostał 10 lat, Jankowski 8, Bień i Jasiukowicz po 5, Pużak tylko 18 miesięcy, były też trzy uniewinnienia. Na to oszustwo oczywiście nikt się nie nabrał, Kazimierz Wierzyński w swoim wierszu pisał tak o procesie
„I choć wyrok spiszecie w ciemnicach swych na dnie
By w kremlińskiej go potem ujawnić asyście,
Jeszcze ten, kto jest wolny, bez trudu odgadnie,
Że zbrodniarzem w tej sali nie my, ale wyście”
Proces szesnastu był oczywiście skandalem ale nie takim do jakiego doszło na powtórnym procesie Pużaka (powyżej zdjęcie z akt śledztwa zrobione po aresztowaniu Pużaka). Aresztowano go po raz drugi w lecie 1947 roku. Tym razem sędzią miała być już „Polska ludowa”, a zbrodnią działalność antypaństwowa i zdrada. Akt oskarżenia Pużaka i jego kolegów z WRN-u był niezwykle długi i niemal pozbawiony konkretów, za to naszpikowany tak znamienną dla tamtego czasu nowomową. „Grupa oskarżonych z Pużakiem na czele, wywodzi się z kadry pepesowców – piłsudczyków, która jeszcze w latach pierwsze wojny imperialistycznej uczynili z Polskiej Partii Socjalistycznej sługę imperializmu austro-niemieckiego (…) Reakcyjne kierownictwo PPS w latach 1919-1920 znajdując się całkowicie do dyspozycji Piłsudskiego, mobilizowało masy do wojny zaborczej przeciw pierwszemu w świecie państwu socjalistycznemu — ZSRR i brało oficjalny udział w rządzie wojennym Piłsudskiego w roku 1920. Wojenne wcielenie PPS-WRN, na czele której stał Pużak była więc nie tylko agenturą polskiej reakcji, nie tylko narzędziem narodowego kapitału, służącym do hamowania zbrojnej walki narodu polskiego z hitlerowskim najeźdźcą i do uzależnienia przyszłej Polski od mocarstw anglosaskich, ale stała się organizacją idącą faktycznie na rękę niemieckiemu okupantowi, mimo że robotnicy – członkowie WRN — niejednokrotnie przypłacali życiem swoją walkę z Niemcami.”. Został również oskarżony o szpiegostwo na rzecz Andersa. Według relacji Marii Dąbrowskiej na sali sądowej Pużak miał powiedzieć: „Jestem rzymskim katolikiem narodowości polskiej. Więcej nic nie mam panom do powiedzenia”. Proces w tonie jeszcze bardziej oskarżycielskim był bardzo nagłaśniany przez prasę, właściwie zawsze obok artykułów o nadchodzącym zjednoczeniu partii pojawiały się tytuły w stylu „Pużakowska „AA” na usługach gestapo”, „Pużak mistrz intrygi i prowokacji”, „Szulerka polityczna kliki Pużaka”. Został skazany na dziesięć lat.
Mimo nalegań żony i córki nie poprosił o łaskę ani nie ukorzył się. „Mnie car trzymał w manelach kilkanaście lat i nie złamał, a oni teraz, kiedy stoję nad grobem, żądają ode mnie zdrady. To byłaby zdrada was wszystkich”. Również brutalne traktowanie w więzieniu w Rawiczu nie zmieniło jego postawy. Władzom odpowiadał: „Z wami nie będę rozmawiał, o żadną łaskę prosił nie będę”. Zmarł 30 kwietnia 1950 roku. Okoliczności jego śmierci nigdy nie zostały wyjaśnione jednak najprawdopodobniej był to mord polityczny – strażnicy zepchnęli niemal siedemdziesięcioletniego więźnia ze schodów.
Biografię Pużaka pięknie podsumował Adam Ciołkosz: „W jego życiu nie było husarskich skrzydeł ani pawich piór. Było poczucie obowiązku, skondensowane, stężone, wypowiadające się nie słowami, bo to był człowiek w słowach oszczędny, ale postawą. Postawą, która w najtrudniejszych okresach jego życia sprowadzała się do trwania i wytrwania do końca. Jeśli bowiem wolność w ostatecznej analizie zawsze sprowadza się do możności dokonania wyboru spośród ograniczonych naszych ewentualności, jakie życie przynosi, to są momenty, kiedy możność dokonania wyboru zanika. Pozostaje tylko jedna możliwość, gorzka jak piołun, i trzeba ją przyjąć i wziąć na swoje ramiona bez żadnych dla siebie nadziei, po to tylko, by w bliższej czy dalszej przyszłości otworzyć dla pokoleń następnych na nowo źródło wiary”.
Maciej Krawczyk
fot. IPN
2 komentarzy
Andrzej
9 sierpnia 2020 o 17:52Tarnopol to zabor austriacki
Olo
11 sierpnia 2020 o 09:19Do dnia dzisiejszego domek Pużaka na Grochowie przy ul.Byczyńskiej 1 jest w gestii ZGN-u . Władze państwowe i miasta nawet nie zająkneły się o zwrocie wnukom Pużaka. Taką to mamy wspaniałą demokrację.