Kiedy jego kolega historyk zapytał nad czym pracuje, padła odpowiedź: „Katyń”. „Chatyń?” – zapytał. Rozmowa miała miejsce na wydziale historycznym, mniej więcej 350 metrów od miejsca mordu polskich oficerów…
Na wykładach, gdy wymawiał nazwisko Balcerowicz, studenci nie wiedzieli o kim mowa, podobnie sytuacja przedstawia się z wiedzą o zbrodni katyńskiej – mówił Ołeksandr Zinczenko podczas lipcowej promocji polskiego tłumaczenia jego książki o Katyniu w siedzibie PEN Clubu w Warszawie. Rok wcześniej książka Zinczenki o rozstrzelanych i o ocalałych oficerach ze Starobielska oraz o ich rodzinach ukazała się na Ukrainie pod tytułem „Godzina papugi. Ukraiński ślad Katynia”. Teraz, zatytułowana: „Katyń. Śladami polskich oficerów”, wyszła w Polsce w tłumaczeniu Olgi Hnatiuk (tu zapoznasz się z relacją ze spotkania promującego książkę).
Ołeksandr Zinczenko jest dziennikarzem i historykiem. W maju 2014 r. został powołany na stanowisko wiceprezesa ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej. Książka Zinczenki opowiada o rozstrzelanych i o ocalonych oficerach ze Starobielska oraz o ich rodzinach. Jest, jak powiedział, historią zbrodni katyńskiej w pigułce dla czytelników ukraińskich. Niewiele o niej wiedzą.
Kiedy rok temu w polskim IPN mówił o swojej książce, wyznał, że o zbrodni katyńskiej nie widział do czasu, gdy jako redaktor w ukraińskiej telewizji otrzymał kilka lat temu polecenie przygotowania materiału na ten temat. Nagrał kilkanaście wywiadów z członkami Rodzin Katyńskich oraz z historykami polskimi i ukraińskimi. To był impuls do powstania książki. Jak wyjaśniał, ukraiński tytuł został wzięty ze wspomnień Józefa Czapskiego, więźnia Starobielska. Gdy Czapski wraz z innymi oficerami zastanawiał się nad przypadkowością w zestawianiu list osób wywożonych z obozu, przyszły mu na myśl papugi, które na jarmarkach wyciągały „wróżby” z rąk ich właściciela- kataryniarza: wyczytani szli na śmierć. Z 3895 więźniów Starobielska ocalało 78. Zinczenko zastanawiał się, jaki był klucz ocalenia. Jednym z tych, którzy nie zostali rozstrzelani był mjr Ludwik Domoń. Zinczenko zacytował fragment dokumentu NKWD: „Z powodów operacyjnych Domoń nie może być włączony do śledztwa”. Jak powiedział Zinczenko, Domoń zupełnie nie pasował mu zdrajcę.
„W słynnej tajnej notatce z 5 marca 1940 r. do Stalina (po której zapadła decyzja o mordzie) szef NKWD Ławrientij Beria napisał, że jeńcy nie zaniechali działalności antyradzieckiej, co świadczy, że nie nadają się do resocjalizacji. Słowa te odnoszą się też zapewne do komisji Domonia. On i jego koledzy uniknęli strzału w tył głowy, lecz trafili do więzienia, gdzie byli przesłuchiwani w sprawie komisji.
W sumie rozstrzelania uniknęło 258 oficerów wytypowanych na podstawie różnych kryteriów. Tych o sympatiach komunistycznych jak np. płk ZygmuntBerling NKWD oszczędziło, uznając, że mogą być przydatni. Oszczędzono też niektórych specjalistów, np. prof. Stanisława Swianiewicza z Wilna, eksperta od gospodarki niemieckiej i sowieckiej. Po latach zeznawał przed komisją KongresuUSA w sprawie zbrodni katyńskiej i napisał książkę „W cieniu Katynia”, w której m.in. przedstawił swoje losy w sowieckiej niewoli.
Władysław Anders uniknął Katynia pewnie dlatego, że był znanym generałem i niemal od razu trafił na moskiewską Łubiankę. To tam doczekał porozumienia Sikorski-Majski i został dowódcą armii polskiej w ZSRR.
W książce, która jest reportażem historycznym, Zinczenko opisuje, że enkawudzistów wyczytujących nazwiska oficerów do transportu nazywano papugami – tak jak papugi na wózku kataryniarza wyciągają karteczki z wróżbami. Wszyscy wyczytani poszli na śmierć. Niewyczytani, lecz wysłani do więzień – jak Domoń – uznawani byli za murowanych straceńców. Tymczasem to do nich los się uśmiechnął.
W 1939 r. major Domoń był oficerem łącznikowym Komendy Okręgu Korpusu Lwowskiego ze Sztabem Głównym WP.
W trakcie kampanii wrześniowej dostał się do sowieckiej niewoli i trafił do obozu w Starobielsku. Mimo trudnego charakteru cieszył się mirem wśród kolegów i pewnie dlatego szybko udało mu się doprowadzić do powołania konspiracyjnej komisji mającej podtrzymywać morale i patriotyzm jeńców.
Wśród zasad propagowanych przez komisję był zakaz współpracy z Sowietami, przyjmowania radzieckiego obywatelstwa i zwłaszcza uznawania wyników plebiscytów w sprawie wcielenia województw wschodnich do ZSRR.
Członkowie komisji organizowali odczyty i wykłady, próbowali rozwieszać krzyże w salach obozu mieszczącego się w dawnym klasztorze, 11 listopada 1939 r. doprowadzili do 15-minutowej modlitwy za ojczyznę. NKWD wdrożyła śledztwo i w efekcie niektórzy członkowie komisji trafili do regularnych więzień, inni zostali zesłani do łagrów na Kołymie. To właśnie dzięki temu uniknęli losu tysięcy kolegów.
W archiwum w Charkowie jest gruba teczka z sygnaturą nr 148597 dotycząca sprawy komisji; są w niej nazwiska czterech oficerów, którym udział w niej najprawdopodobniej uratował życie: Domoń, Kwołek, Ewert i Rytel.
373 arkusze pożółkłego papieru zawierają protokoły przesłuchań, postanowienia, życiorysy. Choć w tych papierach Domoń wymieniany jest jako szef komisji, NKWD przez jakiś czas pozwala mu działać dalej. „Ze względów operacyjnych nie może być on częścią śledztwa w sprawie komisji” – napisał enkawudzista. Czy dlatego, by wystawiał kolegów? Komisja była starannie inwigilowana i NKWD miało w niej swoje wtyczki.
Domoń spiskuje nadal, a w czasie masowych wywózek rodzin polskich oficerów na Wschód pod koniec 1939 r. represje omijają jego żonę. NKWD pozwala jej pozostać we Lwowie. W aktach pojawia się adnotacja: mąż jest cenny ze względów kontrwywiadowczych.
Czy Domoń pracował dla NKWD, czy być może miał nieprawdopodobne szczęście, bo enkawudziści mylnie zakwalifikowali go jako ważnego oficera, niegdyś łącznika ze Sztabem Głównym WP, i postanowili pozwolić mu działać, by dalej go obserwować?
– Niektórzy moi koledzy historycy twierdzą, że Domoń mógł pójść na współpracę. Moim zdaniem był nieświadomym narzędziem NKWD. Ale ja nie natrafiłem na twarde dowody jego współpracy z NKWD – mówi Zinczenko.
W słynnej tajnej notatce z 5 marca 1940 r. do Stalina (po której zapadła decyzja o mordzie) szef NKWD Ławrientij Beria napisał, że jeńcy nie zaniechali działalności antyradzieckiej, co świadczy, że nie nadają się do resocjalizacji. Słowa te odnoszą się też zapewne do komisji Domonia. On i jego koledzy uniknęli strzału w tył głowy, lecz trafili do więzienia, gdzie byli przesłuchiwani w sprawie komisji.
W sumie rozstrzelania uniknęło 258 oficerów wytypowanych na podstawie różnych kryteriów. Tych o sympatiach komunistycznych jak np. płk Zygmunt Berling NKWD oszczędziło, uznając, że mogą być przydatni. Oszczędzono też niektórych specjalistów, np. prof. Stanisława Swianiewicza z Wilna, eksperta od gospodarki niemieckiej i sowieckiej. Po latach zeznawał przed komisją Kongresu USA w sprawie zbrodni katyńskiej i napisał książkę „W cieniu Katynia”, w której m.in. przedstawił swoje losy w sowieckiej niewoli.
Władysław Anders uniknął Katynia pewnie dlatego, że był znanym generałem i niemal od razu trafił na moskiewską Łubiankę. To tam doczekał porozumienia Sikorski-Majski i został dowódcą armii polskiej w ZSRR.
W książce, która jest reportażem historycznym, Zinczenko opisuje, że enkawudzistów wyczytujących nazwiska oficerów do transportu nazywano papugami – tak jak papugi na wózku kataryniarza wyciągają karteczki z wróżbami. Wszyscy wyczytani poszli na śmierć. Niewyczytani, lecz wysłani do więzień – jak Domoń – uznawani byli za murowanych straceńców. Tymczasem to do nich los się uśmiechnął.
W armii Andersa Domoń, już pułkownik, został szefem sztabu 6. Lwowskiej Dywizji Piechoty. Pod Monte Cassino zdobył Virtuti Militari. Po wojnie osiadł w Anglii, ale w 1958 r. wrócił do Polski i zobowiązał się, że nie będzie prowadził wrogiej działalności przeciwko PRL.
Zinczenko trafił na ślad Domonia w charkowskim archiwum NKWD i poszedł jego tropem do londyńskiego Instytutu Władysława Sikorskiego. W internecie natrafił na wnuczkę brata Domonia, która opowiedziała mu dalsze losy pułkownika aż do jego śmierci w 1977 r. w Katowicach. Tytuł książki „Godzina papugi” wymyślił Andrzej Wajda, którego ojciec kapitan Jakub Wajda został zamordowany w Charkowie”.
Kresy24.pl/Dzieje.pl (PAP), Kurier Galicyjski, wyborcza.pl
6 komentarzy
ułan kresowy
21 lipca 2015 o 13:55Przydałby się raczej Wołyń 1943.
xmen
21 lipca 2015 o 14:44Spadaj ruski trollu!
cherrish
21 lipca 2015 o 14:55Ma spadać bo prawda boli?
cherrish
21 lipca 2015 o 17:29Spadaj, bo prawda jest niewygodna i najlepiej oskarżyć niż samemu być oskarżanym?
Moccus
21 lipca 2015 o 21:16Nie masz racji, „nie raczej”. Bez względu na ilość i zbrodnie banderowców i sowietów, powinny być przez Polskę i Polaków głośno wykrzyczane na cały świat. Tak jak robią to skutecznie Żydzi. Katyń to tylko czubek góry lodowej. To „tylko” historia kilku tysięcy Polaków ,a Sowieci wymordowali nam przeszło 1,5 miliona !!! O tym powinno się krzyczeć najgłośniej i tak jak Żydzi, żądać od prześladowców, morderców i ich spadkobierców, zadośćuczynienia. Rosja jest powiązana z różnymi organizacjami na świecie tam trzeba głośno mówić o żądaniach Polski w stosunku do spadkobierców stalinizmu, a za taką uważa się oficjalnie obecna Rosja.
Maja kasę na zbrojenia, to niech mają też na zadość uczynienia. To prawda, że banderowcy wymordowali nam przeszło 100 tysięcy obywateli i nie wolno o tym zapominać, a współpracę z obecną Ukrainą (poprawną, bo na takiej powinno nam zależeć) powinniśmy uzależnić od postawy Ukraińców w stosunku do wydarzeń na Wołyniu w 1943r. Nie możemy jednak (w obecnej sytuacji) sprawiać prezentu agresorom, putlerowcom i stawiać sprawy na ostrzu noża, bo nie w naszym ,Polskim jest to interesie, a jeśli już, to robić to dla równowagi na dwóch frontach ,ruskim i ukraińskim jednocześnie.
Pafnucy
4 listopada 2015 o 21:56Zgadzam się w 100%. Tylko zwróc uwagę na dysproporcję w relacjach UPAina – Polska. My nie mówimy o ofiarach Wołynia a na tzw ukrainie powstają pomniki, kapliczki, ulice, place bandytów z OUN – UPA. Historia jest zakłamywana a Polacy oczerniani. Negowane jest LUDOBÓJSTWO na Kresach i niszczone są dokumenty mówiące zbrodniczą prawdę o UPA. Podczas majdanu za darmo hospitalizowani byli ukraińcy ranni na majdanie a w tym samym czasie transporty z pomocą humanitarną dla polskiej mniejszości miały zakaz wjazdu na terytorium ukrainy (te dla UPAińców bez problemów wjeżdzały). Na samy początku walk w Donbasie środowiska neobanderowskie mówiły o pokojowym rozwiązaniu problemu powiatów ukraińskich znajdujących się w granicach Polski. Teraz ci ludzie są w parlamencie UPAińskim. Ukraińscy studenci studiujący za polskie pieniądze na polskich uczelnaich fotografują się z flagami UPA pozdrawiając po hitlerowsku. Jest tego dużo. Wypowiedzi bezczelnych gnoji Tymy, Wiatrowycza i Sycza. Jeszcze nazywa się ich przyjaciółmi Polski. Kpina. Nie ma przyjaźni za wszelką cenę. W interesie Polski jest pełny dystans do konfliktu i budowanie sojuszy z Czchami, Słowakami, Węgrami, Rumunią, Bułgarią a nie banderowską tzw UPAiną. I tak wszystko się rozegra między Rosją a Niemcami.