Pierwsza żoną Piłsudskiego była Maria z Koplewskich Juszkiewiczowa (1865−1921), córka znanego lekarza, również zaangażowana w konspirację.
Była to rozwódka wyznania ewangelicko-reformowanego. Aby wziąć z nią ślub Piłsudski zmienił wyznanie (stało się to w Łomży 24 maja 1899 roku). Młodzi pobrali się 15 lipca 1899 roku w kościele ewangelicko-augsburskim we wsi Paproć Duża w Łomżyńskiem. Do Kościoła protestanckiego Piłsudski należał formalnie przez 17 lat, w lutym1916 roku powrócił do katolicyzmu. Małżeństwo było bezdzietne.
Drugą żoną Piłsudskiego była Aleksandra Szczerbińska (1882−1963), działaczka socjalistyczna i społeczna, córka urzędnika suwalskiego magistratu. Poznali się podczas przygotowań do akcji ekspropriacyjnej w Kijowie w maju 1906 roku, swój związek utrzymywali w tajemnicy przed Marią. W czasie pierwszej wojny światowej Aleksandra pracowała w oddziale wywiadowczo-kurierskim I Brygady Legionów Polskich oraz Polskiej Organizacji Wojskowej. 7 lutego 1918 roku urodziła córkę Wandę, a 28 lutego 1920 Jadwigę. Ponieważ Maria nie godziła się na rozwód, Marszałek oficjalnie poślubił Aleksandrę dopiero po śmierci pierwszej żony. Stało się to 25 października 1921 roku w Belwederze (do tej pory mieszkali oddzielnie). Po przewrocie majowym Aleksandra Piłsudska przewodniczyła lub patronowała różnym organizacjom społecznym, m.in. Lidze Kobiet. We wrześniu 1939 roku wraz z córkami przedostała się do Anglii i zamieszkała w Londynie.
Piłsudski miał dwie córki, Wandę i Jadwigę. Matką obu była Aleksandra Szczerbińska. Obie przyszły na świat w Warszawie: Wanda 7 lutego 1918, a Jadwiga 28 lutego 1920 roku ( jej ojcem chrzestnym był Walery Sławek). Przypomnijmy, że w tamtym czasie Piłsudski był jeszcze oficjalnie żonaty z Marią Juszkiewiczową. Córki Marszałka były najpopularniejszymi dziećmi w Drugiej Rzeczypospolitej, prasa pisała o nich stale. Mieszkając w Belwederze, a następnie w dworku Milusin w Sulejówku, były świadkami nie tylko ważnych wydarzeń politycznych, ale i bacznymi obserwatorkami codziennych zajęć ojca. Jadwiga po latach wspominała, że w Belwederze ojciec zwykle siedział w pokoju narożnym, tam często układał pasjanse. Jak miałam 12 lat albo mniej, zaczęłam je układać razem z nim. Szalenie to lubiłam, siedziałam tam godzinami. Według niej ojciec bardzo lubił kino i szalenie uwielbiał Flipa i Flapa.
Siostry chodziły do przedszkola zorganizowanego w Belwederze dla dzieci wojskowych, obie ukończyły Gimnazjum Żeńskie im. Wandy z Posseltów Szachtmajerowej w Warszawie. W lipcu 1928 roku zostały matkami chrzestnymi dwóch statków, nazwanych ich imionami. Po śmierci Piłsudskiego tzw. rada familijna, mająca sprawować opiekę nad jego nieletnimi córkami, zadysponowała środki finansowe na zakup dla nich folwarku na wschodzie Polski. Wybuch drugiej wojny światowej uniemożliwił im podjęcie studiów akademickich w kraju. We wrześniu 1939 roku zostały wraz z matką ewakuowane drogą lotniczą przez Szwecję do Wielkiej Brytanii. Wanda ukończyła medycynę na Uniwersytecie w Edynburgu i później jako psychiatra pracowała w polskim szpitalu pod Londynem. Jadwigę od młodości pasjonowało lotnictwo: już w drugiej połowie lat trzydziestych, po zdobyciu wszystkich kategorii szybowcowych, zaczęła uprawiać szybownictwo wyczynowe. W czasie wojny w Wielkiej Brytanii została przyjęta do Pomocniczej Lotniczej Służby Kobiet, a następnie – jako trzecia Polka – do Służby Pomocniczej RAF, gdzie w stopniu porucznika pilotowała samoloty transportowe z częściami i wrakami samolotów oraz myśliwce na lotniska i do zakładów remontowych. W czasie wojny wylatała bezawaryjnie 321 godzin za sterami ponad 20 typów samolotów. W 1944 roku poślubiła oficera marynarki wojennej kpt. Andrzeja Jaraczewskiego. Po wojnie ukończyła architekturę na Uniwersytecie Cambridge, studiowała również urbanistykę i psychologię. Wanda i Jadwiga zaangażowały się w stworzenie i działalność Instytutu im. Józefa Piłsudskiego w Londynie. W 1990 roku powróciły na stałe do Polski. Wanda zmarła 16 stycznia 2001 roku w Warszawie, Jadwiga 16 listopada 2014 roku, także w Warszawie.
Związek Piłsudskiego i Eugenii Lewickiej to jedna z większych zagadek życia Marszałka. Poznali się w czerwcu 1924 roku, kiedy Piłsudski z żoną i córkami wypoczywał w Druskiennikach. Mieszkał wtedy w willi Balcewiczowej przy ul. Jasnej 8. Lewicka, absolwentka Żeńskiego Instytutu Medycznego w Kijowie, doktor wszech nauk lekarskich na Wydziale Medycznym Uniwersytetu Warszawskiego i praktykantka na oddziale wewnętrznym Szpitala Żydowskiego u Edwarda Żebrowskiego, a następnie w klinice neurologicznej Kazimierza Orzechowskiego w Warszawie, pracowała jako lekarz zdrojowy w miejscowym Zakładzie Kąpieli Słoneczno-Powietrznych i Kuracji Sportowej. Dbała nie tylko o wdrożenie nowych metod rehabilitacji i wychowania fizycznego (według modelu skandynawskiego) oraz zapewnienie zakładowi środków finansowych. Piłsudski, który z irytacją przyjmował wszelkie zalecenia lekarzy, chętnie poddawał się kuracjom proponowanym przez Lewicką.
Młoda lekarka była – jak wskazują relacje – kobietą urodziwą, miała piękną twarz o delikatnych rysach, jasne włosy i świetną figurę. Inteligentna, wesoła i dobrze zorganizowana, zjednywała ludzi swoim optymizmem i energią. W 1924 roku miała 28 lat. W następnych latach związki Piłsudskiego i Lewickiej – choć ich natury nie można z całą pewnością bliżej określić – zacieśniały się. Piłsudski miał ponoć często odwiedzać Lewicką „na herbacie” w jej mieszkaniu nieopodal Belwederu, przy ul. Belwederskiej 44.
W 1930 roku Piłsudski i Lewicka wyjechali razem na Maderę, gdzie Marszałek odpoczywał w otoczeniu swoich najbliższych współpracowników. Jednak Lewicka opuściła wyspę wcześniej. Plotki o ich – domniemanym czy rzeczywistym – romansie stały się powszechnie znane i wkrótce doszło konfrontacji jej i Aleksandry Piłsudskiej. Nie znamy celu ani przebiegu spotkania. Może doszło do sprzeczki z Aleksandrą, która próbowała dowiedzieć się prawdy i przerwać zdradę męża. Jakkolwiek by było, finał tej historii był tragiczny. 27 czerwca 1931 roku Eugenię Lewicką znaleziono nieprzytomną w Centralnym Instytucie Wychowania Fizycznego na Bielanachw Warszawie, gdzie pracowała. Badania wskazywały na zatrucie środkami chemicznymi. Zmarła dwa dni później. Samobójstwo czy nieszczęśliwy wypadek? Nie wiadomo. Piłsudski uczestniczył w mszy żałobnej, jednak bardzo wzburzony opuścił ją po dziesięciu minutach. Nawet tego mi nie oszczędzono – miał powiedzieć.
Piłsudski nie zaniedbywał żadnej okazji do samokształcenia: „Na stole mnóstwo rozrzuconych map i książek, kawałków zapisanego i czystego papieru – idealny nieporządek, jak u mnie zwykle na stole… Jeżeli co robię, to studiuję sobie różne bitwy pod Mukdenem i przeglądam mapy Królestwa i Litwy, przeprowadzając na nich nowe koleje i szosy na wypadek na wypadek zupełnie nieprawdopodobny, gdyby to było państwem niepodległym, a akurat mnie zaprosili do obrony strategicznej granic tego nieistniejącego państwa. Ładna zabawa, co? Dla tak realnego i poważnego człowieka, za jakiego chce uchodzić Twój Ziuk” – zwierzał się Aleksandrze Szczerbińskiej, z którą był już wtedy w intymnych relacjach.
Osobliwie natomiast wyglądały w Japonii spotkania Piłsudskiego z Dmowskim. W Japonii po raz pierwszy spotkali się na ulicy w Tokio. Dmowski chciał uniknąć spotkania ze swoim przeciwnikiem politycznym, jednak wprawne oko Piłsudskiego z łatwością wyłowiło w tłumie Japończyków ubranego po europejsku rodaka. Później przez kilka godzin rozmawiali w pokoju hotelowym (nie znamy przebiegu rozmowy). Dmowski, który przyjechał do Japonii wcześniej niż Piłsudski, służył mu za przewodnika. Zabawny przebieg miało pożegnalne przyjęcie w jednej z tokijskich restauracji: prócz Piłsudskiego i Filipowicza uczestniczyli w nim Polak szkockiego pochodzenia, dziennikarz endeckiego „Słowa Polskiego” i ukryty socjalista James Douglas oraz ich japońscy „opiekunowie”, dyplomaci Koki Hirota i Kawakami Toshitsune. Piłsudski koniecznie chciał skosztować japońskiego specjału – sushi, czyli surowej ryby. Jakież było zaskoczenie polsko-szkockiej części ucztujących, kiedy w połowie obiadu ryby zaczęły się ruszać (zostały w podane w stanie ogłuszenia). Douglas relacjonował: „Smakołyk stanął mi w przełyku. Spojrzałem w bok na Ziuka – oczy mu wpiły się w ruszający się ogon jego ryby i widzę niesamowity grymas ust. Pierwszy raz widziałem, że Ziuk potrafi wypić duszkiem pół dobrej szklanki koniaku. Napiliśmy się wszyscy trzej i – połknęliśmy rybę”.
Najbliższymi współpracownikami Józefa Piłsudskiego byli jego dawni towarzysze z PPS-Frakcji Rewolucyjnej i Organizacji Bojowej. Początkowo do najbardziej zaufanych należeli urodzony w Wilnie i siedem lat młodszy od Piłsudskiego Aleksander Prystor oraz niewiele młodszy od Prystora Walery Sławek. Mieli prawo uważać się za jego przyjaciół. Piłsudski doceniał ich lojalność i poświęcenie w walce o niepodległość. Prystor był ojcem chrzestnym pierwszej córki Piłsudskiego Wandy, zaś Sławek stał się drugą po Marszałku osobą w państwie. Podczas pierwszej wojny światowej bliskimi współpracownikami Piłsudskiego byli także młodsi działacze, m.in. Józef Beck, który później został szefem polskiej dyplomacji. Wśród ludzi Marszałka szczególną rolę odgrywał Bolesław Wieniawa-Długoszowski, postać barwna i nietuzinkowa. Piłsudski cenił go za to, że sprawnie realizował zadania natury politycznej i dyplomatycznej, z którymi inni sobie nie radzili.
Maria Dąbrowska wspominała pobyt Piłsudskiego i jego legionistów w Lublinie jeszcze w listopadzie 1916 roku: Około siódmej dzwonek, wpada ob. Zygmunt Narski z POW. Wypręża się służbiście przed Komendantem i melduje posłusznie, że organizacje robotnicze idą oddać hołd Brygadierowi i że są już pod oknami domu. Ktoś wołał: Otworzyć okno, a tam już krzyki „Niech żyje Piłsudski” wstrząsnęły ulicą… Ktoś zawołał „Komendant”, a tłumem zebranych wstrząsnął okrzyk, jakiego jeszcze nigdy nie słyszałam. Komendant wychylił się oknem i kłaniał się (mieszkanie na parterze). Powiedział tylko: „Dziękuję, moi państwo, dziękuję. Nie będę mówić”… Wszyscy cisną się do okna i Komendanta. Ktoś narzucił Piłsudskiemu płaszcz na ramiona, ktoś oświetlił go podniesioną lampą…
Z kolei Tadeusz Alf-Tarczyński wspominał: Zobaczyliśmy Komendanta idącego w rozpiętej pod szyję, od gorąca, bluzie – jak zawsze bez pasa, tylko ze szpicrutą w ręku. Towarzyszył mu Wieniawa. […] Komendant zatrzymał się na chwilę. Stałem obok. Twarz miał szarą. Wieniawa, blady jak płótno – prawdopodobnie jak my wszyscy – obchodził go dookoła. Przypominał mi wilczura, który obiega swego pana, pytając wiernymi oczyma o rozkaz. Zrozumiałem wtedy jego przywiązanie do Komendanta. A Komendant stał niemy. Zdjął maciejówkę, otarł czoło i zwrócił się do Olszyny: „Podziękujcie waszym chłopcom, że wytrzymali w tym piekle pierwszy chrzest okopu. Prowadźcie mnie na prawy okop reduty, chcę zobaczyć skutki nawały armatniej i obserwację na flance. Pilnujcie tego kierunku”.
Wincenty Witos wspominał: Naczelny wódz był mocno skupiony i poważny i, jak mi się zdawało, przybity, niepewny, wahający się i mocno zdenerwowany. W rozmowie był niesłychanie ostrożny, a dotykając spraw bieżących, stawiał raczej bardzo smutne horoskopy. Twierdził, że stawia na ostatnią kartę, nie mając żadnej pewności wygranej. W ciągu rozmowy wyjął z kieszeni niezapieczętowany list i odczytał go głosem ogromnie niewyraźnym i zmienionym. Na czterech kartkach małego formatu mieściła się dość obszernie umotywowana jego dymisja ze stanowiska Naczelnika Państwa.
Józef Piłsudski bez wątpienia rozumiał swoją doniosłą rolę historyczną. W rozmowach z zaufanymi (ale nie tylko), podkreślał swoją umiejętność przewidywania i zdecydowanie, które pozwoliły mu wywalczyć i obronić niepodległość Polski. Gdyby nie ja, rzecz wątpliwa, czy powstałaby Polska! – mówił. – A gdyby powstała, czyż utrzymałaby się przy życiu? Ja wiem, com dla Polski uczynił. Wielu obserwatorów podkreślało, że nie był to wyraz jego megalomanii, raczej świadomość, jak ogromną cenę musiał zapłacić na drodze do niepodległości. Jednocześnie była to − w pewnym stopniu – reakcja na bezpardonowe ataki i oszczerstwa jego przeciwników politycznych. „To polskie piekiełko” Marszałek skomentował z przewrotną ironią: Gdy po śmierci stanę przed Bogiem, będę go prosił, by nie przysyłał Polsce wielkich ludzi, ponieważ Polacy ich zadręczą i splugawią.
Opr. TB
fot. Józef Piłsudski w Wilnie w 1919 roku w otoczeniu rodziny i przyjaciół, w tym poźniejszej żony Aleksandry Szczerbińskiej (stoi nad nim, nieco po lewej) oraz siostry Zofii Kadenacowej (siedzi pierwsza z prawej)
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!