Jeśli politycy ukraińscy mówiąc o rzezi na Wołyniu, przestaną używać językowych obejść, takich jak „tragedia”, może to dopomóc w ostudzeniu emocji i zakopaniu wojennego topora po obydwu stronach – pisze amerykański ekspert.
W walce propagandowej między Rosją a Ukrainą Moskwa rozgrywa koneksje nowego rządu w Kijowie z nacjonalistami. Choć Ukraina ma premiera pochodzenia żydowskiego, a tamtejsi wyborcy udzielają minimalnego wsparcia skrajnie prawicowym partiom , to nic nie przeszkadza rosyjskim mediom i „fabrykom trolli” w pompowaniu niekończącego się strumienia treści fałszywie dowodzących, że kraj ten jest opanowany przez faszystów i neonazistów. Niestety, Kijów niedawno dał Kremlowi znakomitą okazję do wspierania tej kłamliwej retoryki.
W przededniu szczytu NATO w Warszawie – szczytu w dużej mierze poświęconego przeciwdziałaniu polityce rosyjskiej – władze miasta w Kijowie oficjalnie zdecydowały, aby nazwać jedną z ulic stolicy Ukrainy imieniem Stepana Bandery. Stanowi to kolejny krok w gloryfikacji kontrowersyjnych formacji, takich jak Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) i Ukraińska Powstańcza Armia (UPA), pomimo ich roli w masowym zabijaniu Polaków i Żydów od roku 1941 do 1945.
Zabezpieczyć się przed Rosją
Polska coraz bardziej nie toleruje tego, co wielu polskich historyków nazywa „ukraińską polityką pamięci”, a polski Sejm w ostatnim czasie podjął uchwałę oficjalnie uznającą czystki etniczne dokonane przez UPA w rejonie Wołynia i Galicji, czyli na obecnej zachodniej Ukrainie, za „ludobójstwo”. Z kolei Rada Najwyższa Ukrainy rozważa obecnie własny projekt uchwały, wedle którego w latach 1919–1951 w podobny sposób Ukraińców traktowali Polacy.
Napięcia między Warszawą a Kijowem na tle sposobu interpretacji wrogich relacji Polaków i Ukraińców w latach 1930–1940 od dawna skrywano pod korcem. Jeffrey Burds z Northeastern University przywołuje słowa polskiego historyka Piotra Wróbla, który użył sformułowania „podwójna pamięć”, aby zdefiniować to, jak te dwa narody spoglądają na wspólną historię z diametralnie różnych perspektyw. Wróbel zadaje ważne pytanie: „czy jesteśmy przeznaczeni do pozostania w zapętleniu tych przeciwstawnych wizji II wojny światowej? Każda [pamięć etniczna] jest tak różna od innych [pamięci], że czasami trudno jest uwierzyć, że przedstawiają one te same wydarzenia”. Ale mimo to wypada, aby zarówno Polska, jak i Ukraina osiągnęły wzajemnie akceptowalną wizję i interpretację ich wspólnej historii, a także skupiły się na ich wspólnym interesie geopolitycznym, czyli – budowaniu więzi gospodarczych, ułatwieniu ewentualnego wejścia Ukrainy do UE oraz zabezpieczeniu przed Rosją.
Na początek Kijów winien uznać pełen zakres zbrodni UPA na Wołyniu. Wielu Ukraińców patrzy na tę organizację przede wszystkim przez pryzmat jej roli w walce o niepodległą Ukrainę, wolną od polskiej czy radzieckiej kontroli. UPA toczyła dzielną, partyzancką wojnę z ZSRR, ponosząc ponadstutysięczne straty, zanim ostatecznie uległa w latach 50. sile Armii Czerwonej. Z tego punktu widzenia jest zrozumiałe, że wielu uważa członków tej organizacji za bohaterów.
Jednak to dziedzictwo UPA nie powinno usprawiedliwiać rzezi i ofiar na Wołyniu. Tacy zachodni historycy jak Timothy Snyder, poddając się skłonności do uniwersalizacji, dość chętnie stwierdzili, że UPA, walcząc o niepodległą Ukrainę, dopuściła się czystek etnicznych na Polakach w rejonie dzisiejszej zachodniej Ukrainy, aby utorować drogę czystemu etnicznie państwu ukraińskiego.
Ponadto szczegółowe badania cenionych polskich historyków, takich jak Grzegorz Motyka, Rafał Wnuk i Władysław Filar, dowiodły, że w rezultacie tych wydarzeń śmierć poniosło od 70 tys. do 100 tys. etnicznych Polaków, podczas gdy inna uznana badaczka zbrodni wołyńskiej – Ewa Siemaszko w 2011 r. przyjęła liczbę blisko 91 tys. ofiar (z czego około 44 tys. znanych z nazwiska). Biorąc pod uwagę te niezbite dowody, po latach nazywania Wołynia tragedią – lub przedstawiania działań UPA jako jednego z fragmentów polsko-ukraińskiej wojny – nadszedł czas, aby Kijów w pełni uznał ciemne strony aktywności tej organizacji. (WIĘCEJ)
Zachęcamy do komentowania materiału na naszym oficjalnym fanpage’u: https://www.facebook.com/semperkresy/
Kresy24.pl/rp.pl
5 komentarzy
observer48.
26 października 2016 o 09:42Jaki jest tytuł angielskiego oryginału? Nazwisko autora to Josh Cohen, nie John, a tłlumacz nie podał tytułu oryginau oraz daty i miejsca jego publikacji.
ciekawski
31 października 2016 o 16:01http://foreignpolicy.com/2016/05/02/the-historian-whitewashing-ukraines-past-volodymyr-viatrovych/
Alex
26 października 2016 o 23:52Skąd takie dane o ilości ofiar? Ja gdzieś czytałem, że 200 tys. to lekką ręką, a trudno wykluczyć nawet 500 tys. wliczając w to także i tych, którzy uciekli spod wideł i siekiery, ale potem umarli z głodu, bo zostawili wszystko.
SyøTroll
27 października 2016 o 10:27Jeżeli od zwycięstwa „rewolucji godności” w Kijowie, wówczas nowe „proeuropejskie” władze zdecydowały się na nacjonalistyczn0-szowinistyczną (zachodnio-ukraińską) retorykę, to raczej nie ma co się dziwić, że rosyjskie media i „fabryki trolli” mówią wciąż o opanowaniu Ukrainy przez faszystów i neonazistów. Swoboda była najgłośniejsza na początku, potem zaczęły jej wtórować również „Cios” i „Ojczyzna”.
Panie obSServer48, to nie moja wina, że „rewolucjoniści godności” w tę retorykę wdepnęli; to ona, oraz pokrywające się z nią działania wzbudziły moją niechęć do tych całych „proeuropejskich”. Z jednej strony chodzi o stosunek do OUN/UPA, z drugiej o chęć zbudowania homogenicznego Narodu „Godnych Ukraińców” przy użyciu totalitarnych metod (zwalczanie „niepoprawnych politycznie” przy użyciu wojska i uzbrojonych Godnych Ukraińców, stosowania czystek (etnicznych, religijnych, politycznych)).
Rozumiem, że może pan nie lubić czerwonego totalitaryzmu, ale czemu wspiera pan ten brunatno-czerwono-czarny jedynie dlatego, że nie jest czerwony ?
Z ATO od początku był jeden problem, żeby wszystko się udało, trzeba było zgrać w czasie działania na wschodzie z działaniami w Kijowie. Nie wyszło, i teraz mamy wojnę domową. Im dłużej ona trwa tym trudniej będzie pojednać walczących.
observer48.
27 października 2016 o 13:45Bzdura! Podejrzewam, że jakiś pachołek Moskwy podpowiedział Juszczence, aby wywindował pospolitego kryminalistę do roli bohatera narodowego Ukrainy. Przecież Ukraina nigdy się nie zjednoczy z Banderą i UPA jako narodowymi ikonami. Podejrzewam, że obecne władze zaczynają delikatnie pedałować do tyłu, bo zdają sobie z tego sprawę, że z takimi bohaterami narodowymi do Unii, czy do NATO nie wejdą.
Bandera był potrzebny do zmobilizowania ochotników w 2013 i 2014 r., bo armię rozłożył i zdemoralizował Janukowycz, ale teraz, gdy Ukraina ma niemal 300-tysięczną zawodową, apolityczną armię i 100 tys. wojsk obrony terytorialnej, czas na stopniową debanderyzację, szczególnie w sytuacji, gdy kolejne bankructwo i rozpad faszystowskiej Federacji RoSSyjskiej są już w polu widzenia.
Gdy kacapia padnie, Europa Zachodnia rzuci Ukrainę psom na pożarcie i jej jedynymi wiarygodnymi zojusznikami pozostaną USA, Wielka Brytania, Skandynawowie i Polska, spośród których tylko USA i Polska oprą się zewnętrznym naciskom i pozostaną antyroSSyjskie tak długo, jak długo RoSSja będziew zgrażać ich interesom. Inteligentni ludzie w rządzie i parlamencie Ukrainy to wiedzą, stąd stonowane reakcje na lipcową uchwałę o ludobójstwie wołyńskim i film 'Wołyń”.
Unia może się rozpaść wcześniej, niz Ukraina będzie gotowa do przyjęcia w poczet jej członków, ale jej wejście do NATO może zablokować Polska, o ile Ukraina nie zmieni kursu. Również RoSSja może nie doczekać w obecnym kształcie do roku 2021. Polecam świetną analizę George’a Friedmana opublikowaną trzy dni temu: https://geopoliticalfutures.com/the-myth-of-putin-3/