Aby uzasadnić swoją agresję na Ukrainę, rosyjscy propagandziści wykorzystują narrację, zgodnie z którą władze ukraińskie rzekomo prowadzą represje wobec języka rosyjskiego. Rosja jest naprawdę sprawna w represjonowaniu języków nierosyjskich. Wystarczy spojrzeć na to, co dzieje się z nauką języków ojczystych w rosyjskich republikach narodowych, aby się o tym przekonać. De facto reżim Putina przymusowo przekształca cały wieloetniczny kraj w przestrzeń jednego języka komunikacji – rosyjskiego.
Oczywiście nie odbywa się to tak brutalnie, jak na okupowanych przez Rosję terytoriach ukraińskich, gdzie palone są książki w języku ukraińskim i następuje rusyfikacja wszystkich dziedzin życia, ale pętla wokół szyi narodów nierosyjskich została dość mocno zaciśnięta. I zrobiono to błyskawicznie – przez mniej niż ostatnią dekadę.
Najlepszym przykładem struktura terytorialna współczesnej Rosji. Kraj jest podzielony na 89 terytoriów, z których 24 to de iure – w rozumieniu rosyjskiego prawa – republiki. Lista ta obejmuje jednak trzy quasi republiki – okupowane przez Rosję terytoria Ukrainy: „Republikę Krymu”, „Doniecką Republikę Ludową” i „Ługańską Republikę Ludową”.
Rusyfikacja tych „republik” przebiega niezwykle szybko i łatwo.
Jak wynika z raportu organizacji Human Rights Watch „Edukacja pod okupacją”, rosyjskie władze narzucają tam kremlowską propagandę, likwidują język ukraiński i prześladują niechętnych do współpracy nauczycieli. Jest to polityka przymusowej rusyfikacji, podczas której władze okupacyjne niszczą ukraińskojęzyczną literaturę i masowo deportują ukraińskie dzieci do Rosji.
Sprawa z klasycznymi republikami narodowymi w Rosji jest bardziej skomplikowana. Bolszewicy zaczęli flirtować z wielonarodową ludnością kraju. W ramach Rosyjskiej Federacyjnej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej pojawiły się republiki autonomiczne, które oczywiście miały niższy status niż republiki związkowe, ale dobrze radziły sobie z zagwarantowaniem wsparcia dla edukacji i kultur narodowych. Niemniej jednak nawet w czasach sowieckich rusyfikacja szła pełną parą, zwłaszcza w dużych miastach. Języki i kultury narodowe były postrzegane jako prowincjonalne, a zatem niewystarczająco wielkie i wysokie, aby być traktowane na równi z ogólnie pojętą rosyjskością.
Sytuacja zmieniła się wraz z upadkiem ZSRR, kiedy parada suwerenności dotknęła również republiki autonomiczne. Przyjęły one własne konstytucje, w których określono równość języka rosyjskiego i języków narodowych. Jednocześnie języki narodowe zostały wprowadzone do obowiązkowego programu szkolnego. Po dojściu i ugruntowaniu się u władzy Władimir Putin rozpoczął konsekwentne dokręcanie śruby. Zarówno uprawnienia, jak i zasoby były stopniowo redystrybuowane na korzyść imperialnego centrum.
Rok 2017 był przełomowym dla narodowego formowania się republik w Rosji.
Wtedy Putin, podczas przemówienia w Radzie ds. Stosunków Międzyetnicznych w Joszkar-Ole, stolicy Republiki Mari El, powiedział:
„Zmuszanie ludzi do nauki języka, który nie jest ich językiem ojczystym, jest tak samo niedopuszczalne, jak zmniejszanie poziomu i czasu nauczania języka rosyjskiego. Zwracam na to szczególną uwagę szefom regionów Federacji Rosyjskiej”.
To była linia, która wyraźnie oddzieliła język rosyjski od innych języków w Rosji. Okazało się bowiem, że nadal możliwe jest przymysowe nauczanie języka rosyjskiego obywateli Federacji Rosyjskiej nierosyjskiego pochodzenia.
A jeśli spojrzeć na to szerzej, to oświadczenie Putina stworzyło grunt pod formowanie jednego narodu rosyjskiego ze wszystkich narodów zamieszkujących Rosję. Dowodem, wydarzenia po inwazji na Ukrainę na pełną skalę w samozwańczych republikach donieckich i na Krymie.
Spójrzmy jeszcze, jak rozwinęły się wydarzenia w odległym już 2017 roku.
De iure słowa Putina nie miały jeszcze mocy prawnej, a sprawczą, bo – według rozwiniętej w epoce radzieckiej procedury, że słowa przywódcy należy traktować jak rozkaz – odnośne poprawki do rosyjskiej ustawy „O edukacji” zostały wprowadzone już rok później.
Na pierwszej linii frontu w krucjacie przeciwko językom w republikach narodowych stanęli prokuratorzy.
Dyrektor jednej z kazańskich szkół, Pawieł Szmakow, wspominał, jak on i jego koledzy ze szkół w centrum Kazania zostali w tym celu poinstruowani podczas spotkania z prokuratorami:
„[Przedstawiono nam] mapę drogową tego, jak jesteśmy zobowiązani – powtarzam słowo: zobowiązani – do zwolnienia trzech czwartych tatarskich nauczycieli w ciągu dwóch miesięcy”.
Działania te mieli wykonywać nie tylko dyrektorzy szkół.
29 listopada 2017 r. ówczesny prokurator Tatarstanu Ildus Nafikow groził deputowanym republikańskiego parlamentu:
„Muszę ostrzec gorliwców przed nielegalnymi działaniami i wypowiedziami o charakterze ekstremistycznym. Będą one stanowczo i surowo tłumione, niezależnie od tego, z czyjej strony pochodzą”.
Tuż przed tym poinformował o masowych naruszeniach w nauczaniu języków obcych, które zostały wykryte w szkołach przez prokuratorów. Jedno z naruszeń polegało rzekomo na „zmniejszeniu liczby godzin nauczania języka rosyjskiego”.
„Od końca 2017 r. język szkolnej polityki narodowej stał się językiem prokuratury” – stwierdził, oceniając to wystąpienie, Fandas Safiullin, działacz publiczny, publicysta i były deputowany do Dumy Państwowej (1999-2003).
Tej polityce edukacyjnej sprzeciwił się ówczesny minister edukacji Tatarstanu, Engel Fattachow, optując, aby oba języki państwowe były w jego republice nauczane na równi. Przegrał jednak walkę z Putinem, podając się w grudniu 2017 roku do dymisji. Właściwie jego kariera uległa załamaniu.
Mianowano go przewodniczącym wiejskiego okręgu aktanyskiego, ale w 2022 r. i tam musiał podać się dymisji po skandalu, który miał wszelkie znamiona prowokacji. Później został oskarżony o przestępstwa korupcyjne i aresztowany.
Nowy cios w programy edukacyjne w republikach narodowych padł w drugiej połowie 2024 roku.
Podczas przemówienia do uczniów w Tywie, republice, w której absolutną większość stanowią Tuwińcy, Putin stwierdził, że niemożliwe jest życie w Rosji „bez znajomości języka ojczystego – i jest to również język komunikacji międzyetnicznej dla naszego wielonarodowego kraju”. Język rosyjski, powiedział, „łączy wszystkie narody Rosji w jeden, wspólny organizm, we wspólny, zjednoczony naród”.
Jelena Jampolskaja, przewodnicząca prezydenckiej rady ds. realizacji polityki państwa w zakresie wspierania języka rosyjskiego i języków narodów Federacji Rosyjskiej, zareagowała na te słowa w następujący sposób: „Rosyjski równa się rodzimy. Moim zdaniem opozycja między rosyjskim a rodzimym jest niedopuszczalna. Jeśli rosyjski nie jest ojczysty, to Rosja nie jest Ojczyzną”.
Te stwierdzenia oczywiście nie były przypadkowe.
Już w listopadzie 2024 r. Jampolskaja zorganizowała spotkanie swojej rady z Putinem. Wtedy dyktator określił rosyjski „językiem ojczystym dla każdego obywatela Rosji”.
Jampolskaja odpowiedziała na lizusowską pochwałą:
„Gorąco witamy, Władimirze Władimirowiczu, pańską propozycję, by nie sprzeciwiać się, nawet formalnie, w programie szkolnym pojęciom „rosyjski” i „ojczysty”. Rosja równa się Ojczyzna, Rosjanin równa się tubylec”.
Narracji Putina próbowała sprzeciwić się jedynie Iskra Kosmarskaja, szefowa wydziału Moskiewskiego Państwowego Uniwersytetu Lingwistycznego, która nieśmiało przypomniała, że rosyjski może nie być językiem ojczystym dla dzieci w republikach narodowych. Jednak dyktator nie ustępował:
„Na samym początku [spotkania] przecież powiedziano, że rosyjski powinien być językiem ojczystym dla wszystkich osób mieszkających w Federacji Rosyjskiej”.
Już pod koniec 2024 r. Kreml opublikował listę instrukcji opartych na wynikach tego spotkania.
Wśród nich jest opracowanie projektu ram polityki językowej państwa rosyjskiego, zmiany w ustawie „O językach narodów Federacji Rosyjskiej”, w tym utworzenie rejestru takich języków i określenie ich statusu, środki mające na celu ujednolicenie nauczania języka i literatury rosyjskiej, a także opracowanie zestawu środków promujących język rosyjski na okupowanych terytoriach Ukrainy.
Eksperci i działacze z republik narodowych w rozmowach oceniają wszystkie te kroki jednoznacznie, mówiąc o „czystej polityce rusyfikacji”.
Artjom Miedwiediew, działacz ruchu „Wolna Udmurtia”, uważa, że trend państwowy wyznaczony w 2017 roku w celu stworzenia „zjednoczonego narodu rosyjskiego” jest kontynuowany.
„W związku z tym język powinien być jednolity – rosyjski. Wszystkie inne języki są jak lampki na choince: coś się świeci, ale ile i co, to nie ma znaczenia” – wyjaśnił Miedwiediew istotę polityki Kremla.
Z kolei Rusłan Gabbasow, emigrant polityczny i przewodniczący „Komitetu Baszkirskiego Ruchu Narodowego Za Granicą”, uważa, że nowe instrukcje Kremla są tylko „kontynuacją polityki lingwocydu, która trwa od wielu lat pod rządami Putina”.
„Teraz, praktycznie zabiwszy języki narodowe, próbuje się indoktrynować wszystkich rosyjską tożsamością i wprowadzić rosyjski jako język ojczysty, zmieniając w ten sposób świadomość narodową na rosyjską. Wszystkie te kroki doprowadzą do likwidacji republik narodowych” – przekonuje.
Takie obawy były wyrażane na długo przed rozpoczęciem tzw. specjalnej operacji wojskowej przeciwko Ukrainie. Przy czym wielu polityków i działaczy okołopolitycznych uważało taką politykę za cel pożądany. Przykładem, nieżyjący już Władimir Żyrinowski.
Istnieją wszelkie powody, by sądzić, że najbardziej marginalne wypowiedzi tych polityków ostatecznie przekształciły się w mapę drogową dla Rosji późnej ery putinowskiej. I, oczywiście, ani język rosyjski, ani rosyjska kultura na tym nie skorzystają. Już dziś można z dużym prawdopodobieństwem przewidzieć, że każde osłabienie Moskwy doprowadzi do nowej parady suwerenności. A biorąc pod uwagę ich świeżo nabyte doświadczenie w relacjach z imperialną Moskwą, nowi przywódcy republik z pewnością będą chcieli prowadzić bardziej radykalną politykę narodową niż w latach dziewięćdziesiątych.
Andrei Grigorev, współpracownik Radia „Swoboda”
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!