Prezydent Polski Andrzej Duda wręczył dziś medale Virtus et Fraternitas. To cylicznie przyznawana nagroda dla osób zasłużonych w niesieniu pomocy lub pielęgnowaniu pamięci o osobach narodowości polskiej lub obywatelach polskich innych narodowości będących ofiarami zbrodni sowieckich, nazistowskich zbrodni niemieckich, zbrodni z pobudek nacjonalistycznych lub innych przestępstw stanowiących zbrodnie przeciwko pokojowi, ludzkości lub zbrodnie wojenne, w latach 1917-1990. Jednym z tegorocznych odznaczonych, pośmiertnie, jest czeski ksiądz ewangelicki Jan Jelinek z Kupiczowa na Wołyniu, oraz jego żona, Anna Jelinkova. Z tej okazji przypominamy artykuł z „Monitora Wołyńskiego” poświęcony temu bohaterowi. Publikujemy również wideo przygotowane przez Instytut Pileckiego na temat Jana i Anny Jelinków. Instytut Pileckiego przygotowuje wnioski do prezydenta o odznaczenie medalem.
________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________
5 czerwca b.r. w warszawskim Ogrodzie Sprawiedliwych posadzone zostało drzewko upamiętniające Jana Jelinka, czeskiego pastora, który mieszkał na Wołyniu. Ratował ludzi nie zważając na ich narodowość lub wyznanie, przez co jeszcze za życia nazywano go czeskim Schindlerem.
Jan Jelinek urodził się w Zelowie (woj. łódzkie) 19 kwietnia 1912 r. w rodzinie Pavla Jelínka i Karoliny Jersákovej. Przed II wojną światową Zelów był zamieszkany prawie wyłącznie przez Czechów wyznania ewangelickiego, którzy w XVIII–XIX w. musieli emigrować z powodów religijnych do bardziej tolerancyjnej Polski. Ojciec Jana zginął w I wojnie światowej, więc chłopca wychowywała matka. Żyli biednie i w roku 1925, faktycznie jako małe dziecko, Jan wyjechał do Czechosłowacji. Mieszkał tam u swoich dziadków i zarabiał pieniądze, oczywiście nielegalnie, pracując na farmie przez kilka lat. Po powrocie do domu pracował jako księgowy w zakładach włókienniczych – większość Czechów zelowskich zajmowała się produkcją płótna. Niebawem zdolny chłopiec otrzymał ofertę na stanowisko dyrektora fabryki, ale bardziej pociągało go służenie Bogu.
W latach 1931–1935 Jan uczył się w Szkole Misyjnej w Ołomuńcu w Czechosłowacji. Wróciwszy do Zelowa przez pewien czas pracował jako dyrektor fabryki włókienniczej, zaś w 1937 r. przeniósł się na Wołyń do Kupiczowa, gdzie został kaznodzieją lokalnej parafii Kościoła Ewangelicko-Reformowanego. Przed II wojną światową na Wołyniu było ok. 50 kolonii czeskich zamieszkanych przez prawie 30 tys. Czechów. W Kupiczowie było największe ich skupisko. Połowa wsi była czeska, a druga połowa – ukraińska. Mieszkało tam jeszcze kilkadziesiąt rodzin polskich oraz osiemdziesiąt żydowskich.
Spokojne życie i praca trwały jednak niedługo. 1 września 1939 r. wybuchła II wojna światowa i Kupiczów został wkrótce zajęty przez sowietów. Niegdyś zamożna czeska część Kupiczowa (Czesi byli bardzo dobrymi i dość zamożnymi gospodarzami) zubożała, niektórych wysłano na Syberię, ale Jan trudził się nadal służąc parafianom i pomagając każdemu, komu był w stanie pomóc.
W 1942 r. w Kowlu przez Niemców zostało utworzone getto. Jelínek nie tylko dostarczał tam potajemnie żywność, pomagał on także Żydom ukrywającym się u Czechów w Kupiczowie i w okolicach. W swoim domu również ukrywał rodzinę żydowską.
Pewien znajomy niemiecki żołnierz dowiedział się o tym. Wpadł krzycząc: «Pomógł Pan Żydowi!», na co Jelínek odrzekł ze spokojem: «Pomogłem człowiekowi». Niemiec machnął ręką mówiąc: «Jest Pan pastorem i myśli Pan inaczej. Pańskie szczęście, że napotkał Pan wierzącego Niemca. Inny to by Panu głowę urwał». Jelínek przewiózł więc Żydów pewnego dnia na drugi brzeg Stochodu.
Wiosną 1943 r. Wołyń zapłonął. Czesi z Kupiczowa zachowywali neutralność i banderowcy ich nie zaczepiali. Był jednak moment, kiedy w stodołach, stajniach i piwnicach Kupiczowa znalazło schronienie około tysiąca Polaków jednocześnie. Pastor Jelínek również ukrywał Polaków u siebie. Potem po cichu Polacy byli przewożeni do miast, gdzie stacjonowały wojska niemieckie.
Podczas polskich akcji odwetowych pastor Jan uratował przed rozstrzelaniem ojca i żonę banderowca oskarżonych o szpiegostwo. «Jeżeli zabijecie ich, to nie będziecie w niczym lepsi od banderowców» – powiedział wówczas. Oficer polski ustąpił.
Jan Jelínek spieszył z pomocą wszystkim, kto tego potrzebował. Tak wspominał w jednym z wywiadów: «Nie z mojego Kościoła, to był Polak i na dodatek zacięty katolik. Ale zrobiłem to… Uratowałem tego Polaka wraz z jego synem. Przyszli banderowcy na przeszukanie. Ale miałem spokojne serce. Powiedziałem: «Idźcie, rozejrzyjcie się». Weszli do jednej izby, do drugiej, a ranny leżał w trzeciej… Potem zaś, gdy przyszli sowieci, ratowałem już tych banderowców, przetransportowawszy ich potem do Czechosłowacji».
(…)
Cały artykuł tutaj.
„Monitor Wołyński”
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!