Włochy – jako cel pierwszej wizyty dyktatora na Zachodzie (po pięciu latach nieobecności), to majstersztyk białoruskiej dyplomacji. Wprawdzie nikt Łukaszenki do zmiany wyznania namawiać nie zamierzał, ale po wizycie na Półwyspie Apenińskim, sam białoruski dyktator śmiało morze rzec; „tak, Rzym wart jest mszy”…
A wszystko dzięki jednemu zdaniu, które padło z ust jego świątobliwości papieża Franciszka: „Mińsk może być miejscem pokoju”. Słowa o tyle cenne, że wypowiedział je nie jakiś propagandysta z białoruskiej czy kremlowskiej TV, ale autorytet moralny i polityk na skalę globalną.
Wypowiadając te słowa Franciszek wręczył Łukaszence (podczas spotkania 21 maja w Watykanie) przedstawione w artystycznej formie drzewo oliwne.
„W ten sposób papież podkreślił pokojową misję, którą wzięła na siebie Białoruś” – tak przedstawiła to służba prasowa prezydenta.
Sam zaś Łukaszenka, z nieskrywaną radością i wyraźnie podniecony po rozmowie z głową Kościoła katolickiego stwierdził: „Jesteśmy z nim bardzo blisko ideologicznie….”.
Mińsk maskuje geopolityczny manewr
Niezbadane są ścieżki Pana. Konfliktowy, ostry, nie rzadko kąsający zachodnich polityków białoruski lider, w ciągu ostatnich dwóch lat nagle przybrał wizerunek rozjemcy, prawdziwego gołąbka pokoju – przede wszystkim takim widzą go ci, którym dawał dotąd nieźle popalić. To dzięki tej nagłej zmianie, udało się Łukaszence wydostać spod sankcji, odmrozić stosunki z Unią Europejską i Stanami Zjednoczonymi.
Krytycy autorytarnego białoruskiej lidera początkowo sarkali, że podczas mińskich negocjacji w ramach normandzkiej czwórki w lutym 2015 roku, jego rola sprowadzała się jedynie do serwowania kawy. Teraz dziwią się, że mińskie ustalenia nie zadziałały.
Tym nie mniej, cała gama innych czynników zadziałała na tyle, żeby wznowić stosunki białorusko-europejskie i białorusko-amerykańskie. Do pewnego stopnia to Zachód podjął grę, sam zaczął „pompować” pokojowy aspekt białoruskiej polityki zagranicznej – według scenariusza oficjalnego Mińska. Oczywiście wszystko po to, by zachęcać Łukaszenkę do zdystansowania się od Moskwy „po Krymie”, i naiwnie wierząc, że uda się uniknąć rozmieszczenia na Białorusi kolejnych rosyjskich baz lotniczych.
Swoją drogą, białoruski przywódca też zapałał nagłą potrzebą geopolitycznego manewru ( o przejściu do innego obozu, nie ma mowy) gdy Rosja pokazała agresję wobec swojej słowiańskiej siostry Ukrainy, a ponadto radykalnie obcięła dotowanie białoruskiej gospodarki w związku z własnym kryzysem.
Oczywiście, na te przyziemne względy nikt jakoś na Zachodzie nie zwraca uwagi. Podnoszona jest jedynie teza o Białorusi jako dawcy regionalnej stabilności. Teraz, pokojowa rola Mińska została potwierdzona (świadomie czy nie) przez papieża.
Następca św. Piotra kieruje się oczywiście swoimi priorytetami, daleki jest pewnie od robienia PR Łukaszence. Ale de facto, białoruskie władze mają teraz możliwość afiszowania się z faktem, że głowa kościoła katolickiego i największy autorytet moralny na świecie pobłogosławił kontynuowanie tej szlachetnej międzynarodowej misji i pochwalił za mądrą polityką wewnętrzną.
Kresy24.pl/belaruspartisan.org
1 komentarz
Fryzjer
24 maja 2016 o 08:04Cop to znaczy PR ?