We wrześniu 1976 roku, będąc na wycieczce w Mińsku Białoruskim dawniej Litewskim, wpadłem na pomysł aby pojechać do Wołożyna. Mieszkał tam dr Eugeniusz Famiński, wuj mego Taty, który przed II wojną ożenił sie z Joanną Krassowską, rodzoną siostrą matki mego Taty – Leokadii Jadwigi Krassowskiej – Grzybała.
Nie znałem adresu dr Famińskiego, ale pomyślałem, do lekarza zawsze trafię. Pojechałem z żoną taksówką z Mińska – 70 km, droga bardzo marna, czasami wręcz fatalna a koszt wyprawy w tamtym czasie to 80 rubli. Dla nas, w przeliczeniu na polskie pieniądze to dwie parasolki, i za takie pieniądze taksówkarz zgodził się pojechać, chociaż czterech odmówiło, chyba się po prostu bali.
Przy wyjeździe z miasta na rogatkach były budki tzw. GAI (Gosudarstwiennaja Awto Inspekcja – milicja drogowa), sprawdzano wszystkich, kto jedzie, po co jedzie i do kogo. Nam się udało – kierowca zgasił światła samochodu i tak minął budkę bez zatrzymania i sprawdzania dokumentów.
Przejeżdżamy przez miasteczko Raków, mówię do żony: „to już była Polska do 17 września 1939 roku”. Potem nagle droga się urywa, wpadliśmy w jakieś ziemniaki, a objazd nas ratuje i wybawia z opresji. Do Wołożyna 70 km, to 1,5 godziny jazdy, jesteśmy na miejscu, co robić, gdzie pytać. Ponieważ żona jest farmaceutką, mówi: „idziemy do apteki w rynku”, i na pytanie „gdzie żywiot wracz Famiński” (gdzie mieszka lekarz Famiński),usłyszałem odpowiedź piekną polszczyzną: „dr nie żyje, ale rodzina mieszka na ulicy Żdanowa nr 10”, i pokazano nam drogę. O ile dobrze pamiętam było to blisko rynku ,domek mały, drewniany, parterowy, taxi zostaje na podwórku – wchodzimy. Przedstawiamy się, że jesteśmy z Polski z Krakowa i, że mój Tata pomagał swojemu wujowi dr. Famińskiemu sprzedać parcelę w Krakowie w 1960 r., którą wuj nabył przed II wojną w Krakowie na Osiedlu Oficerskim.Pieniądze potem przekazano przez Bank i kancelarię adwokacką do ZSRR – do Wołożyna.
Wszystko się zgadza, pada odpowiedź, i jeszcze jedno pytanie, które zadałem, czy nasz przyjazd nie będzie przyczyną jakiejś nieprzyjemności, kiedy ktoś doniesie władzom naszą obecność. Padła odpowiedź, że teraz to już nie, ale przedtem, zanim Chruszczow doszedł do władzy to z tego tytułu mielibyśmy wielkie nieprzyjemności. Odetchnąłem z ulgą, rozmowa była krótka, ponieważ po 30 minutach taksówkarz przyszedł do nas i powiedział, że trzeba wracać do Mińska. Przyjęły nas dwie panie, nie pytaliśmy się o stopień pokrewieństwa z dr. Famińskim. Jedna była w wieku ok. 30 lat, a druga ok. 55 lat.
Pokazano nam gabinet wuja, gdzie przyjmował pacjentów, a więc potężne biurko, obok którego stał fotel obity skórą, a po lewej stronie wielka przeszklona biblioteka z książkami. Na biurku stała maskotka wykonana z plastiku, przedstawiająca lekarza ubranego w biały fartuch z założonymi do uszu słuchawkami ze schowaną do kieszeni membraną, wszystko było tak jakby dr Famiński wstał od biurka, poszedł na kolację i zaraz będzie wracał. Rozmowa była krótka, wuj już nie żył kilka dobrych lat. Pokazano nam album ze zdjęciami rodzinnymi, ale zapamiętałem tylko ostatnie zdjęcie, które było zrobione po śmierci, gdy ciało spoczywało w trumnie przed zamknięciem wieka.
Po przyjeździe do domu tata pyta: „jak się wycieczka udała”, ja odpowiadam, że „ bardzo, nawet nie wiesz, gdzie byliśmy, i jeszcze taksówką”. Zapada cisza, „chyba nie w Wołożynie – tak, byliśmy w Wołożynie, w domu wuja Famińskiego, ale on już od kilku lat nie żyje” !
Jacek Grzybała
4 komentarzy
[email protected]
24 maja 2013 o 20:33Panie Stanisławie serdecznie dziękuje za opublikowanie moich wspomnień o dr Famińskim wuju
mego Taty. Dobór zdjęcia ze zbioru DR inż B.Nielubowicza super trafny.Zachęciło to mnie do napisanie jeszcze całego życiorysu Dr Famińskiego
łącznie z metryką jego ślubu , który prawdopodobnie
odbył sie w kościele w Węgleszynie 45 km od Kielc.
jan naruszewicz
5 października 2013 o 14:58A ja w 1976r jechałem też taksówką z Mińska do Wołkowyska. Po przyjeżdzie strachu narobiłem żyjącym tam kuzynom co niemiara ( siostra matki i brat ojca tam mieszkali). Dobrze ,że mieli bimber śmierdzący jak diabli, ale pomagał w pokonaniu strachu jaki przeżywali. Za taksówkę zapłaciłem 120 rb. Płacz i rozpacz dlaczego nie wyjechali razem z nami w 1946 r.Oni zostali tam jak drugorzędna siła robocza, której nie wolno było rozmawiać po polsku. Dramat polaków pozostałych tam trwa do dzisiaj. Łukaszenka niszczy wszystko co polskie, a nasze władze tylko okazują współczucie
[email protected]
14 października 2013 o 00:10Co za zbieg okoliczności z datą wyjazdu w te strony w 1976 roku Pana i moją. Chodzi mi po głowie wyjazd z kuzynem do Wołożyna na wiosnę samochodem, chciałbym wpaść do domu po dr. Famińskim, adres przecież znam, być na Parafi u ks. Proboszcza, odnaleźć grób wuja mego Taty, porobić trochę zdjęć, i jak się da napisać wspomnienie z tej podróży. Ponadto pojedziemy też do Brzeżan, ale to już Ukraina, w 3 osoby, i daleko za Żytomierz, do małej miejscowośći Chodorków, miejsca urodzenia bratowej dziadka Joanny Godlewskiej. Pana proszę o kontakt na mojego maila lub 506091168. Dziękuję, Jacek Grzybała
jacek
6 stycznia 2015 o 20:39Panie Stanisłąwie teraz tytuł artykułu jest super każdy wie o kogo chodzi i odrazu jak go to interesuje będzie czytał dziękuje za zmianę tytułu.