19 sierpnia Bidzina Iwaniszwili wydał pisemne oświadczenie, że po daremnych próbach sprzedaży stacji „Kanał 9-ty”, postanowił ją zamknąć od 1 września.
„Zawsze uważałem, że przywódcy państwa nie powinni posiadać własnych stacji telewizyjnych, mimo że gruzińskie prawo tego nie zabrania” – napisał Iwaniszwili w oświadczeniu, w którym tłumaczy swoją decyzję… troską o obiektywizm październikowych wyborów prezydenckich.
Jednak w „obiektywizm” premiera Gruzji wierzy w tej sprawie mało kto. Przypomnijmy, że utworzony w 1998 roku „Kanał 9-ty”, działał zaledwie kilka lat i zaprzestał emisji w 2004 roku, po Rewolucji Róż. Został reaktywowany dopiero przed ubiegłorocznymi wyborami parlamentarnymi. To właśnie „Kanał 9-ty” na dwa tygodnie przed głosowaniem do sejmu, kiedy wszystkie sondaże wskazywały na zwycięstwo partii Micheila Saakaszwilego, wyemitował nagrania pokazujące więziennych strażników znęcających się nad osadzonymi w więzieniach Gruzinami. Publikacja tych materiałów przyczyniła się do porażki partii prezydenckiej i zwycięstwa „Gruzińskiego Marzenia” Iwaniszwilego.
80% udziałów stacji, którą gruziński premier chce teraz sprzedać za 1/3 ceny, bo – jak oświadczył – nie było chętnych na jej kupno – jest obecnie w posiadaniu jego żony, Jekateriny Chwelidze. Potencjalni nabywcy, i to aż kilku, pojawili się natychmiast po oświadczeniu premiera.
Komentując te medialne przedwyborcze manewry prezydent Micheil Saakaszwili powiedział, że wprawdzie po „Kanale 9-tym” płakać nie będzie, ale zamykanie go nie jest zjawiskiem pozytywnym. Nie omieszkał też przypomnieć roli, jaką „Kanał 9-ty” odegrał w nagłośnieniu tuż przed wyborami „skandalu więziennego”, dodając, że w Gruzji istnieje problem niezależności dziennikarzy, którzy po doświadczeniach kolegów z „Kanału 9-tego” powinni zdawać sobie sprawę do czego i jak mogą być wykorzystani, aby później, kiedy już spełnią wyznaczoną im rolę, znaleźć się na bruku.
Dodaj komentarz