Waszadze jako prezydent mógłby rozpocząć proces przemiany na gruzińskiej scenie politycznej. Zurabiszwili jako prezydent będzie całkowicie zmarginalizowana, wtopiona w rządzący układ.
„W obecnej sytuacji najważniejsze decyzje dotyczące głównych instytucji państwa gruzińskiego są podejmowane poza tymi instytucjami” – stwierdza Kornel Kakaczia, szef Gruzińskiego Instytutu Polityki.
Powrót opozycji
Waga tych wyborów polegała na tym, że dały one szansę przełamać dominujący od lat na gruzińskiej scenie politycznej monopol. Co nie udało się podczas wyborów parlamentarnych, mogło powieść się teraz.
Ten monopol polityczny, polityczno-ekonomiczny układ osadził się na szczytach gruzińskiego państwa i poczyna być dla niego coraz bardziej wyraźnym zagrożeniem. Nie jest już w stanie realizować narodowych ambicji Gruzinów: aby ich państwo stało się pełnoprawnym członkiem zachodnich instytucji politycznych i wojskowych.
Oficjalnie nic się nie zmieniło od czasów Rewolucji Róż, rytualnie na każdym kroku wspomina się o jedności z Zachodem, a podtrzymywanie związków z NATO i UE było podstawową ambicją odchodzącego prezydenta Margwelaszwilego. Oddać trzeba sprawiedliwość, że w zakresie współpracy choćby na niwie wojskowej między USA a Tbilisi od 2014 r. zaszedł znaczny postęp, jednak bardziej za sprawą starań zachodniego mocarstwa.
Nikt oficjalnie nie wspiera kierunku rosyjskiego, ale Kreml ma coraz większe pole do manipulacji wewnętrznymi sprawami Gruzji. Wybrana właśnie na funkcję prezydenta Salome Zurabiszwili woli mówić o równowadze w relacjach tak z Zachodem, jak i z Rosją.
Sama Gruzja rządzona przez „Gruzińskie Marzenia” raczej akceptuje rolę biernego partnera niż wykazuje się znaczną aktywnością w podążaniu na Zachód. Instytucje demokratyczne oceniane są jako stabilniejsze niż przed latami, szczególnie gdy porówna się sytuację z tą jaka panuje u sąsiadów. Lecz trzeba przyznać, że instytucje te zaczynają być już nieco zmurszałe i fikcyjne. Opozycja zmarginalizowana, choć także za sprawą swoich licznych błędów. Organizacje społeczeństwa obywatelskiego traktowane są z podejrzliwością.
Władza oligarchy
Jeszcze kilka lat temu „Gruzińskie Marzenie” znaczyło stabilizację gospodarczą i polityczną, dziś coraz bardziej zastój. Układ rządzący silny jest na tyle by trwać, za słaby jednak by realnie, o ile miałby taką wolę, reformować państwo.
Dwie są oznaki słabości rządzącego dziś Gruzją układu. Pierwsza to fakt, że dominująca partia nie potrafiła wyzwolić się od uroków, i kontroli, swojego fundatora Bidziny Iwaniszwilego (na zdjęciu), który przez lata utrzymuje nieformalne, i niesłabnące, wpływy, z tylnego siedzenia kierując polityką kraju. Od wewnątrz dewastując instytucje państwa, czyniąc jego struktury czysto fasadowymi.
To on faktycznie zdecydował o wyborze trzech ostatnich premierów (oraz prezydenta). I był z nich zadowolony do czasu, gdy nie okazali się być nadto niezależni. Gdy sprzeciwiali się jemu, musieli odejść. Los ten spotkał premierów Garibaszwilego i Kwirikaszkiwego, jak i odchodzącego prezydenta, który nie uzyskał wsparcia własnej partii w ubieganiu się o drugą kadencję. Ostatnie miesiące to okres otwartego powrotu Iwaniszwilego do władzy w roli szefa założonej przez siebie partii.
Drugą oznaką słabości rządzącej ekipy jest to, że nie potrafiła wyłonić ze swego grona własnego kandydata na najwyższy urząd w kraju, choć jeszcze latem krążyły liczne nazwiska. Zadowoliła się takim z odzysku, czyli panią Salome Zurabiszwili, która występowała oficjalnie jako kandydat niezależny. Jednak z błogosławieństwem potężnego oligarchy.
Salome Zurabiszwili – kandydat (nie)zależny
Niegdyś minister spraw zagranicznych Gruzji była jedną z ważnych postaci rewolucji jaka 15 lat temu zmieniła sytuację polityczną Gruzji. Występowała wtedy jako przedstawicielka sił proeuropejskich, związana rodzinnie z Francją, tam wychowana (nie nauczyła się nigdy mówić poprawnie po gruzińsku), sojusznik Saakaszwilego. W czasach swojego urzędowania miała zresztą jedno znaczne osiągnięcie: podpisała porozumienie z Moskwą o likwidacji rosyjskich baz wojskowych w Gruzji. Później było tylko gorzej.
W kolejnych latach stała się zaciekłym krytykiem Saakaszwilego (którego zresztą tak po prawdzie było za co krytykować) oraz szefową małej… prorosyjskiej partyjki. Po 2010 r. zniknęła. Powróciła do polityki dwa lata później wspierając „Gruzińskie Marzenie”. Od dwóch lat jest parlamentarzystką. Nieoczekiwanie wyrosła na jedną z osób, które mogą zostać piątym prezydentem kraju. I jest to największe zaskoczenie, gdyż choć znana i rozpoznawana, jest jednocześnie przez Gruzinów nielubiana: arogancka, agresywna, emocjonalna. Jej kampania tak przed pierwszą jak i drugą turą należała do nieudanych, co podkreślają wszyscy.
To Iwaniszwili miał osobiście zadecydować o wsparciu jej kandydatury, co nie spotkało się z entuzjazmem w szeregach rządzącej partii. Po pierwszej turze, ledwo przez nią wygranej, zdawało się, że jej wsparcie to największa z dotychczasowych porażek „Gruzińskiego Marzenia”. Nie brakowało w obozie rządzącym oznak paniki, co dało się zauważyć coraz bardziej agresywną kampanią, głównie personalnymi atakami na lidera opozycji i kontrkandydata – Grigola Waszadzego,
Jej wynik w drugiej turze dowodzi, że Iwaniszwili, faktyczny autor jej sukcesu, lepiej niż jego przeciwnicy (i przyjaciele) zna gruzińskie społeczeństwo. Wie jak silna jest w Gruzinach potrzeba stabilizacji, ciągłości, ale jak silna jest również niepewność. Po rządzącym układzie nie oczekuje się już dziś nic wielkiego, ale nie dostrzega się realnej alternatywy.
Bez wsparcie państwa się nie da
Choć Zurabiszwili występowała oficjalnie jako kandydatka niezależna, nie mając funduszy i zaplecza, sama nic by nie osiągnęła. Wspierała ją więc, czy raczej prowadziła za nią jej kampanię, rządząca partia, organizowano dla niej koncerty (na których się nie pojawiała), wspierał ja prywatny biznes powiązany z Iwaniszwilim (Bank Cartu w początku października pożyczył jej 400 tys. dolarów). Nieoficjalnie, szczególnie na szczeblu lokalnym, wpierał ją aparat państwa. OBWE w swoim niedawnym raporcie przyznała, że Zurabiszwili była traktowana także przez media łagodniej, niż jej przeciwnik. W listopadzie tuż przed drugą turą pojawiały się doniesienia o nielegalnym finansowaniu, kupowaniu głosów (także w naturze!), produkowaniu fałszywych dowodów osobistych, aby zwiększyć liczbę wyborców oddających na nią głos.
W tle kampanii w październiku wybucha skandal, gdy Zaza Okuaszwili, biznesmen, wyjawił w wywiadzie dla telewizji Rustavi 2 jak na zapleczach państwa realizuje się realne interesy. I jak bardzo obecny obóz rządzący przybiera mafijne kształty.
Okuaszwili, założyciel Grupy Omega, w czasach Saakaszwilego przebywał na emigracji, był (jak sam twierdzi), w czasie jego rządów „prześladowany”, dlatego poparł w 2012 r. nowe władze. Gdy jego projekty finansowe zaczęły mieć poważne problemy, zwrócił się o „pomoc” w 2016 r. do Iwaniszwilego. Ten podczas pierwszego ich spotkania miał wyrazić chęć wsparcia interesów Okuaszwilego. Jednak biznesman dowiedział się jakiś czas później, osobiście, od byłego już prokuratora generalnego, Otara Parcchaladzego, że pomoc kosztuje 4 mln lari.
Biznesman nie chciał płacić, prosił o interwencję premiera Kwirikaszwilego i ówczesnego ministra sportu, Levana Kipiani. Ten poinformował o wszystkim nieświadomego sprawy premiera, czym wywołał wściekłość Iwaniszwilego, który nakazał Parcchaladzemu porwać Kipiani’ego, przetrzymać go w piwnicy i poddać torturom. Przyznanie się Kipani’ego, że tortury miały miejsce, Okuaszwili ma na nagraniu, które ujawnił. Ostatecznie żądaną sumę zapłacił. Co ciekawe o nadużycie władzy, korupcję i tortury oskarżani są politycy z czasów Saakaszwilego, wielu zostało nawet skazanych na wieloletnie lata więzienia.
Choć sprawy te nie dotyczyły kandydatki na urząd prezydenta w sposób bezpośredni, wielu liczyło się z tym, że mogą one uderzyć w nią rykoszetem. I pogrążyć ją, jeśli sprawa zacznie się rozwijać.
Ich prezydent
Związki Zurabiszwili z rządzącym układem są dość schizofreniczne. Z początku występowała jako osoba nie powiązana z żadną partią, lecz po pierwszej turze, gdy Zurabiszwili prawie całkowicie zniknęła i nie pojawiała się publicznie, a głos w jej sprawie zabierali głównie rządzący Gruzją politycy, nie dawało się ukryć, czyim jest ona kandydatem.
Jej (ich) przekaz zaczął głownie składać się z oskarżeń i personalnych ataków mówiących, że Waszadze to figurant, za którym stoi Saakaszwili, jego zwycięstwo z kolei to powrót „zła”, mrocznego reżimu; przemoc i wojna domowa.
Czy przeciętni Gruzini oceniają lata rządów prawicy w równie ciemnych barwach? Waszadze nie był również najlepszym kandydatem opozycji. Człowiek z doświadczeniem dyplomatycznym, silnie powiązany jednak z Saakaszwilim. A personalnie także z Rosją, do 2009 r. był jej obywatelem, co często mu wypominano, oskarżając (bezpodstawnie) o prorosyjskość. Wątpliwe czy ma zadatki na lidera opozycji, dziś rozbitej i skłóconej, którą – jak wielu wierzy, z zagranicy stara się manipulować były prezydent.
Gdyby oceniać kandydatów tylko po ich kampanii, Waszadze wypada bardzo korzystnie. Startował on z ewidentnie słabszej pozycji. Opozycja skupiła się na sprawach ekonomicznych i społecznych, rosnącej biedzie i korupcji uwłaszczającego się układu. Kampania Zurabiszwili była pełna sprzeczności: prorosyjska polityk (na pewno dawniej) atakuje innych za związki z Kremlem, raz pokazuje się jako niezależna, innym razem występuje na plakatach obok Iwaniszwilego. Sama była atakowana głównie w kontekście jej komentarzy odnośnie wojny 2008 r. Kandydatka partii rządzącej, zacietrzewiona w nienawiści do Saakaszwilego, była gotowa przyznać rację w tym konflikcie Moskwie. Tak gruzińscy jak i zagraniczni analitycy określili, że to poważny cios w gruzińską rację stanu. W momencie gdy toczą się jeszcze przed międzynarodowym trybunałem sprawy odpowiedzialności za ten konflikt osoba, która za chwilę będzie prezydentem, swoją wypowiedzią wspiera narrację Kremla.
Waszadze jako prezydent mógłby rozpocząć proces przemiany na gruzińskiej scenie politycznej. Zurabiszwili jako prezydent będzie całkowicie zmarginalizowana, wtopiona w rządzący układ. Nie jest w stanie stać się liderem opozycji, gdyż z tą jest nie mniej skłócona niż członkowie rządu.
Jeśli pamiętać, że rządząca partia w poprzednim roku dokonała istotnych zmian w konstytucji, odbierając obywatelom możliwość bezpośredniego wyboru prezydenta, a temu urzędowi realne znaczenie, to można ocenić rolę Zurabiszwili jako rolę likwidatora, która ma przyzwyczaić Gruzinów do tego, że prezydent to funkcja mało ważna, ceremonialna. Prawdziwie niezależny i charyzmatyczny polityk mógłby łatwo, mimo ograniczonych kompetencji, odgrywać ważną rolę polityczną. Teraz Iwaniszwili może mieć nadzieję, że przez kolejne lata będzie mieć spokój.
Łazarz Grajczyński
fot. Saiema, Creative Commons Attribution-Share Alike 2.0 Generic
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!