Będący rosyjską własnością zamek Seacox Heath, położony na pograniczu hrabstw Kent i Sussex w Wielkiej Brytanii został w tym tygodniu pozbawiony statusu dyplomatycznego. Powodem podejrzenia, że jest wykorzystywany przez rosyjski wywiad wojskowy do werbunku agentów. Poinformował o tym dziennik „The Times”.
Źródła w brytyjskim kontrwywiadzie podają, że XIX-wieczny zamek Seacox Heath to budynek zabytkowy, ale stał się celem ostatniego pakietu sankcji po tym, jak uznano go za główną bazę, z której GRU prowadziło swoje operacje w Wielkiej Brytanii.
„Zrozumiałe, że dom był przez lata monitorowany przez brytyjskie służby kontrwywiadowcze. Zaobserwowano, jak osoby uważane przez GRU za potencjalnych agentów, w tym brytyjscy i inni nierosyjscy członkowie grup przestępczych, wchodzili i wychodzili z domu” – czytamy w gazecie.
Źródła bezpieczeństwa podały, że GRU planuje utworzenie nowoczesnej bazy szpiegowskiej w Seacox Heath. Jednocześnie minister spraw wewnętrznych James Cleverly powiedział, że baza ta jest jednym z kilku rosyjskich obiektów w Wielkiej Brytanii, które stracą status dyplomatyczny. Dane te stały się częścią nowych sankcji wobec Federacji Rosyjskiej, które zostały wprowadzone w odpowiedzi na możliwe podpalenie w marcu powiązanej z Ukrainą firmy we wschodnim Londynie. Lokalne władze twierdzą, że podpalenie zorganizowała Rosja.
Gazeta dodaje, że Seacox Heath nie zostało wykorzystane podczas planowania ataku, ale znajdowało się wśród szeregu miejsc należących do Rosjan i nadal posiadających status dyplomatyczny.
Zamek Seacox Heath powstał w 1871 roku. Wówczas należał do drugiego wicehrabiego Goshena, który podarował go Związkowi Radzieckiemu w 1947 r., rzekomo jako prezent, po tym jak rosyjscy marynarze uratowali jego syna podczas II wojny światowej.
W latach 90. zamek był wiejską rezydencją ambasadora Rosji. W 1999 roku miejscowy hodowca owiec oskarżył ambasadę rosyjską o wypuszczenie na posesję stada psów, w wyniku którego zginęło 50 owiec.
Wtedy sekretarz prasowy ambasady oświadczył, że „posesja jest naszą własnością i wszystko, co się na niej znajduje, podlega immunitetowi dyplomatycznemu na mocy konwencji międzynarodowej, więc tak, psy mają immunitet, ale psy nie są dyplomatami”.
Jednocześnie nieżyjący już brytyjski korespondent zagraniczny John Miller w swoich wspomnieniach napisał, że jemu i jego współpracownikom udało się kiedyś dostać do posiadłości.
„Pewnego dnia zakradliśmy się na podwórko i rozsypaliśmy popiół, za co otrzymaliśmy rozczarowującą nagrodę: jedyne, co mogliśmy przeczytać, to lista wiadomości BBC” – napisał.
Opr. TB, thetimes.co.uk
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!