Gdy ośmielili się upomnieć się o obiecaną pomoc, kazano im się… wynosić! Tradycyjna rosyjska gościnność okazała się mitem. Przynajmniej w stosunku do uchodźców z Donbasu.
Uwierzyli, że Rosja uchyli nieba „ofiarom kijowskiej junty”. Najpierw zamieszkali w obozie dla uchodźców. Potem obiecano im pracę. Do tego, każdemu zagwarantowano na początek bezzwrotną zapomogę – 100 tys. rubli. Warunkiem był wyjazd do wsi At’ma w rejonie romodanowskim Udmurtii. 23 osoby spakowały się więc po raz kolejny i pojechały w nieznane.
Na nowym miejscu w ciągu czterech miesięcy nie zobaczyli ani kopiejki. Tymczasowe lokale otrzymały tylko dwie osoby, pozostali mieszkają kątem u miejscowych. Aby przetrwać, zatrudnili się u lokalnego przedsiębiorcy i wkrótce wszyscy zostali jego… dłużnikami. Władze czy nie chcą, czy nie potrafią im pomóc.
Zdesperowani uchodźcy poprosili o pomoc polityków. Tylko, że nieopatrznie zwrócili się do opozycji – napisali napisali dramatyczny apel do regionalnego oddziału partii „Jabłoko”. Kiedy jej przewodniczący Siergiej Mitrochin nagłośnił sprawę w telewizyjnym talk-show, obecny w studiu deputowany do Dumy Państwowej Aleksander Sidiakin nie miał wyjścia – obiecał interwencję.
I nastąpiła ona bardzo szybko. Już następnego dnia wioskę odwiedził rejonowy prokurator. Siergiej Iljin złożył uchodźcom propozycję nie do odrzucenia. Kazał im w ciągu dwóch godzin spakować rzeczy i „zmiatać na wszystkie cztery strony świata”. – Wynoście się dokąd chcecie, choćby z powrotem do siebie do Donbasu!” – cytuje urzędnika TV Dożd’.
Kresy24.pl
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!