Dylemat gdzie kończy się Zachód próbowali rozstrzygnąć naukowcy z Polski, Ukrainy, USA, Kanady, Węgier, Finlandii, Niemiec i Bułgarii w lwowskim Centrum Historii Miejskiej Europy Środkowo-Wschodniej.
Dyskusja odbywała się w ramach II Festiwalu Kultury Rzeczypospolitej, który honorowym patronatem objął prezydent Andrzej Duda. Promotorami Festiwalu byli wicemarszałek Sejmu RP Marek Kuchciński i poseł do Parlamentu Europejskiego prof. Zdzisław Krasnodębski.
Dla nas ważniejsze byłoby pytanie: gdzie się Zachód zaczyna? W obecnej sytuacji to właśnie granica polsko-ukraińska jest tą granicą z UE i tym symbolicznym początkiem Zachodu. Niestety układ granic po II wojnie światowej wyrył ten podział w świadomości pokoleń – pisze Krzysztof Szymański w październikowym „Kurierze Galicyjckim”.
Potwierdzeniem tych słów mógł być wykład prof. Larry’ego Wolffa z Uniwersytetu Nowego Jorku. Zilustrował on pogląd państw zachodnich – w tym i USA – na Europę Wschodnią. Z przykrością muszę stwierdzić, że od czasów ukazania się Carte Generale w 1761 roku – mapy ilustrującej drogę z Paryża na Syberię, gdzie Francja i Niemcy są przedstawione jako wytworne damy, a Polska i Rosja, jako prymitywne dzikusy – nic się do dziś nie zmieniło.
Prof. Wolff zilustrował swój wykład przeźroczami z popularnych książek, dzienników, tygodników, filmów, a nawet komiksów i reklamy od roku 1966 po rok 2004 – rok rozszerzenia UE. Na tych wszystkich ilustracjach Zachód postrzega Wschód jako coś barbarzyńskiego, śmiesznego, stojącego niżej w hierarchii społecznej. Ludzie Wschodu postrzegani są jako nieuczesani, w pomiętych ubraniach lub w strojach ludowych, nadużywający alkoholu, prymitywni. Nazwy ich państw są przekręcane i wyśmiewane, a wskazywane położenie geograficzne nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.
Jedynym „pozytywnym” akcentem w tej przykrej wyliczance był artykuł o pierwszej wizycie prezydenta Putina do USA w 2001 roku. Jego autorka zachwyca się młodym, światowo elegancko ubranym, wysportowanym, przystojnym, a co najważniejsze – niepijącym, prezydentem Rosji. Jednak ilustracja do tego artykułu jest bardziej niż wymowna: przedstawione jest zdjęcie Putina na trybunie z dzikim wyrazem w oczach i rękoma jak szpony rozpostartymi na boki. Obok stoi „grzeczniutki” Bush w schludnym i wyprasowanym ubraniu – jak z dawnych ilustracji polityków zachodnich. Prof. Wolff podkreślił, że obecnie autorka artykułu chyba się wstydzi tego co napisała. Ale tak odbierał Zachód zmianę władzy w Rosji i dziś nie wie jak sobie z nią poradzić. Nie wie, czy nie chce? – oto jest pytanie. Po wysłuchaniu tej prelekcji zastanowiła mnie jedna niewesoła myśl: jeżeli Zachód wychowany jest mentalnie na takim wizerunku Wschodu, to Ukraina stoi na pozycjach z góry przegranych.
Z tym pytaniem zwróciłem się do organizatora konferencji prof. Zdzisława Krasnodębskiego.
– Niekoniecznie. Jest jedna ważna rzecz w UE: nie można zlekceważyć opinii wolnych ludzi. W tym momencie, kiedy Ukraińcy na Majdanie pokazali całą swoją dzielność i determinację, nikt tego nie mógł zlekceważyć. To jest ta podstawa. Myślę, że dla Ukrainy jest to ogromna szansa, tylko Ukraińcy muszą rozwiązać swoje problemy sami, jest to dla nich ogromne zadanie, żeby te rzeczy negatywne pokonać, a wówczas to sama UE będzie prosić Ukrainę, żeby zechciała stać się jej częścią, lub bardzo ważnym partnerem. My, Polacy, też kiedyś tak myśleliśmy, że ktoś przyjdzie, wybuduje nam autostrady, usprawni administrację, ale było to przede wszystkim zadanie dla Polaków – stworzyć taki kraj, w którym chcemy żyć, z którego jesteśmy dumni i zadowoleni. To samo dotyczy Ukraińców.
Gdzie Pana zdaniem przebiega ta granica Zachodu: na Odrze, Wiśle, Dnieprze?
W tej konferencji chcemy pokazać, że tak naprawdę czegoś takiego jak Zachód nie ma. Wiemy, gdzie się teraz kończy UE. Zachód jest bardziej w naszej wyobraźni. Najważniejsze jest to, żeby nasze kraje były dobrze i sprawiedliwie urządzone, żeby się rozwijały pomyślnie. Celem tej konferencji jest powiedzenie, że nie powinniśmy szukać jakiejś miary na zewnątrz – szukajmy jej w nas. Istnieje pewna realność gospodarcza, polityczna. Na dziś czymś takim jest UE, która też się zmienia. Nie wiemy jak będzie to wyglądało za parę lat. Zawsze byłem przeciwnikiem czegoś takiego jak modernizacja imitacyjna, tzn. że istnieje gdzieś nierealna miara, do której powinniśmy dążyć. Oczywiście są pewne wskaźniki ekonomiczne czy socjalne, których musimy się trzymać, ale uniwersalnej miary tak naprawdę nie ma. I o tym chcieliśmy naszym partnerom ukraińskim powiedzieć. Uważam, że taki podział, jaki przedstawił nam prof. Wolff z Nowego Jorku, na Europejczyków dobrych i złych, nowoczesnych i nienowoczesnych – to jest bardzo szkodliwy podział. Jest to w dużym stopniu uproszczenie. My, Polska czy Ukraina, powinniśmy szukać własnej drogi, budując to, co jest obowiązkiem każdego państwa: sprawiedliwe rządy prawa, dobrobyt obywateli, demokrację, przejrzystość. Powinniśmy zwalczać złe przejawy w naszym życiu publicznym. (WIĘCEJ)
Krzysztof Szymański, Kurier Galicyjski
3 komentarzy
SyøTroll
20 października 2015 o 14:57W obecnej sytuacji, FR to prawdopodobnie Azja, ale Ukraina także Wschód (tyle że Bliski), ni żaden Zachód. Co oczywiście nie znaczy że w przyszłości nie dołączy do Zachodu, ale to potrwa.
Vandal
20 października 2015 o 16:32Ja mysle, ze dopoki ruskie maja sile to nie odpuszcza ukrainy, dlatego jej pozycja jest z gory wiadoma……….., a im bardziej ruskie zaczynaja odzyskiwac pozycje globalna, tym ukrainska sytuacja staje sie gorsza.
Syltom
21 października 2015 o 23:36Tam się kończy Zachód gdzie się zaczyna wpływ Moskwy. Ukraińcy sami poddali się temu wpływowi (Chmielnicki, umowa z caratem 1657). Polacy nie chcą się tam angażować. Pamięć o rzeziach i budowanie przez Ukraińców etosu narodowego opartego o Banderę i UPA odstraszają nawet pomimo tego, że wielu ma tam swoje korzenie i z sentymentem o tym wspomina.