Plan pomocowy dla dyktatora, zatwierdzony przez europosłów w ubiegłym tygodniu, przewiduje zawieszenie sankcji wizowych wobec 171 ze 175 osób figurujących na „czarnej liście” UE, włącznie z Łukaszenką i odmrożenie ich aktywów na Zachodzie, ale nie tylko – pisze brukselskie wydanie EUobserver.
Jak zapowiedzieli europejscy dyplomaci, sankcje zostaną zawieszone na okres od 31 października 2015 do 28 lutego 2016 roku, ale mogą zostać przywrócone w każdej chwili. Decyzja powinna zostać ogłoszona pod koniec miesiąca, o ile „wybory prezydenckie” zaplanowane na niedzielę 11 października, nie zakończą się aresztami oponentów dyktatora.
Cztery nazwiska, które pozostają nadal na „czarnej liście”, związane są z zabójstwami politycznymi. UE utrzyma też zakaz dostaw broni na Białoruś.
Zawieszenie sankcji pozwoli łukaszenkowskiej nomenklaturze przywrócić aktywa zamrożone wcześniej przez UE. Daje również możliwość prowadzenia działalności gospodarczej w krajach wspólnoty, 14 firmom białoruskim z „czarnej listy”, a przypomnijmy, znalazły się na niej firmy sponsorujące reżim Łukaszenki, choć nie te największe. Eksporterzy produktów naftowych i potasu nie zostali ukarani sankcjami.
Zawieszeniu „środków ograniczających”, towarzyszyć będzie także pomoc finansowa. Bruksela przygotowała 29 ekonomicznych rozwiązań, które przewidują łatwiejszy dostęp do kapitału na rynkach unijnych i uzyskanie kredytu z Europejskiego Banku Inwestycyjnego i Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju, poinformował gazetę dyplomata UE.
„Chodzi o to, aby stworzyć alternatywę dla Białorusi w sferze gospodarczej … Nie mówimy, że powinna zaprzestać współpracy z Rosją, ale chcemy dać jej nowe możliwości na froncie gospodarczym” – powiedział.
Zły pomysł?
Plan UE został zaproponowany przez wspólnotę europejską jako nagroda dla dyktatora za uwolnienie sześciu więźniów politycznych w sierpniu tego roku. Został podjęty na tle „kryzysu” w stosunkach rosyjsko-białoruskich i geopolitycznej konfrontacji o przyszłość byłych republik radzieckich– pisze EUobserver. – Łukaszenka powiedział w zeszłym tygodniu, że „nie potrzebuje” proponowanej przez Rosję nowej bazy lotniczej, która ograniczyłaby jego kontrolę nad polityką obronną kraju. Poddał też krytyce aneksję Krymu przez Rosję i jej inwazję na Donbas, no i przymyka oczy na działalność białoruskich nacjonalistów, np. członków ochotniczego oddziału „Pogoń”, który walczy po stronie Ukrainy z Rosją – pisze gazeta podkreślając, że zawieszeniu sankcji towarzyszy zaniepokojenie, iż Białoruś może stać się celem odwetowej polityki Kremla.
Jednak europejscy dyplomaci są ciągle niewolnikami złudzeń, że Łukaszenka przestanie być sojusznikiem Rosji i zakończy represje..
„Trudno powiedzieć, co on ma w głowie, zrozumieć, o czym on myśli. Ale on wydaje się, jest gdzieś pomiędzy i chce pracować z obydwu stronami (z Rosją i Zachodem), w zależności od tego, z której będzie mógł czerpać większe korzyści, – powiedział informator gazety z kręgów PE. – Nikt nie oczekuje, że Białoruś stanie się demokratyczna z dnia na dzień” – dodał.
Działacze białoruscy są bardziej sceptyczni
Natalia Radina, redaktor naczelna charter97.org, portalu, która działa na emigracji w Polsce, uważa, że plany UE to „zły pomysł”.
„Łukaszenka nie może zwrócić się w stronę Zachodu, ponieważ jest zbyt uzależniony od rosyjskich subsydiów, ropy i gazu. On zbuduje tę rosyjską bazę lotniczą, nieważne co mówi. Bo jeśli powie „nie”, to by oznaczało koniec jego reżimu”- powiedziała dziennikarka.
„Nie mógłby też tego zrobić, (zwrócić się w stronę Zachodu) ponieważ reformy demokratyczne oznaczałyby koniec jego rządów, – dodała. – Zawieszenie sankcji po prostu doprowadzi do dalszych represji. Łukaszenka potraktuje to jak carte blanche od UE” – przestrzega Radina.
Strach
Były więzień polityczny i kandydat na prezydenta w wyborach z 2010 roku Mykoła Statkiewicz wezwał ludzi do protestu. Oczekuje, że na sobotnią akcję (10 października) przyjdzie około pięć tysięcy ludzi.
Liderzy opozycji zbojkotowali głosowanie, które, według nich, zostało sfalsyfikowane – w „wyborach” biorą udział jedynie kandydaci wskazani przez władze.
Opozycja również pozostaje słaba, ponieważ – jak powiedziała Radina, ludzie naprawdę się boją.
„Jeśli rzucasz wyzwanie włądzy, możesz zostać skazany na pięć lub sześć lat. Możesz zostać pobity na ulicy, mogą cię nawet zabić” – mówi kobieta, która w 2010 roku odsiadywała wyrok polityczny.
Dziennikarka uważa, że poglądy pro-zachodnie są ograniczane przez białoruską i rosyjską propagandę, która zmonopolizowała media.
Zwróciła uwagę chociażby na ostatnie ważne dla Białorusinów wydarzenie, jakim było przyznanie Nagrody Nobla w dziedzinie literatury białoruskiej pisarce Swietłanie Aleksijewicz. Wzmianka w głównym wydaniu wiadomość o noblistce zajęła 23 sekundy, a następny, trzy i pół minutowy materiał poświecono rządowym projektom kulturalnym.
Promień światła
Natalia Radina wiąże duże nadzieje z laureatką Nobla. Mówi, że jest ona jak „promyk światła po 20 latach ciemności” dla społeczeństwa białoruskiego.
„Przypomina mi się, jak Czesław Miłosz otrzymał Nagrodę Nobla – powiedziała. – To dało ludziom trochę dumy w czasie, gdy zmagali się z bardzo trudną sytuacją polityczną. Sytuacja na Białorusi jest taka sama, w jakiej była Polska w 1980 roku”.
Kresy24.pl za euobserver.com
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!