Urzędnicy białoruskiego Ministerstwa Gospodarki wspólnie z ekspertami Zakładów Drobiarskich Nr 1 w Mińsku przeanalizowali ile „białoruskiego” jest w białoruskim jajku. I doszli do wniosków mało budujących.
„Żartobliwie można podsumować, że jedynym elementem rodzimej produkcji w białoruskim jajku są resztki kurzych odchodów. Cała reszta – to import” – cytuje Euroradio urzędnika białoruskiego resortu gospodarki.
Inkubator z importu, energia z importu, karma z importu, a i same kury przywiezione jak nie z Polski, to z Francji, Rosji, czy Holandii – wyliczają białoruscy eksperci. Największy koszt w produkcji jajka stanowi zresztą karma – 65%. Co ciekawe, płace pracowników to tylko 2,7% kosztów.
Zresztą – jak wyliczają drobiarze z Zakładów Nr 1 – obecnie produkcja jaj jest na Białorusi całkowicie nierentowna z powodu wzrostu cen energii i paliwa. Ich zdaniem, 10 jaj w hurcie powinno kosztować przynajmniej dolara, żeby zakłady osiągnęły 20% rentowności. Ale ceny podwyższać nie wolno. Brakuje też samych kur i pieniędzy za zakup kolejnych.
Wyliczono też, że statystyczna białoruska kura (po zmianie barw z importowych na narodowe), jeśli dostaje karmę z importu, znosi rocznie 308 jaj, a jeśli karmić ją czym popadnie – zaledwie 240 jaj.
Zastanawiamy się tylko, czy ten jedyny „białoruski element” w jajku jest aby do końca białoruski? Bo skoro karma z Rosji…
Kresy24.pl / Euroradio
Dodaj komentarz
Uwaga! Nie będą publikowane komentarze zawierające treści obraźliwe, niecenzuralne, nawołujące do przemocy czy podżegające do nienawiści!