Odwykowe obozy pracy przymusowej (LTP), to relikt z czasów Związku Radzieckiego, który zachował się już tylko na Białorusi i w Turkmenistanie. W ZSRR nazywano ten rodzaj zniewolenia „karną psychiatrią”. Leczenie uzależnionego polega na przymusowym tyraniu od świtu do nocy i piciu herbaty rumiankowej. O żadnej terapii nie ma mowy.
Decyzję o skierowaniu do ośrodka podejmuje nie lekarz terapeuta, ale sędzia. Pobyt w nim – choć przymusowy, nie jest w świetle białoruskiego prawa traktowany jak wyrok i pozwala na izolowanie człowieka, nie wysyłając go (teoretycznie) do więzienia. Białoruskie sądy skazują najczęściej na rok lub dwa lata, bez prawa do apelacji – pomimo, że do przestępstwa nie doszło.
Fotograf Irina Popowa wydała właśnie książkę, w której opisuje swoją podróż po „ośrodkach terapii dla alkoholików”. Autorka pisze, że po wyjściu z takiego ośrodka większość więźniów upija się -w ten sposób świętuje odzyskanie wolności – pisze „Radio Svaboda”.
Popowa, jak zapewnia gazeta jest pierwszą fotografką, którą wpuszczono do zamkniętych ośrodków.
Obrońcy praw człowieka w Związku Radzieckim nazywali takie ośrodki „karną psychiatrią”. Po rozpadzie ZSRR system takich obozów został zniesiony w niemal wszystkich krajach byłego „sojuza”, nawet w Rosji je zamknięto (ostatni w 1993 roku). Ale nie na Białorusi, tam nadal istnieje 8 takich obozów, w każdym umieszcza się po 1 600 osób. Leczenie uzależnień od alkoholu czy narkotyków, to praca i herbata rumiankowa.
Przymusowe leczenie osób uzależnionych od alkoholu lub narkomanii jest sprzeczne z ustawą Republiki Białoruś „O ochronie zdrowia”. Zgodnie z prawem, leczenie na Białorusi jest dobrowolne! Artykuł 46 przewiduje jeden wyjątek, który zakłada przymusowe leczenie osób cierpiących z powodu chorób, stanowiących zagrożenie dla zdrowia publicznego, a którzy odmawiają leczenia. W takim przypadku, o leczeniu przymusowym decyduje sąd. Oficjalna lista chorób została zatwierdzona dekretem Ministerstwa Zdrowia w 2002 roku. Alkoholizmu i narkomanii na tej liście nie ma.
Białoruscy obrońcy praw człowieka podkreślają, że do takich ośrodków często kieruje się działaczy opozycji demokratycznej i nieprawomyślnych, którzy narazili się jedynej słusznej władzy. Wystarczy, że dwa razy – np. po akcjach protestacyjnych milicjant w protokole zatrzymania napisze, iż zatrzymany spożywał alkohol. Trzecie zatrzymanie może skończyć się przewiezieniem wprost przed oblicze sądu, stamtąd trafia się w miejsce, które przedstawiamy niżej na zdjęciach Iriny Popowej.
Tylko 5 procent spośród osadzonych, po wyjściu z ośrodka przestaje pić.
Kresy24.pl/svaboda.org
2 komentarzy
olo
17 grudnia 2015 o 17:21a przestaja po tym pic ?
nato
22 grudnia 2015 o 23:01Tak owszem przestają pić herbatę rumiankową